— Jak to się dzieje, że jeszcze żyjesz? — spytał kiedyś Ender.
— Wygrałeś swoją bitwę siedemdziesiąt lat temu, a nie sądzę, żebyś miał teraz więcej niż sześćdziesiąt.
— To cuda względności — wyjaśnił Mazer. — Trzymali mnie tutaj przez dwadzieścia lat po walce, chociaż ich błagałem, żeby dali mi jeden z tych statków, które wysłali przeciwko planecie robali i ich koloniom. Potem… zaczęli rozumieć zachowanie żołnierzy w stresie podczas bitwy.
— Jakie zachowanie?
— Za mało znasz psychologię, żeby zrozumieć. W każdym razie dotarło do nich, że chociaż nigdy nie będę już w stanie dowodzić flotą, to nadal jestem jedynym człowiekiem, który potrafi przekazać to, co zrozumiał o robalach. Byłem — pojęli w końcu — jedyną osobą, która pobiła robali raczej dzięki inteligencji niż szczęściu. Potrzebowali mnie tutaj, żebym… żebym uczył tego, kto poprowadzi flotę.
— Więc wsadzili cię w kosmolot, rozpędzili do prędkości relatywistycznej i…
— I potem zrobiłem zwrot i wróciłem do domu. To była nudna podróż, Ender. Pięćdziesiąt lat w przestrzeni. Formalnie minęło dla mnie zaledwie osiem, ale miałem wrażenie, że to raczej pięćset. Po to, żebym mógł nauczyć następnego dowódcę wszystkiego, co potrafię.
— Więc to ja mam być tym dowódcą?
— Powiedzmy, że w danej chwili masz największe szansę.
— Czy inni też się przygotowują?
— Nie.
— Więc raczej nie ma wyboru, prawda? Mazer wzruszył ramionami.
— Chyba, że ty. Przecież jeszcze żyjesz. Dlaczego nie? Mazer pokręcił głową.
— Dlaczego? Przecież już raz wygrałeś.
— Nie mogę być komendantem z ważnych i aż nadto wystarczających powodów.
— Pokaż, jak pobiłeś robali, Mazer.
Twarz Mazera przybrała nieodgadniony wyraz.
— Wszystkie inne bitwy oglądaliśmy już co najmniej siedem razy. Wydaje mi się, że wymyśliłem, jak zwyciężyć robali takich, jakimi byli wtedy. Ale wciąż nie wiem, jak naprawdę ich pokonałeś.
— To wideo, Ender, jest otoczone ścisłą tajemnicą.
— Wiem. Udało mi się je odtworzyć, częściowo. Ty, z małą grupą rezerwową i ich armada, te ogromne, pękate statki wyrzucające roje myśliwców. Atakujesz jeden z tych statków, strzelasz, wybuch. W tym miejscu zawsze przerywają zapis. Potem są już tylko żołnierze, wchodzą na wrogie okręty i znajdują martwych robali.
— To tyle, jeśli chodzi o ścisłe tajemnice — uśmiechnął się Mazer.
— Dobrze, obejrzymy sobie to wideo.
Byli sami w sali filmowej. Ender przyłożył dłoń do zamka i zablokował drzwi.
— Oglądajmy.
Wideo pokazało dokładnie to, co poskładał sobie Ender. Samobójczy atak Mazera na serce nieprzyjacielskiej formacji, pojedyncza eksplozja, a potem…
Nic. Statek Mazera leciał dalej, uniknął fali wybuchu i wykreślił złożoną krzywą między okrętami robali. Nie strzelali do niego. Nie zmieniali kursów. Dwie jednostki zderzyły się i eksplodowały — niepotrzebna kolizja, której każdy pilot mógł z łatwością uniknąć. Żaden z nich nawet nie próbował.
Mazer przyspieszył przesuw taśmy, przewinął do przodu.
— Czekaliśmy trzy godziny — powiedział. — Nikt nie mógł uwierzyć.
Na ekranie statki MF zbliżyły się do kosmolotów robali. Marines zaczęli wycinać przejścia i dokonywać abordażu. Robale leżeli martwi na stanowiskach.
— Przekonałeś się — stwierdził Mazer. — Widziałeś już wszystko, co było do zobaczenia.
— Jak to się stało?
— Tego nikt nie wie. Mam swoją prywatną teorię. Ale mnóstwo naukowców uważa, że nie posiadam dostatecznych kwalifikacji, żeby przedstawiać swoje teorie.
— Przecież to ty wygrałeś bitwę.
— Też mi się wydawało, że to mnie do czegoś upoważnia, ale wiesz, jak to jest. Ksenobiolodzy i ksenopsycholodzy nie potrafią sobie nawet wyobrazić, że zwykły pilot może wiedzieć coś lepiej od nich. Chyba wszyscy mnie nienawidzą, ponieważ kiedy zobaczyli te filmy, musieli dożyć końca swoich dni tutaj, na Erosie. Wiesz, bezpieczeństwo. Nie byli zbyt szczęśliwi.
