- Odczepcie się ode mnie! - krzyknął Gotfryd. - A w ogóle to koniec z tajemnym szyfrem! Nie rozmawiam z wami, i już!
Następnego dnia Gotfryd wytłumaczył nam swoją wiadomość.
Mówił nam:
„Przestańcie się tak wszyscy na mnie gapić, bo pani zobaczy i wpadnę".
Urodziny Jadwini
Dzisiaj zostałem zaproszony na urodziny do Jadwini. Jadwinia jest dziewczyną, ale jest bardzo fajna. Ma żółte włosy, niebieskie oczy, jest cała różowa i jest córką państwa Courteplaque, naszych sąsiadów. Pan Courteplaque pracuje jako kierownik działu z butami w domu towarowym „Mały Ciułacz”, a pani Courteplaque gra na pianinie i śpiewa zawsze to samo: piosenkę z mnóstwem krzyków, które słychać u nas dobrze każdego wieczora.
Mama kupiła dla Jadwini prezent: kuchnię z rondlami i sitkami.
Zastanawiam się, czy naprawdę można się czymś takim bawić. A potem nałożyła mi granatowe ubranko i krawat, uczesała mnie, posmarowała mi włosy brylantyną, powiedziała, że mam być bardzo grzeczny - jak prawdziwy mały mężczyzna - i odprowadziła mnie do Jadwini. Bardzo lubię chodzić na urodziny i bardzo lubię Jadwinię. Oczywiście nie na wszystkich urodzinach spotyka się takich chłopaków jak Alcest, Gotfryd, Euzebiusz, Rufus, Kleofas, Joachim czy Maksencjusz, z którymi chodzę do szkoły, ale zawsze to jakaś rozrywka. Są ciastka, można się bawić w kowbojów, w policjantów i złodziei, no i jest fajnie.
Drzwi otworzyła mama Jadwini i na mój widok zaczęła wykrzykiwać, jakby była zdziwiona, że przyszedłem. A przecież sama telefonowała do mamy, żeby mnie zaprosić! Była bardzo miła. powiedziała, że jestem słodki, a potem zawołała Jadwinię, żeby zobaczyła, jaki śliczny prezent jej przyniosłem. No i przyszła Jadwinia strasznie różowa, w białej sukience, która wszędzie miała pełno zakładek, naprawdę bardzo fajnej. Okropnie głupio było mi dawać jej prezent, bo byłem pewny, że nie będzie się jej podobał, i zgadzałem się z panią Courteplaque, kiedy mówiła mamie, że doprawdy nie trzeba było. Ale wyglądało na to, że Jadwinia jest z kuchni zadowolona. Dziwne są te dziewczyny! A potem mama sobie poszła, powtarzając jeszcze raz, żebym był
bardzo grzeczny.
W pokoju Jadwini były już dwie dziewczyny w sukienkach z mnóstwem zakładek. Nazywały się Melania i Eudoksja. Jadwinia powiedziała mi, że to jej dwie najlepsze przyjaciółki. Podaliśmy sobie ręce, potem usiadłem w kącie na fotelu, a Jadwinia pokazywała kuchnię swoim najlepszym przyjaciółkom. Melania powiedziała, że ma taką samą, tylko ładniejszą, a Eudoksja, że kuchnia Melanii na pewno nie jest taka ładna jak serwis, który dostała na imieniny. I wszystkie trzy zaczęły się kłócić.
A potem ktoś dzwonił do drzwi, kilka razy, i przyszło mnóstwo dziewczyn, wszystkie w sukienkach z zakładkami, z głupimi prezentami, a jedna czy dwie przyniosły swoje lalki. Gdybym wiedział wcześniej, wziąłbym ze sobą piłkę.
W końcu pani Courteplaque powiedziała:
- No, wydaje mi się, że wszyscy już są. Możemy siadać do stołu.
Jak się zorientowałem, że jestem jedynym chłopakiem, miałem wielką ochotę wrócić do domu, ale zabrakło mi odwagi. Kiedy weszliśmy do jadalni, było mi bardzo gorąco w twarz. Pani Courteplaque posadziła mnie między Leontyną i Bertą, które też, powiedziała mi Jadwinia, są jej najlepszymi przyjaciółkami.
