Выбрать главу

– Naprawdę, mamo, powiedzieli, że bardzo się cieszą z naszej wizyty.

– Dobrze, ale pamiętaj, żebyś ją zaprosiła do nas na ferie zimowe – Jean uśmiechnęła się do słuchawki – właściwie mam dla ciebie małą niespodziankę. Mieliśmy zamiar razem z Arturem powiedzieć ci o tym przy okazji Święta Dziękczynienia…

Serce Tany przestało bić. Czyżby wreszcie miał się z nią ożenić? Zaparło jej dech z wrażenia, podczas gdy jej matka ciągnęła dalej.

– Artur załatwił specjalnie dla ciebie zaproszenie na wielkie przyjęcie dla „świeżo upieczonych studentów” z towarzystwa W końcu chodziłaś przecież do Miss Lawson, i… będziesz na pewno znakomitą studentką, kochanie. Czy to nie wspaniałe?

Przez moment Tanie zabrakło słów. To wcale nie brzmiało wspaniale. Poza tym jej matka znowu będzie na klęczkach dziękować Arturowi Durningowi… przez chwilę myślała o ich ślubie… to śmieszne. Jak to w ogóle możliwe, że coś takiego przyszło jej do głowy… impreza „dla świeżo upieczonych studentów”… cholera…

– Może zaprosisz do nas z tej okazji swoją nową przyjaciółkę? Tana omal się nie zakrztusiła. Moja nowa przyjaciółka jest czarna, mamusiu.

– Zapytam ją, ale wydaje mi się, że wyjeżdża w tym czasie na wakacje.

Cholera. Świeżo upieczona studentka. A kto ma być jej partnerem? Może Billy Durning, ten sukinsyn.

– Nie słyszę, żebyś była tym zachwycona, kochanie.

W głosie Jean Roberts brzmiała nuta rozczarowania. Po pierwsze dlatego, że Tana nie przyjeżdża do domu, a po drugie nie ucieszyła się z zaproszenia na przyjęcie, które załatwił dla niej Artur. On wiedział, ile to znaczyło dla Jean. Cztery lata temu Ann brała udział w takim balu na międzynarodową skalę. Ale mimo że impreza Tany miała mieć bardzo kameralny charakter, Jean była pewna, że będzie to wspaniałe przeżycie dla jej córki. Przynajmniej tak jej się wydawało mamo. Chyba jestem po prostu zaskoczona. __ To cudowna niespodzianka, prawda? Nie Naprawdę nie zależało jej na tym zupełnie. Takie rzeczy w ogóle jej nie interesowały. Nigdy jej nie obchodziły te bzdurne konwenanse, którymi podporządkowywali się Durningowie i jej własna matka. Odkąd Jean zakochała się w Durningu, to wszystko nabrało dla niej ogromnego znaczenia.

– Będziesz musiała pomyśleć o partnerze na tę potańcówkę. Miałam nadzieję, że Billy będzie mógł – serce Tany dudniło bardzo głośno i szybko – ale wyjeżdża w tym czasie z przyjaciółmi na narty do Europy. Zdaje się, że jedzie do Saint Moritz, szczęściarz z niego…Szczęściarz… mamo, on mnie zgwałcił… miała ochotę jej przerwać.

– Więc musisz pomyśleć o kimś innym. Oczywiście o kimś odpowiednim.

No, jasne. Czy znamy jeszcze jakichś gwałcicieli?

– Szkoda, że nie mogę iść sama.

Głos Tany brzmiał martwo po drugiej stronie słuchawki.

– A cóż to za głupstwa opowiadasz? – Jean zdenerwowała się. – No, w każdym razie nie zapomnij zaprosić tej koleżanki, do której jedziesz na Święto Dziękczynienia.

– Dobrze.

Tana uśmiechnęła się. Gdyby Jean Roberts wiedziała, chybaby zwariowała z rozpaczy, ujrzawszy na wielkim przyjęciu Artura Durainga jej czarną przyjaciółkę. Prawie ją ubawiła ta myśl, ale wiedziała, że nigdy nie narazi Sharon na taki afront. Oni wszyscy byli bandą pruderyjnych pętaków. Wiedziała, że nawet jej matka nie była przygotowana na taką nowinę.

– A co będziesz robiła w Święto Dziękczynienia, mamo? Czy wszystko jest u ciebie w porządku?