— Powiedz.
— Robale nie rozmawiają. One myślą do siebie. To proces natychmiastowy, tak jak efekt filotyczny. Jak ansibl. Większość ludzi sądzi jednak, że oznacza to kontakt kontrolowany, jak język: ja myślę coś do ciebie, a ty mi odpowiadasz. Nigdy w to nie wierzyłem. Zbyt szybko wspólnie reagują. Widziałeś filmy. Oni nie rozmawiają, nie decydują o wyborze sposobu działania. Statki zachowują się jakby były częściami jednego organizmu. Reagują tak, jak reaguje twoje ciało podczas walki poszczególne kończyny bezmyślnie i automatycznie robią to, co robić powinny. Robale nie prowadzą myślowych rozmów jak ludzie, z których każdy ma inny proces myślowy. Wszystkie ich myśli istnieją razem, równocześnie.
— Jedna osobowość, a każdy robal jest jak stopa albo dłoń?
— Dokładnie. Nie ja pierwszy zasugerowałem coś takiego, ale ja pierwszy w to uwierzyłem. Jest jeszcze coś. Pomysł tak dziecinnie głupi, że ksenobiolodzy wyśmiali mnie, kiedy to powiedziałem po bitwie. Robale są owadami. Jak mrówki i pszczoły. Jest królowa i robotnice. Może byty nimi sto milionów lat temu, ale właśnie z takiego wzorca zaczynały. Z całą pewnością żaden z robali, jakich oglądaliśmy, nie mógł wytwarzać nowych, małych robali. Wiec kiedy już wykształciły sobie zdolność wspólnego myślenia, to czy nie zachowałyby królowej? Czy nadal nie pozostałaby ona ośrodkiem grupy? Po co mieliby to zmieniać?
— Więc to królowa steruje całą grupą.
— Miałem na to dowody. Chociaż nie takie, które ktoś z nich mógłby zauważyć. Pojawiły się zresztą dopiero po Pierwszej Inwazji, bo ona była czysto badawcza. Ale Druga była kolonizacyjna. Chcieli założyć nowy kopiec albo coś takiego.
— Dlatego przywieźli królową.
— Spójrz. To wideo z Drugiej Inwazji, kiedy rozwalali naszą flotę w tarczy kometarnej — zaczai wywoływać i wyświetlać formacje robali. — Pokaż mi statek królowej.
To był subtelny problem. Statki robali poruszały się bez przerwy, wszystkie równocześnie. Nie istniał żaden wyraźnie widoczny okręt flagowy, żaden oczywisty ośrodek. Ale stopniowo, gdy Mazer raz za razem wyświetlał filmy, Ender zaczął dostrzegać, że wszelkie ruchy ogniskują się i promieniują z centralnego punktu. Ten punkt przemieszczał się, było jednak widoczne, gdy przyglądał się dostatecznie długo, że oczy floty, jaźń floty, perspektywa, z której podejmowane są decyzje, znajduje się na pewnym konkretnym statku. Wskazał go.
— Ty to widzisz. Ja też to widzę. To już dwóch spośród tych wszystkich, którzy oglądali film. Ale to prawda.
— Ten statek porusza się tak samo jak wszystkie inne.
— Wiedzieli, że to ich najsłabszy punkt.
— Jednak odgadłeś. Tam była królowa. Ale można by się spodziewać, że kiedy ją zaatakujesz, natychmiast skoncentrują na tobie całą siłę ognia. Momentalnie powinni cię zestrzelić.
— Wiem. Sam tego nie rozumiem. Wiesz, oni próbowali mnie zatrzymać. Strzelali do mnie. Ale wyglądało to tak, jakby nie mogli uwierzyć — do chwili, gdy było już za późno — że naprawdę zamierzam zabić królową. Może w ich świecie królowe nigdy nie giną, najwyżej trafiają do niewoli, jak w szachach, gdy dochodzi do mata. Zrobiłem coś, do czego — jak sądzili — przeciwnik nie był zdolny.
— A kiedy ona zginęła, oni zginęli także.
— Nie, po prostu zgłupieli. Na pierwszych statkach, na które weszliśmy, robale jeszcze żyły. Biologicznie. Ale nie ruszały się, nie reagowały na nic, nawet wtedy, gdy nasi naukowcy przeprowadzili wiwisekcję, żeby dowiedzieć się o nich czegoś więcej. A po pewnym czasie wszyscy umarli. Z braku chęci życia. Kiedy odchodzi królowa, w tych ich małych ciałach nie zostaje nic.