— Oczywiście — odparł pogardliwym tonem. — Mam dalej do podłogi, niż ty.
Śmiech. Groszek zaczerwienił się ze złości.
— Sprawa jest jasna. Nie możemy liczyć na to, że będą nas normalnie traktować-zawołał Ender. — Lepiej bądźcie gotowi do bitwy w każdej chwili. I często. Nie będę udawał, że mi się to podoba, ale jestem zadowolony, że moja armia potrafi sobie z tym poradzić.
Po tych słowach poszliby za nim wszędzie, nawet na spacer po Księżycu bez skafandrów.
Petra nie była Carnem Carbym. Miała szyki bardziej elastyczne, reagowała o wiele szybciej na błyskawiczne, nieprzewidywalne ataki Endera. W rezultacie pod koniec bitwy Armia Smoka miała trzech zamrożonych i dziewięciu unieruchomionych. W dodatku Petra nie podeszła, by uścisnąć mu rękę. Jej płonące gniewem oczy zdawały się mówić: byłam twoim przyjacielem, a teraz tak mnie upokarzasz?
Ender udawał, że nie widzi, jak bardzo jest wściekła. Po kilku kolejnych bitwach zrozumie, że w walce z nim zyskała więcej trafień, niż spodziewałby się po kimkolwiek. Zresztą, nadal uczył się od niej. Tego dnia na ćwiczeniach musi pokazać dowódcom plutonów, jak przeciwdziałać manewrom, których użyła Petra. Niedługo znów będą przyjaciółmi.
Miał nadzieję.
Przez pierwszy tydzień Armia Smoka rozegrała siedem bitew osiągając 7 zwycięstw i 0 porażek. Ender ani razu nie poniósł strat większych niż w walce z Armią Feniksa, a w dwóch bitwach nie miał ani jednego zamrożonego czy unieruchomionego. Nikt już nie uważał, że to szczęśliwy traf wyniósł go na wierzchołek tabeli. Pobił najlepsze armie z przewagą, o jakiej nikt jeszcze nie słyszał. Inni dowódcy nie mogli go dłużej ignorować. Zawsze kilku siadało przy jego stole i próbowało się dowiedzieć, jak pokonał ostatnich przeciwników. Tłumaczył im chętnie, pewien, że niewielu tylko potrafi tak wyszkolić żołnierzy i plutonowych, by potrafili to samo, co jego ludzie. A kiedy mówił, dużo większa grupa zbierała się wokół pokonanych przez Endera. Próbowali znaleźć sposób, by z nim zwyciężyć.
Wielu go nienawidziło. Za to, że jest młody i zdolny, że przez niego ich zwycięstwa straciły na znaczeniu. Po raz pierwszy Ender dostrzegł to w ich twarzach, gdy mijali go na korytarzu; potem zauważył, że niektórzy chłopcy wstają i przechodzą do innego stolika, gdy w mesie usiadł blisko nich; czyjeś łokcie trafiały go przypadkowo w sali treningowej, stopy wplątywały się w jego stopy, gdy wracał z gimnastyki; ślina i kulki mokrego papieru uderzały go w plecy, gdy biegał po korytarzach. Wiedzieli, że nie pobiją go w sali bojowej, więc próbowali tam, gdzie nic im nie groziło, gdzie nie był gigantem, ale zwykłym, małym chłopcem. Ender gardził nimi, ale w głębi duszy — tak głęboko, że sam o tym nie wiedział — bał się ich. To Peter dokuczał mu zawsze w ten sposób i Ender zaczynał czuć się za bardzo jak w domu. Wszystko to były jednak drobne przykrości i Ender zdołał sam siebie przekonać, że należy je traktować jako jeszcze jedną formę wyrażania podziwu. Inne armie zaczynały już go naśladować. Żołnierze atakowali z podkurczonymi kolanami, łamały się szyki, a komendanci wysyłali plutony, by prześlizgiwały się po ścianach. Nikt jeszcze nie przejął podziału na pięć plutonów — ten fakt dawał Enderowi pewną przewagę. Gdy przeciwnik zlokalizuje cztery plutony, nie będzie szukał piątego.
Ender uczył wszystkich taktyki walki w zero-ciążeniu. A gdzie sam mógł iść, by się czegoś nauczyć?
Zaczął odwiedzać salę wideo, pełną propagandowych filmów o Maze-rze Rackhamie i innych wybitnych dowódcach z czasów Pierwszej i Drugiej Inwazji. Kończył treningi o godzinę wcześniej i pozwalał plutonowym samodzielnie prowadzić ćwiczenia pod jego nieobecność. Zwykle organizowali potyczki, pluton na pluton. Ender zostawał w sali jeszcze przez chwilę, a gdy był pewien, że wszystko idzie dobrze, wychodził oglądać dawne bitwy.