– O, tak. Artur zaprosił nas na ten dzień do Greenwich.

– Skoro mnie już tam nie będzie, to będziesz mogła u niego spędzić też noc.

Po drugiej stronie zapadła nieprzyjemna cisza i Tana w tym momencie pożałowała tych słów.

– Nie miałam tego na myśli, mamo.

– A jednak miałaś.

– Co to za różnica? Mam już osiemnaście lat. To nie żadna tajemnica… – Tanie zrobiło się słabo na wspomnienie pokoju spowitego w szarość… – Przepraszam, mamo.

– Dbaj o siebie.

Jean otrząsnęła się. W końcu nie zobaczy jej w Święto Dziękczynienia. Ma teraz tyle roboty. A Tana i tak za miesiąc przyjedzie do domu.

– I nie zapomnij podziękować przyjaciółce za zaproszenie. Tana uśmiechnęła się do siebie i poczuła się jakby znowu miała siedem lat. A może zawsze tak będzie.

– Tak zrobię, mamo. I wszystkiego dobrego z okazji Święta Dziękczynienia.

– Dziękuję kochanie. I podziękuję w twoim imieniu Arturowi. Jean powiedziała te słowa bardzo dobitnie, a Tana zastygła niemo po drugiej stronie.

– Za co?

– Ten bal, Tano, bal… Nie wiem, czy to do ciebie dotarło, ale to bardzo ważne dla młodej dziewczyny, i nie mogłabym zapewnić ci udziału w takiej imprezie bez pomocy Artura.

Ważny…? Ważny dla kogo?

– Nie masz pojęcia, jakie to ma znaczenie.

Oczy Jean Roberts wypełniły łzy. W pewnym sensie jej marzenia spełniły się. Mała dziewczynka Andy'ego i Jean Roberts, dziecko, którego Andy nigdy nie zobaczył, została zaproszona na wielką imprezę nowojorskiej śmietanki. I mimo że to przyjęcie było tylko dla lokalnej elity, to i tak uważała to za bardzo istotne wydarzenie dla nich obu… a zwłaszcza dla Tany… to najważniejsza chwila w jej życiu. Pamiętała przygotowania do wielkiego balu Ann. Zaplanowała wtedy każdy najmniejszy drobiazg nie przypuszczając, że to samo spotka kiedykolwiek Tanę.

– Przykro mi, mamo.

– Mam nadzieję. I myślę, że powinnaś napisać do Artura kilka miłych słów podziękowania. Napisz, jakie to ma dla ciebie znaczenie.

Miała ochotę zawyć z wściekłości prosto do słuchawki. dla niej, do cholery, znaczenie? Że może kiedyś znajdzie bogatego męża i to będzie dobrze wyglądało w jej rodowodzie? A kogo to obchodzi? Co to znowu za wyczyn złożyć dworski ukłon na głupawym balu i znosić natrętne spojrzenia podpitych ważniaków? Nie wiedziała nawet, kogo mogłaby zaprosić i w tym momencie wzdrygnęła się na myśl o tym. Podczas dwóch ostatnich lat w szkole umawiała się chyba z pół tuzinem chłopców, ale z żadnym na poważnie. Poza tym, po czerwcowym wydarzeniu w Greenwich nie miała zamiaru z nikim nigdzie chodzić.

– Muszę już kończyć, mamo.

Nagle poczuła, że musi natychmiast przerwać tę rozmowę. Kiedy wróciła do pokoju, Sharon zauważyła, że jest w złym nastroju. Znowu była w trakcie malowania paznokci. To było ich nieustanne zajęcie. Ostatnio obie gustowały w beżach, „Słomiany Kapelusz” Faberge był ich ulubionym kolorem.

– Nie zgodziła się?

– Zgodziła.

– No, więc? Wyglądasz jakby ktoś wypuścił z ciebie powietrze.

– Coś w tym rodzaju.

Tana usiadła z impetem na łóżku.

– Cholera. Namówiła swojego cholernego przyjaciela, żeby zapisał mnie na bal dla lokalnej śmietanki. Jezu Chryste, Shar, czuję się jak kompletny głupek.

Sharon popatrzyła na nią i zaczęła się śmiać.

– Chcesz powiedzieć, że będziesz na tej imprezie dla debiutantów, Tan?

– Mniej więcej.

Tana popatrzyła na przyjaciółkę zdruzgotana i zaczęła rozpaczać: