Выбрать главу

— Wziąłem cię, goju, bo nie chcę, żeby mówili, że wygrywam, bo mam najlepszych żołnierzy. Chcę im pokazać, że mogę wygrać nawet z takim żołnierskim wypierdkiem jak ty. Mamy tu tylko trzy zasady. Robić, co mówię i nie sikać do łóżka.

Ender kiwnął głową. Wiedział, że Ross czeka na jego pytanie o trzecią zasadę. Zadał je więc.

— To były trzy zasady. Nie jesteśmy tu za dobrzy z matematyki. Przekaz był jasny: zwycięstwo jest ważniejsze niż wszystko inne.

— Twoje sesje treningowe z tymi małymi, głupkowatymi Starterami są skończone, Wiggin. Koniec. Jesteś teraz w armii z dużymi chłopcami. Będziesz w plutonie Dinka Meekera. Od tej chwili, jeśli chodzi o ciebie, Dink Meeker jest Bogiem.

— A kim ty jesteś?

— Jestem oficerem personalnym, który wynajął Boga — Ross wyszczerzył zęby. — I masz zakaz używania komputera, dopóki nie zamrozisz dwóch wrogich żołnierzy w jednej bitwie. Ten rozkaz to samoobrona. Słyszałem, że jesteś genialnym programistą. Nie chcę, żebyś coś pieprzył na mojej maszynie.

Wszyscy ryknęli śmiechem. Dopiero po chwili Ender zrozumiał dlaczego. Ross zaprogramował komputer, by ten wyświetlał i poruszał powiększonym obrazem męskich genitaliów, kołyszącym się tam i z powrotem, gdy zasłaniał pulpitem okolice poniżej pasa. Oto dowódca, któremu sprzedał mnie Bonzo, pomyślał Ender. Jak ktoś, kto w ten sposób spędza czas, potrafi wygrywać bitwy?

Znalazł Dinka Meekera w sali gier. Nie grał, po prostu siedział i obserwował.

— Pokazali mi ciebie — powiedział. — Jestem Ender Wiggin.

— Wiem — odparł Meeker.

— Jestem w twoim plutonie.

— Wiem — powtórzył.

— Mam mało doświadczenia. Dink przyjrzał mu się uważnie.

— Posłuchaj, Wiggin, wiem to wszystko. Jak myślisz, czemu prosiłem Rossa, żeby cię do mnie przydzielił?

Więc nie został odrzucony, został wybrany, ktoś o niego prosił. Meeker go chciał.

— Czemu? — spytał Ender.

— Przyglądałem się twoim ćwiczeniom ze Starterami. Moim zdaniem rokujesz pewne nadzieje. Bonzo jest głupi, a ja chciałem, żebyś odebrał lepsze przeszkolenie, niż może ci dać Petra. Ona umie tylko strzelać.

— Musiałem się tego nauczyć.

— Ale ciągle się ruszasz, jakbyś się bał, że nasikasz w portki.

— Więc mnie naucz.

— Więc się ucz.

— Nie mam zamiaru rezygnować z ćwiczeń w czasie wolnym.

— Nie chcę, żebyś rezygnował.

— Ross Nos chce.

— Ross Nos nie może ci zabronić. Tak samo jak nie może zabronić używania komputera.

— Myślałem, że dowódcy mogą rozkazać wszystko.

— Mogą rozkazać, żeby księżyc zrobił się niebieski, ale nic się nie stanie. Posłuchaj, Ender, dowódcy mają tyle władzy, ile im jej dasz. Im bardziej jesteś posłuszny, tym bardziej tobą rządzą.

— A co ich powstrzyma, żeby mi nie dołożyć? — wspomniał cios Bonzo.

— Zdawało mi się, że po to właśnie chodzisz na kurs walki wręcz.

— Naprawdę mnie obserwowałeś?

Dink nie odpowiedział.

— Nie chcę, żeby Ross był na mnie wściekły. Chcę brać udział w walce, mam dość siedzenia w kącie.

— Twoje wyniki się pogorszą. Tym razem Ender nie odpowiedział.

— Słuchaj, Ender, dopóki jesteś w moim plutonie, bierzesz udział w walce.

Wkrótce Ender przekonał się dlaczego. Dink szkolił swój pluton z dyscypliną i wigorem, ale zupełnie niezależnie od pozostałej części Armii Szczura. Nigdy nie konsultował się z Rossem i bardzo rzadko cała armia ćwiczyła wspólne manewry. Wyglądało to tak, jakby Ross dowodził jedną armią, a Dink drugą, o wiele mniejszą, która przypadkiem znalazła się w sali treningowej w tym samym czasie.

