Выбрать главу

— Nie zdołasz mnie zetrzeć, Mazer.

— Doprawdy?

— Jestem silniejszy od ciebie. Mazer uśmiechnął się.

— Przekonamy się, Ender.

* * *

Mazer obudził go przed świtem. Zegar wskazywał 3.40 i Ender poczłapał chwiejnie za nauczycielem.

— Kto się wcześnie położy i wcześnie z łóżka wyskoczy, ten od tego głupieje i nie widzi na oczy — oświadczył Mazer.

Ender śnił, że robale robią mu wiwisekcję. Tyle że zamiast rozcinać ciało, wycinały mu wspomnienia i wyświetlały jak hologramy, usiłując cokolwiek z nich zrozumieć. To był bardzo dziwny sen i Ender nie mógł się z niego otrząsnąć, nawet idąc już korytarzem w stronę pomieszczenia symulatora. Robale torturowały go przez sen, a Mazer zajmie się nim na jawie. Nie mógł liczyć nawet na chwilę spokoju. Zmusił się, by spojrzeć przytomniej. Mazer najwyraźniej nie żartował mówiąc, że zamierza go złamać, a zmuszanie go do gry akurat wtedy, gdy był zmęczony i niewyspany, stanowiło sztuczkę dokładnie tak prymitywną i prostą, jakiej powinien oczekiwać.

Usiadł w symulatorze i stwierdził, że dowódcy eskadr są już podłączeni i czekają na niego. Na razie nie widział jeszcze przeciwnika, więc podzielił ich na dwie armie i zarządził treningowe starcie, prowadząc obie strony tak, by ocenić wyniki testów, jakie przechodził każdy z dowódców. Zaczęli dość ospale, ale szybko odzyskali zwykłą sprawność i wigor.

Nagle sześcienny ekran symulatora zgasł, światełka zniknęły i w jednej chwili wszystko się zmieniło. Przy samej krawędzi pola zobaczyli wyrysowane holograficznym światłem sylwetki trzech okrętów ziemskiej floty. Każdy z nich niósł dwanaście myśliwców. Nieprzyjaciel, najwyraźniej świadom obecności ludzi, utworzył sferę z pojedynczym statkiem w środku. Ender nie dał się oszukać; wiedział, że nie na tym statku znajduje się królowa. Robale miały dwa razy więcej myśliwców, ale ustawiły je zdecydowanie za blisko. Doktor System zada wrogom większe straty, niż mogliby oczekiwać.

Ender wybrał jeden kosmolot, kazał mu zamigotać na ekranie, po czym odezwał się do mikrofonu:

— Alai, robota dla ciebie. Przydzielisz Petrze i Yladowi myśliwce według własnego uznania.

Potem wyznaczył dowódców dwóch pozostałych okrętów i ich grup myśliwskich. Po jednym myśliwcu z każdej jednostki zarezerwował dla Groszka.

— Przesuń się po ścianie, Groszek, i zajdź ich od dołu. Chyba że ruszą za tobą — wtedy uciekaj w stronę odwodów. Jeśli nie ruszą, czekaj na miejscu, żebym mógł cię wykorzystać do szybkich akcji. Alai, uformuj zespół do ataku^grupą zwartą na jeden punkt tej ich sfery. Nie strzelaj, dopóki ci nie powiem.

— To prosty układ, Ender.

— Prosty. Więc czemu się nie zabezpieczyć? Chcę to załatwić bez żadnych strat.

Ender ustawił odwody w dwóch grupach, osłaniających z bezpiecznej odległości myśliwce Alai. Groszek był już poza ekranem, lecz Ender od czasu do czasu przeskakiwał na jego punkt widzenia, by wiedzieć, gdzie się znajduje.

Zasadniczy ciężar subtelnej rozgrywki z przeciwnikiem spoczywał jednak na Alai. Chłopiec ustawił swoje jednostki w formację pocisku i sondował nieprzyjacielską sferę. Kiedy tylko się zbliżał, okręty robali odskakiwały, jakby chciały go ściągnąć do tego, który czekał w środku. Alai skręcał w bok; okręty robali nie dawały się zaskoczyć. Cofały się, gdy był blisko; powracały do szyku, gdy odlatywał.

Pozorowany atak, odskok, natarcie w innym punkcie, znów odskok i znów atak, aż w końcu Ender powiedział:

— Ruszaj, Alai.

Pocisk przesunął się do sfery.

— Przepuszczą mnie — zauważył Alai. — A potem okrążą i zjedzą żywcem.

— Po prostu ignoruj ten statek w środku.

— Co tylko sobie życzysz, szefie.

