Выбрать главу

Ender stał poza grupą i obserwował, jak Bernard ustanawia hierarchię. Niektórzy chłopcy byli mu potrzebni i tym podlizywał się bezwstydnie. Inni chętnie zostawali pomocnikami i robili wszystko, co im kazał, choć traktował ich z pogardą.

Niektórych jednak irytowała władza Bernarda. Ender przyglądał się uważnie i wiedział, kto nie cierpi uzurpatora. Shen był mały, ambitny i łatwo go było rozdrażnić. Bernard odkrył to szybko i nazwał Shena Glistą.

— Dlatego, że jest taki mały — wyjaśnił. — I jeszcze się buja. Patrzcie, jak kołysze tyłkiem przy chodzeniu.

Shen wściekał się, ale oni śmiali się tylko głośniej.

— Spójrzcie na jego tyłek. Jak leci, Glisto?

Ender nie rozmawiał z Shenem — stałoby się jasne, że zbiera konkurencyjną grupę. Siedział po prostu z komputerem na kolanach i starał się wyglądać, jakby studiował.

Ale nie uczył się. Instruował komputer, żeby co trzydzieści sekund przesyłał wiadomość w system przerywania. Wiadomość, krótka i treściwa, przeznaczona była dla wszystkich. Trudność polegała tylko na tym, by ukryć, od kogo pochodziła, tak jak robili to nauczyciele. Informacje od chłopców kończyły się zawsze automatycznie włączanym imieniem nadawcy. Enderowi nie udało się jeszcze złamać systemu zabezpieczenia, więc nie mógł udawać, że jest nauczycielem. Zdołał za to założyć zbiór nie istniejącego ucznia, którego dla zabawy nazwał Bogiem.

Dopiero kiedy wiadomość była gotowa, spróbował pochwycić spojrzenie Shena. Tamten, razem z pozostałymi, przyglądał się, jak Bernard i jego poplecznicy nabijają się z nauczyciela matematyki, który często przerywał w pół zdania i rozglądał się, jak gdyby wysiadł z autobusu na niewłaściwym przystanku i nie bardzo wiedział, gdzie jest.

W końcu jednak Shen spojrzał w jego stronę. Ender skinął mu głową, wskazał komputer i uśmiechnął się. Shen nie zrozumiał. Ender uniósł komputer i raz jeszcze wskazał ekran. Shen sięgnął po własny komputer. Wtedy Ender wysłał wiadomość. Shen odebrał ją niemal natychmiast, przeczytał i wybuchnął śmiechem. Spojrzał na Endera jakby chciał zapytać: czy to ty? Ender wzruszył ramionami, co miało oznaczać: nie wiem kto, ale ja na pewno nie.

Shen zaśmiał się znowu, a kilku chłopców nie związanych z grupą Bernarda sięgnęło po komputery. Co trzydzieści sekund wiadomość pojawiała się u wszystkich, przepływała wokół ekranów i znikała. Wszyscy się śmiali.

— Z czego się śmiejecie? — spytał Bernard. Ender starał się zachować powagę udając lęk, jaki czuli inni. Naturalnie, Shen uśmiechał się wyzywająco. Trwało to tylko chwilę; potem Bernard polecił jednemu ze swoich podać sobie komputer. Razem odczytali tekst:

SCHOWAJ TYŁEK. BERNARD PATRZY.

— BÓG

Bernard poczerwieniał z wściekłości.

— Kto to zrobił?

— Bóg — odparł Shen.

— Ty na pewno nie. Glisty nie mają dość rozumu. Tekst Endera przestał się pojawiać po pięciu minutach. Po chwili na jego ekranie pojawiła się wiadomość od Bernarda.

WIEM, ŻE TO TY.

— BERNARD

Ender nie podniósł głowy. Zachowywał się tak, jakby niczego nie zauważył. Bernard chce mnie przyłapać. Nic nie wie.

Naturalnie, nie miało to znaczenia. Tym bardziej zechce go ukarać, by odbudować swój autorytet. Nie mógł pozwolić, by się z niego śmiali. Musiał udowodnić, że on tu jest najważniejszy. Dlatego ktoś przewrócił Endera pod prysznicem, a jeden z chłopców Bernarda udał, że potknął się o niego i wbił mu łokieć w żołądek. Ender zniósł to w milczeniu. Nie był jeszcze gotów do otwartej wojny. Nie reagował.

Lecz w innej wojnie, wojnie komputerów, wyprowadził już kolejny atak. Kiedy wrócił z kąpieli, wściekły Bernard kopał łóżka i krzyczał:

— Zamknijcie się! Nie napisałem tego! Na wszystkich ekranach bez przerwy płynęły litery:

UWIELBIAM TWÓJ TYŁECZEK. POZWÓL MI GO POCAŁOWAĆ.

— BERNARD

— Nie wysyłałem tej wiadomości! — wrzeszczał Bernard. Kiedy zamieszanie trwało już dość długo, w drzwiach pojawił się Dap.

— O co chodzi? — spytał.

— Ktoś wysyła teksty i podpisuje je moim imieniem — wyjaśnił ponuro Bernard.

— Jakie teksty?

— Nieważne jakie!

— Dla mnie ważne — Dap wziął komputer chłopca, zajmującego posłanie nad Enderem, spojrzał na ekran i uśmiechnął się.

— Ciekawe — stwierdził.

— Czy nie ma pan zamiaru ustalić, kto to zrobił? — zapytał Bernard.

— Och, wiem, kto to zrobił — odparł Dap.

Tak, pomyślał Ender. System daje się złamać zbyt łatwo. Chcą, żebyśmy go łamali, przynajmniej częściowo. Wiedzą, że to ja.

— Więc kto? — krzyknął Bernard.

— Krzyczysz na mnie, żołnierzu? — spytał bardzo spokojnie Dap.

Nastrój w sali uległ gwałtownej zmianie. Wściekłość Bernarda i jego najbliższych przyjaciół oraz ledwie skrywana radość pozostałych ustąpiła miejsca powadze. Oto miał przemówić ktoś obdarzony autorytetem.

— Nie, sir — powiedział Bernard.

— Wszyscy wiedzą, że system automatycznie włącza do informacji imię nadawcy.

— Ja tego nie pisałem!

— Krzyczysz? — powtórzył Dap.

— Wczoraj ktoś nadał wiadomość podpisaną BÓG — poinformował Bernard.

— Naprawdę? Nie wiedziałem, że jest wpisany do systemu — Dap odwrócił się i wyszedł, a cała sala ryknęła śmiechem.

* * *

Próba przejęcia rządów skończyła się klęską Bernarda — tylko niewielu pozostało jeszcze przy nim. Fakt, że byli to ci najgorsi i Ender wiedział, że dopóki nie zakończy obserwacji, nie będzie mu lekko. Mimo to zabawa z komputerem zrobiła swoje. Wpływy Bernarda zostały ograniczone, a wszyscy chłopcy, którzy byli cokolwiek warci, uwolnili się spod nich. Co najważniejsze, Ender dokonał tego nie posyłając przeciwnika do szpitala. Ten sposób był dużo lepszy.

Zajął się na poważnie projektowaniem systemu bezpieczeństwa dla własnego komputera, jako że blokady wbudowane w system okazały się niewystarczające. Jeżeli sześciolatek potrafi je przełamać, wstawiono je tam najwyraźniej jako rodzaj zabawy, a nie poważne zabezpieczenie. Kolejna gra, jaką wymyślili dla nas nauczyciele. A w tej jestem naprawdę dobry.

— Jak to zrobiłeś? — spytał go przy śniadaniu Shen. Ender zwrócił uwagę, że po raz pierwszy inny Starter z jego klasy usiadł z nim przy posiłku.

— Co zrobiłem? — zapytał.

— Nadałeś wiadomość z fałszywym podpisem. Na dodatek z podpisem Bernarda! To było świetne. Teraz nazywają go Tyłkookiem. Okiem przy nauczycielach, ale i tak wszyscy wiedzą, na co patrzy.

— Biedny Bernard — mruknął Ender. — A jest taki wrażliwy.

— Daj spokój, Ender. Włamałeś się do systemu. Jak? Ender potrząsnął głową i uśmiechnął się.

— Dzięki, że uważasz mnie za tak zdolnego. Po prostu pierwszy to zauważyłem i tyle.

— Dobra, nie musisz mi mówić — stwierdził Shen. — Ale i tak to było świetne — przez chwilę jedli w milczeniu. — Czy naprawdę kręcę tyłkiem, kiedy chodzę?

— Nie — odparł Ender. — Tylko trochę. Po prostu nie rób takich dużych kroków.

Shen pokiwał głową.

— Tylko Bernard mógł na to zwrócić uwagę.

— Świnia — oświadczył Shen. Ender wzruszył ramionami.

— W zasadzie świnie nie są takie złe.

— Masz rację — zaśmiał się Shen. — Byłem niegrzeczny wobec świń.