Dink rozpoczął pierwsze ćwiczenia prosząc Endera, by zademonstrował swoją pozycję w ataku stopami naprzód. Inni chłopcy nie byli zachwyceni.

— Jak możemy nacierać leżąc na plecach? — pytali.

Ku zdziwieniu Endera Dink nie poprawił ich, nie powiedział, żeby nie atakowali na plecach, tylko spadali na nich. Widział, co robi Ender, ale nie rozumiał orientacji, jaka z tego wynikała. Chłopiec szybko pojął, że wprawdzie Dink był bardzo, bardzo dobry, lecz upór w trzymaniu się kierunku ciążenia korytarza ograniczał jego sposób myślenia. Nie potrafił sobie wyobrazić nieprzyjacielskiej bramy jako leżącej na dole.

Ćwiczyli atak na wrogą gwiazdę. Zanim zaczęli stosować metodę Endera, zawsze nacierali wyprostowani, wystawiając na cel całe ciała. Nawet teraz, gdy docierali do gwiazdy, atakowali z jednego tylko kierunku. „Górą!” krzyczał Dink i górą nacierali. Trzeba przyznać, że potem powtarzał ćwiczenie wołając: „Jeszcze raz, głową w dół!”, ale ponieważ stale orientowali się według nie istniejącej grawitacji, przechodząc dołem chłopcy poruszali się niezgrabnie, jakby mieli zawroty głowy.

Nienawidzili ataku stopami w przód. Dink upierał się, by go stosowali. W efekcie znienawidzili Endera.

— Czy musimy uczyć się walczyć od Startera? — spytał jeden z nich upewniwszy się, że Ender usłyszy.

— Tak — odparł Dink. Pracowali dalej.

W końcu się przekonali. W treningowych potyczkach zaczęli pojmować, o ile trudniej jest trafić przeciwnika atakującego stopami do przodu. A kiedy pojęli, ćwiczyli chętniej.

Tego wieczoru Ender po raz pierwszy przyszedł na ćwiczenia Starterów po całym dniu pracy. Był zmęczony.

— Jesteś teraz w prawdziwej armii — powitał go Alai. — Nie musisz już z nami trenować.

— Od ciebie uczę się tego, czego nikt nie umie — odparł Ender.

— Dink Meeker jest najlepszy. Słyszałem, że jesteś w jego plutonie.

— No to do roboty. Pokażę wam, czego się dzisiaj od niego nauczyłem.

Przy pomocy Alai i pozostałych starał się przeprowadzić te same manewry, nad którymi męczył się całe popołudnie. Poprawił je jednak, kazał chłopcom ćwiczyć z zamrożoną jedną nogą, obiema nogami, albo używać zamrożonych kolegów jako oparcia przy zmianie kierunku lotu.

W połowie ćwiczeń zauważył Petrę i Dinka. Stali w drzwiach i przyglądali mu się z daleka. Później, gdy spojrzał znowu, już ich nie było.

A więc obserwują mnie i wiedzą, co tu robię. Nie miał pojęcia, czy Dink jest jego przyjacielem; sądził, że Petra tak, ale nie był pewien. Mogą być wściekli, że zajmuje się tym, co należy do dowódców armii i plutonów — musztruje i ćwiczy żołnierzy. Może też czują się obrażeni, że żołnierz zadaje się ze Starterami. Nie czuł się dobrze, gdy starsi mu się przyglądali.

— Zdawało mi się, że zakazałem ci używać komputera — Ross Nos stanął przy posłaniu Endera. Ender nie podniósł głowy.

— Kończę zadanie z trygonometrii na jutro. Ross pchnął komputer kolanem.

— Zakazałem ci tego używać. Ender odłożył pulpit i wstał.

— Bardziej mi zależy na trygonometrii niż na tobie.

Ross był wyższy przynajmniej o czterdzieści centymetrów, ale Ender nie przejmował się tym. Nie sądził, by doszło do użycia siły, a jeśli nawet, to chyba dałby sobie radę. Ross był leniwy i nie potrafił walczyć wręcz.

— Spadasz w tabeli, chłopcze — stwierdził.

— Spodziewałem się tego. Prowadziłem tylko dlatego, że Armia Salamandry używała mnie w głupi sposób.

— Głupi? Strategia Bonza pozwoliła mu wygrać kilka kluczowych bitew.

— Strategia Bonza nie pozwoliłaby mu wygrać walki o pietruszkę. Każdy mój strzał naruszał jego rozkazy. Ross o tym nie wiedział i to go rozzłościło.

— Więc wszystko, co mówił o tobie Bonzo, to kłamstwo. Jesteś nie tylko mały i nic nie umiesz, ale w dodatku jesteś niezdyscyplinowany.