Pani Courteplaque włożyła nam na głowy papierowe czapki. Moja była szpiczasta, jak u klauna, i trzymała się na gumce. Wszystkie dziewczyny zaczęły się śmiać na mój widok, a mnie zrobiło się jeszcze bardziej gorąco w twarz i okropnie ściskał mnie krawat.
Podwieczorek był niezły: ciasteczka i czekolada. Przyniesiono też tort ze świeczkami. Jadwinia dmuchnęła, a wszystkie dziewczyny klaskały w ręce. Tylko dziwna rzecz, nie bardzo chciało mi się jeść. A przecież, nie licząc śniadania, obiadu i kolacji, najbardziej lubię właśnie podwieczorek. Prawie lak samo jak kanapki, które jemy na przerwie.
Za to dziewczyny dużo jadły i przez cały czas mówiły wszystkie naraz. Chichotały i udawały, że dają tort lalkom.
W końcu pani Courteplaque powiedziała, żebyśmy przeszli do salonu. Ja znów usiadłem w kącie na fotelu.
Później Jadwinia pośrodku salonu, z rękami na plecach, deklamowała coś o ptaszynach. Kiedy skończyła, wszyscy żeśmy zaczęli klaskać i pani Courteplaque zapytała, czy ktoś inny nie chciałby czegoś zrobić, powiedzieć, zatańczyć albo zaśpiewać.
- Może Mikołajek - pokazała na mnie. - Taki miły chłopczyk na pewno zna jakiś wierszyk.
Miałem wielką gulę w gardle i pokręciłem głową, że nie, a one się wszystkie roześmiały, bo w tej szpiczastej czapce musiałem wyglądać jak pajac. Wtedy Berta dała potrzymać swoją lalkę Leokadii i siadła do pianina. Grała coś z wyciągniętym językiem, ale zapomniała końca i rozpłakała się. Więc pani Courteplaque wstała, powiedziała, że to było bardzo ładne, pocałowała Bertę i poprosiła, żebyśmy klaskali, no i one wszystkie klaskały.
A potem Jadwinia ułożyła prezenty pośrodku pokoju i dziewczyny zaczęły piszczeć i chichotać, chociaż nie było tam ani jednej prawdziwej zabawki! Tylko moja kuchnia, druga kuchnia, większa, maszyna do szycia, sukienki dla lalek, mała szafa i żelazko.
- Dlaczego nie bawisz się z koleżankami? - zapytała mnie pani Courteplaque.
Popatrzyłem na nią, nic nie mówiąc. Wtedy pani Courteplaque klasnęła w ręce i zawołała:
-Wiem, co zrobimy! Kółeczko! Ja będę grała na pianinie, a wy będziecie tańczyli!
Nie chciałem wcale tańczyć, ale pani Courteplaque wzięła mnie pod pachę i musiałem dać rękę Blandynie i Eudoksji. Ustawiliśmy się wszyscy w koło, pani Courteplaque zaczęła grać na pianinie tę swoją piosenkę, a my zaczęliśmy się kręcić. Pomyślałem sobie, że gdyby chłopaki mnie widziały, musiałbym zmienić szkołę!
W końcu ktoś zadzwonił do drzwi. Przyszła po mnie mama.
Okropnie się ucieszyłem na jej widok!
- Mikołajek jest słodki - powiedziała pani Courteplaque do mojej mamy. - Nigdy nie widziałam równie grzecznego chłopca. Jest może trochę nieśmiały, ale to na pewno najlepiej ułożony ze wszystkich moich małych gości!
Mama zrobiła trochę zdziwioną, ale zadowoloną minę. W domu usiadłem na fotelu, nic nie mówiąc. Kiedy przyszedł tata, spojrzał
na mnie i zapytał mamy, co mi jest.
-Och, bardzo jestem z niego dumna - powiedziała mama. - Poszedł
na urodziny do naszej małej sąsiadki. Był jedynym zaproszonym chłopcem. Pani Courteplaque powiedziała mi, że właśnie on jest najlepiej ułożony!
Tata podrapał się w brodę, zdjął mi z głowy tę szpiczastą czapkę, pogładził mnie po włosach, chusteczką starł brylantynę z ręki i zapytał, czy dobrze się bawiłem. Wtedy się rozpłakałem.
Tata roześmiał się, a wieczorem zabrał mnie na film z kowbojami, którzy bez przerwy się tłukli i strzelali z rewolweru jak opętani.