– To bardzo miłe z jego strony, mamo.
Ale nie była za bardzo przejęta gestem Artura. Obie wiedziały, dlaczego nie porusza tego tematu. Nie chciała martwić matki. Poza tym, pod koniec tygodnia Tana przegrała z nią poważną potyczkę. Miała już dość wysłuchiwania argumentów Jean i w końcu zgodziła się pójść na przyjęcie do Billy'ego Durninga.
– Ale obiecaj mi, że to już ostatni raz idę na te ich zabawy, dobrze mamo?
– Dlaczego jesteś taka uparta? To ładnie z ich strony, że cię zaprosili.
– Dlaczego?
Oczy Tany rozbłysły groźnie, a ostry język był zbyt szybki, by mogła kontrolować to, co mówi.
– Dlatego, że jestem córką pracownicy? Czy to dlatego wielmożni Durningowie czynią mi tę przysługę? Tak jakby zapraszali służącą?
Oczy Jean wypełniły się łzami, a Tana uciekła do swojego pokoju, wściekła, że straciła panowanie nad sobą. Nie mogła już znieść sposobu, w jaki matka odnosiła się do Durningów, nie tylko do Artura, ale także do Ann i Billy'ego. Mdliło ją, gdy każde uprzejme słowo czy gest odbierała jak wielki zaszczyt, za który powinny być wdzięczne do końca życia. Tana dobrze wiedziała, jak wyglądają przyjęcia u Billy'ego. Już kilka razy musiała znosić te imprezy, kiedy alkohol lał się strugami, było dużo obmacywania i panowała ogólnie atmosfera nieprzyzwoitości. Nienawidziła ich. I dziś wieczorem miało być znowu tak samo.
Przyjaciel Billy'ego, który mieszkał w pobliżu Tany, przyjechał po nią czerwoną corvettą. Dostał ją od ojca. Jechał do Greenwich osiemdziesiąt mil na godzinę, chcąc jej zaimponować, ale nie udało mu się i na przyjęcie wkroczyła tak samo wściekła jak wtedy, gdy wychodziła z domu. Miała na sobie białą, jedwabną sukienkę i białe pantofle na płaskim obcasie. Jej długie, zgrabne nogi wyglądały bardzo ponętnie, gdy z gracją wysiadła z samochodu, odrzucając do tyłu włosy. Rozejrzała się, z góry wiedząc, że nikogo tu nie zna. Nienawidziła tych imprez już od dziecka, ale wtedy było jeszcze gorzej, bo zwykle dzieci pokazywały ją sobie palcami. Teraz było trochę lepiej. Trzej chłopcy w marynarkach z madrasu torowali jej drogę, proponując gin z tonikiem, lub coś innego na co miałaby ochotę. Uznała, że najlepiej będzie nie rzucać się w oczy i niepostrzeżenie zginąć w tłumie. Miała ochotę zabić chłopaka, który ją tu przywiózł. Prawie pół godziny wałęsała się po ogrodzie, przeklinając, że musiała tu przyjść. Patrzyła na grupki chichoczących dziewcząt, popijających piwo i gin z tonikiem, a z drugiej strony na pożerających je wzrokiem chłopców. Chwilę później zaczęła grać muzyka i goście łączyli się w pary. Pół godziny później światła przygasły, a ciała pląsały splecione w uścisku. Niektóre pary wymykały się dyskretnie. Wtedy zobaczyła Billy'ego Durninga. Nie zauważyła go przedtem. Zbliżał się do niej oceniając ją chłodnym spojrzeniem. Często się spotykali, ale zawsze taksował ją wzrokiem, jakby zastanawiał się, czy ma ją kupić. Doprowadzało ją to do szału i dzisiaj było tak samo.
– Cześć, Billy.
– Cześć. O rany, ale jesteś wysoka.
Nie było to zbyt przyjemne powitanie, zwłaszcza, że był od niej dużo wyższy, więc po co to wszystko. Zauważyła, że teraz przeniósł wzrok na jej pełny biust i miała szczerą ochotę skopać go i na koniec wybić mu zęby. Ale postanowiła, że zmrozi go spokojem i mając na względzie dobro matki popisze się dobrymi manierami.
– Dziękuję za zaproszenie na dzisiejszy wieczór. Jej oczy zdawały się mówić zupełnie co innego.
– Przyda nam się więcej panienek.
Mówił jakby to dotyczyło bydła. Tyle i tyle głów., tyle cycków… nóg… tyłków…
– Dzięki.
Zaśmiał się i skinął w jej kierunku.
– Chcesz się przejść?
Odruchowo chciała odmówić, ale pomyślała, dlaczego nie? Był dwa lata starszy od Tany, jednak zwykle zachowywał się jakby miał dziesięć lat. Z tą różnicą, że był to pijący dziesięciolatek. Wziął ją za rękę i przeprowadził przez tłum obcych ludzi, aż dotarli do ogrodu Durningów, potem do basenu, gdzie znajdował się domek kąpielowy, który zajmował wraz z przyjaciółmi. Poprzedniej nocy zniszczyli stół i dwa krzesła i Billy powiedział im, żeby się uspokoili, bo ojciec ich zabije. Artur przezornie przeprowadził się na cały ten tydzień do klubu na wsi.