Oczywiście, sfera zaczęła się kurczyć. Ender podciągnął rezerwy; nieprzyjacielskie jednostki skoncentrowały się na brzegu sfery — tam, gdzie zbliżały się jego odwody.

— Atakuj tam, gdzie są najbardziej skupieni — polecił.

— To przeczy czterem tysiącom lat historii działań wojennych — odparł Alai, wyprowadzając swoje myśliwce. — Powinniśmy nacierać tam, gdzie mamy przewagę.

— W tej symulacji widocznie jeszcze nie wiedzą, co potrafi nasza broń. To może się udać tylko raz, więc niech przynajmniej będzie widowiskowe. Strzelaj, kiedy uznasz za stosowne.

Alai wykonał rozkaz. Symulator odpowiedział wspaniale: najpierw jeden czy dwa, potem dziesięć, wreszcie większa część okrętów przeciwnika eksplodowała oślepiającym blaskiem, gdy pole obejmowało kolejne jednostki ustawione w ciasnym szyku.

Statki po przeciwnej stronie sfery uniknęły reakcji łańcuchowej, ale ich przechwycenie i zniszczenie nie sprawiło kłopotów. Groszek zajął się maruderami, próbującymi uciekać w jego sektor przestrzeni. Bitwa była zakończona. Okazała się łatwiejsza niż ostatnie walki ćwiczebne.

Mazer wzruszył tylko ramionami, gdy Ender mu o tym powiedział.

— To jest symulacja prawdziwej inwazji. Musi być jedna bitwa, w której oni jeszcze nie wiedzą, do czego jesteśmy zdolni. Teraz zacznie się prawdziwa praca. Uważaj, żebyś po tym zwycięstwie nie poczuł się zbyt pewnie. Już niedługo będziesz się musiał porządnie nagłowić.

Ender trenował po dziesięć godzin dziennie z dowódcami eskadr, choć nie ze wszystkimi naraz; po południu zostawiał im po kilka godzin na odpoczynek. Symulacje bitew pod nadzorem Mazera wypadały co dwa, trzy dni i zgodnie z jego obietnicą nie były już takie proste. Nieprzyjaciel szybko zrezygnował z początkowych prób okrążenia Endera i nigdy nie grupował swych sił dostatecznie blisko, by nastąpiła reakcja łańcuchowa. Za każdym razem występował jakiś nowy element, zawsze trudniejszy. Czasami Ender dysponował tylko jednym statkiem i ośmioma myśliwcami; raz przeciwnik manewrował w pasie asteroidów; zdarzały się stacjonarne pułapki — wielkie instalacje wybuchające, gdy tylko Ender zbyt blisko podprowadził swoje eskadry, często uszkadzając i mszcząc jego statki.

— Nie wolno ci ponosić strat — krzyczał na niego Mazer po jednej z bitew. — W prawdziwej wojnie nie będziesz miał luksusu nieskończonej rezerwy komputerowych myśliwców. Będziesz miał to, co ze sobą zabrałeś i nic więcej. Musisz walczyć bez zbędnych strat.

— To nie były zbędne straty — odparł Ender. — Nie mogę wygrywać, jeśli będę unikał ryzyka ze strachu przed utratą statku.

— Znakomicie, Ender — uśmiechnął się Mazer. — Zaczynasz się uczyć. Ale w prawdziwej wojnie znajdą się oficerowie, a co gorsza cywile, którzy będą na ciebie krzyczeli w tym stylu. Do rzeczy. Gdyby nieprzyjaciel trochę pomyślał, złapałby cię tutaj i wykończył eskadrę Toma.

Razem przeanalizowali starcie. Na najbliższym treningu Ender pokaże swoim dowódcom to, co jemu pokazał Mazer. Nauczą się, jak sobie radzić z tymi pułapkami.

Przedtem uważali, że są już gotowi, że gładko pracują w zespole. Teraz jednak, po serii naprawdę trudnych walk, zaczęli sobie ufać bardziej niż kiedykolwiek, a bitwy sprawiały im radość. Mówili Enderowi, że ci, którzy akurat nie grają, przychodzą do symulatora, żeby popatrzeć. Ender wyobrażał sobie, jakby to było mieć ich tu koło siebie, bijących brawo, śmiejących się czy otwierających usta z zachwytu. Czasem zdawało mu się, że by go to rozpraszało, innym razem znów pragnął tego z całego secca. Nigdy jeszcze nie czuł się taki samotny, nawet wtedy, gdy cale dnie spędzał opalając się na tratwie pośrodku jeziora. Mazer Rackham był jego towarzyszem i wykładowcą, ale nie przyjacielem.