Większość filmów była tylko stratą czasu. Porywająca muzyka, zbliżenia dowódców i dekorowanych orderami żołnierzy, chaotyczne zdjęcia marines atakujących instalacje robali. Tu i tam jednak trafiał na coś użytecznego: statki, jak punkty światła, manewrujące w czarnej przestrzeni, albo lepiej jeszcze: światełka na komputerowych ekranach sytuacyjnych, ukazujących całość bitwy. Na wideo trudno było dostrzec, jak przebiega walka w trzech wymiarach, a sekwencje często były krótkie i bez żadnych wyjaśnień. Ender widział jednak wyraźnie, w jak doskonały sposób robale wykorzystywały pozornie losowe tory lotu dla wywołania zamętu, jak używały przynęt i udawanych odwrotów, by zwabić statki MF w pułapkę. Niektóre starcia pocięto na wiele fragmentów, rozrzuconych po różnych filmach; oglądając je po kolei Ender potrafił zrekonstruować przebieg bitwy. Dostrzegał to, o czym nigdy nie wspominali oficjalni komentatorzy, zawsze próbujący wzbudzić w widzach dumę ze zwycięstw ludzi i odrazę dla robali. Zaczynał się zastanawiać, w jaki sposób ludzkości w ogóle udało się zwyciężyć. Okręty MF były niezdarne; flotylle nieznośnie wolno reagowały na nowe zdarzenia, podczas gdy flota robali działała z perfekcyjną dokładnością i błyskawicznie znajdowała wyjście z zaskakujących sytuacji. Naturalnie, podczas Pierwszej Inwazji okręty ludzi zupełnie nie były przystosowane do szybkich starć, ale statki robali także nie. Dopiero przy Drugiej Inwazji pojawiły się szybkie, śmiercionośne okręty i równie śmiercionośna broń.
Tak więc od robali, nie od ludzi, uczył się Ender strategii. Trochę się tego wstydził i obawiał, gdyż był to najstraszniejszy nieprzyjaciel, odrażający, obrzydliwy i morderczy. Robale były jednak doskonałe w tym, co robiły. Do pewnych granic. Stosowały właściwie tylko jedną strategię: zgromadzić jak najwięcej statków w kluczowym dla starcia punkcie. Nigdy nie zrobiły niczego zaskakującego, co by pokazało geniusz albo głupotę któregoś z oficerów. Najwyraźniej panowała tam bardzo ostra dyscyplina.
Jedno tylko nie przestawało go dziwić: chociaż tak wiele się mówiło o Mazerze Rackhamie, nie było wcale filmów ze stoczonej przez niego bitwy. Kilka scen z pierwszych etapów starcia, z maleńką grupą Rackhama wyglądającą żałośnie na tle głównych sił robali. Robale rozbiły już trzon ziemskiej floty w rejonie tarczy kometarnej, zniszczyły wiele okrętów i zdawały się kpić z ludzkiej strategii — ten film pokazywano dość często, by raz po raz przypominać na nowo grozę, jaką wzbudziło zwycięstwo najeźdźców. Potem obca flota przesunęła się do Saturna, gdzie czekała skromna, beznadziejnie nieliczna flotylla ziemska. I wtedy…
Wtedy następował strzał z małego krążownika Mazera Rackhama i jeden nieprzyjacielski statek rozpadał się. Nic więcej nigdzie nie pokazano. Na wielu filmach można było zobaczyć marines wdzierających się do statków robali i ciała samych robali wewnątrz. Nigdy natomiast walki wręcz — oprócz wstawek z Pierwszej Inwazji. Ta oczywista cenzura, zastosowana wobec zwycięstwa Mazera Rackhama, bardzo irytowała Endera. Uczniowie Szkoły Bojowej mogli się wiele nauczyć od tego dowódcy, a ukrywano przed nimi wszystko, co się zdarzyło. To zamiłowanie do tajności nie mogło pomóc dzieciom, mającym w przyszłości powtórzyć wyczyn Mazera Rackhama.
Naturalnie, gdy tylko rozeszły się słuchy, że Ender Wiggin bez przerwy ogląda filmy z wojny, do sali wideo zaczęły ściągać tłumy. Przychodzili głównie dowódcy; oglądali to samo co Ender i udawali, że rozumieją, po co to robi. Ender niczego nie tłumaczył. Kiedyś wyświetlił siedem sekwencji z tego samego starcia, filmowanego z różnych punktów, i jeden z chłopców zapytał nieśmiało: „Czy niektóre z tych filmów nie pokazują tej samej bitwy?”.