– Powinnaś zobaczyć, jaki mamy bajzel.
Wyszczerzył zęby w uśmiechu, machając w stronę domku przy basenie. Tana była zdenerwowana, myśląc wyłącznie o tym, że to jej matka będzie musiała zorganizować sprzątanie po ich wyczynach. Każe odkupić to, co oni zniszczą, i będzie uspokajać Artura, który się wścieknie, kiedy to wszystko zobaczy.
– Dlaczego musicie zachowywać się jak bydło?
Spojrzała na niego niewinnie, ze słodkim uśmieszkiem na twarzy. Przez moment Billy był zaszokowany, w jego oczach pojawiły się złowieszcze iskry.
– Co to za głupie gadki? Ale ty zawsze byłaś głupia. Gdyby mój stary nie płacił za twoją szkołę w Nowym Jorku, wylądowałabyś w jakiejś publicznej budzie na West Side i pewnie rżnęłabyś się teraz ze swoim nauczycielem?
Zatkało ją na moment, przestała oddychać i popatrzyła na niego. Po czym bez słowa odwróciła się na pięcie i odeszła, słysząc za plecami jego szyderczy śmiech. Co za cholerny sukinsyn, pomyślała. Weszła z powrotem do domu. Tłum gości powiększył się w ciągu ostatnich trzydziestu minut i zauważyła, że prawie wszyscy byli od niej znacznie starsi, zwłaszcza dziewczęta.
Po chwili zobaczyła chłopaka, który ją tu przywiózł. Miał rozwiązany krawat, rozchełstaną koszulę, zaczerwienione oczy i przyklejoną do siebie dziewczynę, z którą sączył whisky prosto z opróżnionej do połowy butelki. Tana patrząc na nich zdała sobie sprawę, że właśnie straciła szansę na transport do domu. Nigdy nie wsiadłaby do samochodu z pijanym kierowcą. Pozostawał jej tylko pociąg albo znalezienie w tym tłumie kogoś trzeźwego, co wydawało się raczej niemożliwe.
– Chcesz zatańczyć?
Odwróciła się i zobaczyła Billy'ego. Jego oczy były jeszcze bardziej przekrwione… Stał przed nią i wysuniętym językiem poruszał po ustach, wbijając pożądliwy wzrok w jej biust, jakby tylko to go interesowało. Gdy wreszcie przeniósł spojrzenie na jej twarz, zaprzeczyła ruchem głowy.
– Nie, dzięki.
– Domek kąpielowy jest pełen golasów. Pieprzą się, aż iskry lecą. Chcesz zobaczyć?
Zemdliło ją na myśl o tym. Gdyby nie był tak obleśny, roześmiałaby się. To wprost nie do uwierzenia, jak ślepa była jej matka ze swoim uwielbieniem i szacunkiem dla Świętych Durningów.
– Nie, dzięki.
– Co jest z tobą? Ciągle jeszcze jesteś dziewicą?
Spojrzał na nią z pogardą, ale ona nagle postanowiła, że nie da mu za wygraną. Niech raczej pomyśli, że go nie cierpi. To zresztą prawda.
– Nie bawi mnie podglądanie.
– A dlaczego nie, do cholery? To świetna zabawa.
Odeszła usiłując zginąć w tłumie, ale on ciągle kręcił się w pobliżu. Miała już tego serdecznie dosyć. Rozejrzała się jeszcze raz i z zadowoleniem stwierdziła, że wreszcie go zgubiła. Pewnie przyłączył się do swoich przyjaciół w domku przy basenie. Pomyślała, że już wystarczająco dużo czasu tu straciła. Teraz musiała tylko zadzwonić po taksówkę, dojechać nią do stacji kolejowej i stamtąd wrócić pociągiem do domu. Niezbyt to przyjemna perspektywa, ale jedyna możliwość, żeby się stąd wydostać. Obejrzała się znowu i gdy upewniła się, że nikt za nią nie idzie, znalazła boczne schody, którymi dyskretnie weszła na górę i odszukała telefon. Teraz już tylko zadzwoniła do informacji, dostała numer i zamówiła taksówkę. Obiecali przyjechać w ciągu piętnastu minut. Do ostatniego pociągu miała jeszcze dużo czasu. Po raz pierwszy tego wieczora poczuła ulgę, wiedząc, że jest daleko od tej pijanej hołoty. Szła wolno korytarzem, wyłożonym miękkim dywanem. Po drodze oglądała wiszące na ścianach zdjęcia Artura i Marie oraz Ann i Billy'ego z okresu dzieciństwa. Brakowało na tych zdjęciach tylko Jean. Przecież należała prawie do ich rodziny. Tyle jej zawdzięczali. To niesprawiedliwe, że pominięto ją na fotografiach. Nagle zupełnie nieświadomie Tana otworzyła jakieś drzwi. Wiedziała, że to pokój rodzinny, który Jean czasem traktowała jako swoje biuro. Tutaj także wisiały zdjęcia, ale dziś wieczór Tana nie zwracała na nie uwagi. Kiedy drzwi uchylały się powoli, usłyszała zdenerwowany głos.