– Jak ona mogła mi coś takiego zrobić?
– Może być przecież fajnie?
– Dla kogo? I po co, do diabła, po co to wszystko? Będę się tam czuła jak na targu bydłem. Pokazują cię na wystawie wystrojoną w białą sukienkę bandzie pijanych dupków i masz za zadanie znaleźć sobie wśród nich męża. Brzmi zachęcająco, co?
Na samą myśl o tym robiło się jej niedobrze. Sharon odłożyła
Lakier.
Z kim masz zamiar tam pójść?
– Nie pytaj. Ona zaproponowała Billy'ego Durninga na mojego partnera, ale dzięki Bogu nie będzie go w mieście.
– Masz szczęście.
Sharon popatrzyła na nią wymownie.
– To prawda. Ale ta cała historia z balem to jedna wielka farsa
– Nie jedyna w życiu.
– Nie bądź taka cyniczna, Shar.
– Nie bądź taka dziecinna, Tan. To ci dobrze zrobi.
– Kto to mówi?
– Ja.
Sharon przyciskała ją do muru, przyglądając się jej bacznie.
– Żyjesz tu jak jakaś zakonnica.
– Ty też. I co z tego?
– Ja nie mam żadnego wyboru.
Tom przestał do niej dzwonić. To było ponad jego siły. Sharon wiedziała o tym i rozumiała go. Nie oczekiwała od niego niczego więcej. W tej sytuacji jej życie w Green Hill nie było specjalnie interesujące.
– A ty masz.
– To nie ma znaczenia.
– Musisz zacząć wychodzić.
– Nie, nic nie muszę. – Tana patrzyła jej prosto w oczy. – Nie muszę robić niczego, na co nie mam ochoty. Do diabła, skończyłam osiemnaście lat i jestem wolna jak ptak.
– Kulawy kaczor. – Sharon przyglądała jej się z góry. – Otrząśnij się wreszcie i otwórz oczy, Tan.
Tana milczała. Weszła do łazienki, dzielonej z mieszkankami sąsiedniego pokoju, zamknęła drzwi na klucz, puściła wodę do wanny i nie wychodziła przez godzinę.
– Naprawdę tak uważam.
Głos Sharon zachrypiał w ciemnościach pokoju, gdy już obie leżały w łóżkach.
– Co?
– Że powinnaś zacząć się znowu umawiać.
– Ty też.
– Kiedyś pewnie zacznę. – Sharon westchnęła. – w czasie wakacji, jak będę w domu. Tutaj nie mam z kim się umawiać. – Roześmiała się. – Do diabła, Tan, po co ja się nad sobą użalam. Przecież mam w końcu ciebie.
Tana uśmiechnęła się do niej, pogadały jeszcze chwilę i odpłynęły w krainę snu.
Tydzień później Tana pojechała z nią do Waszyngtonu. Na stacji kolejowej czekał na nie ojciec Sharon, Freeman Blake. Tana zachwyciła się jego postawną sylwetką i przyciągającą urodą. Miał szlachetne rysy, dumną, pięknie wyrzeźbioną, niemal mahoniową twarzą, szerokie ramiona i, tak jak Sharon, bardzo długie nogi. Jego twarz promieniała teraz ciepłym uśmiechem, ukazującym błyszczące, białe zęby. Gwałtownym ruchem objął córkę i przytulił ją mocno do siebie. Dobrze wiedział, przez co przeszła w ciągu ostatniego roku. Przebrnęła przez to wszystko wspaniale. Pokazała, co potrafi, a on był z niej naprawdę bardzo dumny.
– Cześć kochanie, jak tam w szkole?
Zmrużyła oczy i odwróciła się szybko w kierunku przyjaciółki.
– Tano, to jest mój tata, Freeman Blake. Tato, to jest Tana Roberts, moja współlokatorka w Green Hill.
Uścisnął dłoń Tany. Przez całą drogę do domu siedziała zahipnotyzowana jego spojrzeniem i dźwiękiem jego głosu. Zdawał Sharon relację ze wszystkich nowinek w rodzinie i sąsiedztwie: opowiadał o nowym planie matki, wielkim romansie brata Dicka, przemeblowaniu w domu, nowym dziecku sąsiadów, swojej nowej książce. To było takie ciepłe, przyjazne gadulstwo, które bardzo się Tanie spodobało. Pozazdrościła Sharon wspaniałego życia. Tego wieczoru to uczucie nasiliło się jeszcze, kiedy weszła na kolację do dostojnej, utrzymanej w stylu kolonialnym jadalni. Mieszkali w pięknym domu z ogromnym trawnikiem i ogrodem na tyłach. W garażu stały trzy samochody. Freeman jeździł cadillakiem, nie przejmując się uszczypliwymi komentarzami zazdrosnych i złośliwych znajomych. Zawsze chciał mieć cadillaca, z którego można zrobić kabriolet, i wreszcie go ma. Cała czwórka była do siebie bardzo przywiązana. Tana stwierdziła, że osobowość Miriam może jednak wprawić niejednego w zakłopotanie. Była taka inteligentna i bezpośrednia, że zatykało z wrażenia. Tego samego oczekiwała od każdego z kim się spotkała. Nikogo nie ominęły jej pytania, żądania i przenikliwe spojrzenia.
Wiesz już, o co mi chodziło? – powiedziała Sharon, gdy wchodziły na górę. – Nawet podczas kolacji z nią czujesz się jakbyś siedziała na ławie oskarżonych.
Chciała wiedzieć wszystko o tym, co Sharon robiła w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Była zainteresowana incydentem z Tomem w kinie i w kawiarni, do której wybrała się z Taną.
– Ona po prostu wszystkim za bardzo się przejmuje, Shar wszystkim!
– Wiem. Doprowadza mnie to do szału. Tata jest tak samo inteligentny jak ona, do diabła, a jednak może być taki delikatny.
Rzeczywiście miał niezwykłe zdolności: opowiadał wspaniale historyjki doprowadzające wszystkich do śmiechu. W jego towarzystwie każdy czuł się bezpiecznie, sprawiał, że wytwarzała się między nimi niewidzialna więź. Tana obserwowała go przez cały wieczór i uważała, że jest najwspanialszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek spotkała w życiu.
– On jest niesamowity, Shar.
– Wiem.
– W zeszłym roku przeczytałam jedną z jego książek. Jak wrócimy, to przeczytam je wszystkie.
– Dam ci je.
– Tylko jeśli dostanę komplet z autografem. Roześmiały się obie. Za chwilę do drzwi zapukała Miriam, żeby sprawdzić, czy u nich wszystko w porządku.
– Czy masz wszystko, czego potrzebujesz? Tana uśmiechnęła się nieśmiało.
– Tak, oczywiście, pani Blake. Dziękuję bardzo.
– Nie ma za co. Bardzo chcieliśmy cię poznać
Jej uśmiech był jeszcze bardziej olśniewający niż uśmiech
Shar, a oczy przenikliwe, wszechwiedzące i przeszywające, aż do bólu.
– Jak ci się podoba w Green Hill?
– Podoba mi się. Bardzo. Profesorowie są bardzo interesujący Miriam momentalnie wyczuła brak entuzjazmu w tym, mówiła.
– Ale?
Tana uśmiechnęła się. Była taka bystra. Niesamowita.
– Atmosfera nie jest tak miła, jak się spodziewałam.
A to dlaczego?
Nie wiem. Dziewczęta podzieliły się na kliki.
A wy dwie?
– A my jesteśmy prawie cały czas razem.
Sharon spojrzała na Tanę i uśmiechnęła się. Miriam nie była z tego powodu niezadowolona. Uważała, że Tana jest bystrą dziewczyną i kryje w sobie wiele możliwości. Więcej, niż sama spodziewała się odnaleźć. Była szybka, bystra, dowcipna, ale jednocześnie jakaś zastraszona, zamknięta w sobie. Kiedyś na pewno się otworzy i kto wie, co tam znajdzie.
Może to jest wasz problem, dziewczęta. Tana, ile masz innych przyjaciółek w Green Hill?
– Tylko Shar. Chodzimy na te same zajęcia, dzielimy jeden pokój.
– I pewnie jesteś za to ukarana. Na pewno zdajesz sobie z tego sprawę. Jeśli twoja przyjaciółka jest jedyną w szkole czarną dziewczyną, zostajesz odsunięta od reszty.
– Dlaczego?
– Nie bądź naiwna.
– A ty nie bądź taka cyniczna, mamo. – Sharon nagle zdenerwowała się.
– Może już czas, żebyście obie dorosły.
– A co to ma, do diabła, znaczyć? – Sharon odparła atak.- O Boże, jestem w domu dopiero od dziewięciu godzin, a ty już zaczynasz mi ciosać kołki na głowie swoimi przemówieniami i krucjatami.
– To nie są żadne przemówienia. To tylko fakty.
Popatrzyła na nie obie: – nie uciekniecie przed prawdą, dziewczęta. Nie jest łatwo być czarnym w dzisiejszych czasach… •i Przyjaciółką czarnej dziewczyny… obie musicie sobie z tego zdawać sprawę. Zapłacicie wysoką cenę, jeśli ta przyjaźń ma przetrwać.