– Życie jest takie dziwne. Gdyby to było w Nowym Jorku, Los Angeles, czy gdziekolwiek indziej, nikt by nie zwracał na mnie uwagi. Ale tutaj to, że jestem czarna, jest jedyną rzeczą, która się liczy. Może moja matka ma rację. Może nadszedł już czas krucjaty. To dziwne, ale zawsze uważałam, że jeśli mnie jest dobrze, to nieważne, co się dzieje z innymi. A tu nagle ten ktoś inny – to ja.
Nagle zrozumiała, dlaczego matka upierała się, żeby Sharon tu przyjechała. Po raz pierwszy zaczęła zastanawiać się poważnie, kto miał rację. Może tu właśnie było jej miejsce. Może miała jednak dług wobec innych za te wszystkie lata wygodnego życia.
– … nie wiem co o tym myśleć, Tan…
– Ani ja…
Szły wolno, ramię przy ramieniu.
– Chyba nigdy nie byłam taka bezsilna i wściekła… – nagle przez myśl przemknęła jej twarz Billy'ego Durninga – no… może raz…
Nagle obie poczuły jak bardzo są sobie bliskie. Tana miała ochotę objąć przyjaciółkę ramieniem, żeby ochronić ją przed ranami, jakie zadawali jej ludzie. Sharon popatrzyła na nią z łagodnym, zachęcającym uśmiechem.
– Kiedy to było, Tan?
– Och, już dawno temu… – spróbowała się uśmiechnąć -… chyba z pięć miesięcy…
– No tak… rzeczywiście, to bardzo dawno…
Wymieniły uśmiechy. Minął je przejeżdżający samochód, ale nikt ich nie zaczepiał, więc Tana była spokojna. Już nikt nigdy nie skrzywdzi jej tak, jak Billy Durning. A gdyby chciał, to prędzej go zabije. Gdy Sharon spojrzała na nią znowu, w jej oczach zobaczyła chęć zemsty.
To musiało być coś strasznego… Rzeczywiście, było. Chcesz o tym porozmawiać?
Głos Sharon był tak łagodny, jak ten ciepły, szarzejący wieczór Przez dłuższą chwilę szły w ciszy. Tana zastanawiała się nad odpowiedzią. Od czasu, gdy nie udało jej się opowiedzieć o tym matce, postanowiła, że nie będzie o tym z nikim rozmawiać.
– Nie wiem.
Sharon pokiwała ze zrozumieniem głową. Każdy miał w zanadrzu coś, co chciał zatrzymać dla siebie. Sama też miała taki sekret.
– Nie ma sprawy, Tan.
Ale ledwie zdążyła to powiedzieć, Tana zaczęła gorączkowo wyrzucać z siebie lawinę bezładnych słów.
– Właściwie chcę… Nie wiem, jak o czymś takim się rozmawia…
Przyspieszyła kroku, jakby chciała uciec, a Sharon szła za nią doganiając ją z łatwością. Tana bezwiednie, nerwowo próbowała coś zrobić z rękami, wkładała je we włosy, zgarniając je do tyłu, odwróciła głowę i zaczęła oddychać szybciej.
– Nie ma wiele do opowiadania… W czerwcu, kiedy skończyłam szkołę, poszłam na pewne przyjęcie… do domu szefa mojej matki… on ma takiego beznadziejnie głupiego syna… mówiłam matce, że nie chcę tam iść…
Tana z trudem łapała oddech. Sharon zauważyła to i widziała także, że ten ciężar na sercu bardzo jej dokucza, więc może poczuje się lepiej, gdy go zrzuci.
– W każdym razie powiedziała, że muszę tam pójść… ona zawsze tak mówi… taki ma stosunek do Artura Durninga i jego dzieci… jest zaślepiona i nie wie, jacy są naprawdę, i…
Potok słów zatrzymał się na chwilę. Szła coraz szybciej, jakby chciała uciec od tych złych wspomnień. Sharon podążała za nią, przyglądając się, jak zmaga się z przeszłością.
– … no i ten jego kumpel idiota przyjechał po mnie i pojechaliśmy tam… to znaczy na to przyjęcie… i wszyscy byli kompletnie pijani… ten, co mnie przywiózł, też się upił i gdzieś zniknął, więc szwendałam się po domu… i Billy… syn Artura… zapytał mnie, czy chcę zobaczyć pokój, w którym pracuje moja matka, a ja wiedziałam, który to pokój…
Po jej policzkach spływały łzy, ale nie czuła ich idąc pod wiatr Sharon milczała.
– … i zaprowadził mnie do sypialni Artura i wszystko było
. szare… szary aksamit i atłas… szare futro… nawet dywan na podłodze był szary.
Wszystko, co zapamiętała, to bezgraniczna szarość i plama na szarym dywanie. Twarz Billy'ego i ten wypadek. Nie mogła spokojnie oddychać. Postawiła kołnierz koszuli i zaczęła biec przed siebie, łykając łzy. Sharon cały czas była przy niej- Nie była sama miała przyjaciółkę, która razem z nią brnęła znowu przez ten koszmar. Wyczuwając to, mówiła dalej. i Billy zaczął mnie popychać, przewrócił mnie… a ja starałam się…
Pamiętała dobrze swoją bezsilność i desperację, i nagle wieczorną ciszę przerwał jej przeraźliwy krzyk. Ukryła twarz w dłoniach.
… i nie mogłam zrobić nic, żeby przestał… nie mogłam…
Cała trzęsła się teraz, a Sharon wzięła ją w ramiona i przytuliła do siebie.
– … i zgwałcił mnie… porzucił w kałuży krwi… moje nogi i twarz… wymiotowałam… a potem jechał za mną i zmusił, żebym wsiadła do samochodu, potem prawie zderzył się z ciężarówką – wyrzucała z siebie bez końca mnóstwo słów, a Sharon nie wytrzymała i płakała razem z nią -jego samochód uderzył w drzewo, on sobie rozciął głowę i był cały we krwi, zabrali nas do szpitala, a potem przyjechała moja matka…
Znowu niespodziewanie przerwała. Jej twarz była teraz pełna bólu i cierpienia, które starała się ukrywać przez pięć miesięcy. Podniosła zapłakane oczy na Sharon i mówiła dalej.
– … i próbowałam jej powiedzieć, co się stało, a ona nie uwierzyła w ani jedno moje słowo… powiedziała, że Billy Durning nigdy by czegoś takiego nie zrobił.
Łkała teraz głośno i z głębi serca, a Sharon trzymała ją mocno.
– Ja ci wierzę, Tan.
Tana pokiwała głową, wyglądała teraz jak mała, osierocona dziewczynka.
– Nie pozwolę, żeby mnie ktoś kiedykolwiek dotknął. Wiedziała dobrze, jak czuje się Tana, mimo że nie miała takich doświadczeń. Nie została nigdy zgwałcona. Oddała się chłopcu, którego kochała.
Matka nigdy nie uwierzyła w ani jedno moje słowo. I pewnie nigdy mi nie uwierzy. Durningowie są dla niej jakimiś cholernymi bóstwami.
– Najważniejsze, że nic ci się nie stało, Tana.
Sharon pociągnęła ją w kierunku pniaka po ściętym drzewie Usiadły razem. Zaproponowała jej papierosa i Tana po raz pierwszy zaciągnęła się dymem.
– Wiesz, ty jesteś w porządku. Jesteś fajniejsza, niż myślisz. Uśmiechnęła się delikatnie do przyjaciółki, głęboko poruszona jej zaufaniem, otarła łzy z policzków. Tana oddała jej uśmiech.
– Naprawdę, nie uważasz, że jestem beznadziejna po tym wszystkim, co usłyszałaś?
– Co za głupie pytanie. To nie ma żadnego znaczenia, Tan.
– No, nie wiem…, czasami, gdy o tym myślę… wydaje mi się, że gdybym bardziej walczyła, to może udałoby mi się go powstrzymać.
Jak dobrze było wyrzucić z siebie to, co od miesięcy ciążyło jej na sercu.
– Naprawdę w to wierzysz, Tan? Naprawdę myślisz, że mogłaś go powstrzymać? Powiedz prawdę.
Myślała przez dłuższą chwilę, po czym pokręciła głową.
– Nie.
– Więc przestań się zadręczać. Stało się. To było straszne. Nawet jeszcze gorsze. To pewnie było najstraszniejsze doświadczenie w całym twoim życiu, ale nie powtórzy się już więcej. Tak naprawdę, to on nie dotykał ciebie. Nie mógłby nigdy dotknąć prawdziwej ciebie, Tan, nawet gdyby się bardzo starał. Po prostu zamknij ten rozdział. Przestań o tym myśleć. I idź naprzód.
– Łatwo ci powiedzieć – Tana uśmiechnęła się smutno – ale trudniej zrobić. Jak można o czymś takim w ogóle zapomnieć?
– To zależy tylko od ciebie. Nie pozwól zniszczyć swojego,ja”. Taki facet może odnieść „zwycięstwo” tylko w taki sposób. On jest chory. A ty nie. Nie zadręczaj się tym, co ci zrobił. To było straszne, ale wyrzuć to z pamięci i idź przed siebie.