Выбрать главу

Spojrzał w stronę Chandlera George'a przyciskającego do siebie małą rudowłosą. Roześmieli się oboje.

– Jestem wolna, mam osiemnaście lat i chodzę do Green Hill.

– Jezu. Jakie to nudne. Co jeszcze? Jakieś miłostki, romanse? Jej twarz zmieniła swój wyraz, zamknęła się w sobie. Zauważył to od razu.

– Nie.

– Odpręż się. Oczywiście, poza Chandlerem. – Uspokoiła się trochę. – Chociaż, muszę przyznać, jest bezkonkurencyjny.

Swoją drogą, biedny facet. Byli wstrętni, mówiąc to wszystko o nim, ale naprawdę był najgłupszym chłopakiem, jakiego znała, i często stawał się ofiarą dowcipów.

– Zobaczmy, co jeszcze? Rodzice? Nielegalne dzieci? Psy? Przyjaciele? Hobby? Czekaj – sprawdzał swoje kieszenie, jakby zapomniał o czymś. – Powinienem gdzieś mieć ten formularz… – Roześmieli się oboje. – Zakreślić wszystko co powyżej…? czy też nic z tych rzeczy…!

– Jedna matka, psów brak, dzieci brak. Zasmucił się.

– Jestem tobą rozczarowany. Myślałem, że lepiej się spiszesz. Muzyka przycichła i Harry rozejrzał się dookoła.

– Co za banda nudziarzy. Chcesz wyskoczyć gdzieś na hamburgera albo na drinka?

Uśmiechnęła się. – Bardzo chętnie, ale zabierzemy ze sobą Chandlera? – Roześmiała się głośno, a on skinął głową.

– Zostaw to mnie. – Zniknął i wrócił za chwilę z tajemniczym uśmiechem na twarzy.

– O Boże. Co ty zrobiłeś?

– Powiedziałem mu, że bardzo zdenerwowałaś się jego zachowaniem dzisiejszego wieczoru z tą rudowłosą kokotą i odwożę cię do twojego psychiatry.

Nie zrobiłeś tego?

– Zrobiłem.

Przybrał niewinny wyraz twarzy i roześmieli się oboje.

– Właściwie powiedziałem mu, że doznałaś olśnienia i wybrałaś mnie. Pogratulował ci dobrego gustu i uciekł ze swoją pulchną przyjaciółką.

Cokolwiek Harry mu powiedział, Chandler machał do nich zadowolony i wychodził ze swoją wybranką. Z pewnością nie wyglądał na skrzywdzonego.

Muszę powiedzieć coś matce, zanim stąd wyjdziemy. Nie masz nic przeciwko temu?

– Nie, skądże. Chociaż właściwie tak, ale z drugiej strony nie mam wyboru.

Kiedy Tana przedstawiała go Jean, zachowywał się poprawnie. Wyglądał bardzo dystyngowanie i przypadł Jean do gustu. W drodze do domu żałowała, że Artur nie widział tego wszystkiego. To był wspaniały wieczór i było jasne, że Tana także doskonale się bawiła. I w dodatku wyszła z Harrym Winslowem IV. Jean wiedziała, kim on jest, to znaczy przynajmniej znała jego nazwisko.

– A co z twoim ojcem?

Wyciągnął się wygodnie w taksówce, podając kierowcy adres „21”. Zawsze tam chodził, jeśli był akurat w mieście. Tana była jednak pod wrażeniem. Na pewno bawiła się znacznie lepiej, niż z Chandlerem Georgem. Tak dawno już nie była na żadnej randce, że zapomniała jakie to uczucie. Poza tym żaden z jej znajomych nie zachowywał się w ten sposób. Zwykle całą grupą chodzili na pizzę, do którejś z knajpek przy Drugiej Alei. To było jeszcze przed maturą… przed Billym Durningiem.

– Ojciec zginął na wojnie, zanim się urodziłam.

– To bardzo sprytne z jego strony. Zawsze mniej wzajemnej szarpaniny, kiedy kręcą się przy nas przez te parę lat.

Tana zastanawiała się, dlaczego jego matka popełniła samobójstwo, ale nie śmiała zapytać.

Czy twoja matka wyszła za mąż po raz drugi? Nie. – Niepewnie zaprzeczyła ruchem głowy, po czym dodała.- Ma przyjaciela.

Był kimś, komu mogła o tym powiedzieć. Miał coś takiego w oczach, coś, co pozwalało jej obdarzyć go zaufaniem.

Znowu podniósł wyżej jedną brew. – Czy jej przyjaciel jest żonaty?

Trzeba przyznać, że był bystry.

Zaczerwieniła się jak burak, ale on nie mógł tego zauważyć.

– Dlaczego pytasz?

– Chyba jestem po prostu bystry.

Był niemożliwy. Gdyby nie jego chłopięca niewinność i ujmujące podejście, chętnie dałaby mu w twarz. Jego bezpośredniość była tak beztroska, że nie sposób było mu się oprzeć.

– Zgadłem?

Nigdy nie przyznałaby racji komuś innemu, ale tym razem zrobiła to. – Tak. To znaczy był żonaty przez długi czas. Od czterech lat jest wdowcem i nadal się z nią nie ożenił. To naprawdę kawał zarozumiałego sukinsyna. – Były to najmocniejsze słowa, jakich do tej pory użyła na jego temat publicznie. Nie mówiła tak nawet w szkole, do Sharon.

Harry nie wyglądał na zgorszonego.

– Większość mężczyzn jest taka. Szkoda, że nie znasz mojego starego. Porzuca je krwawiące przy drodze ze cztery razy w tygodniu, tylko po to, żeby się zabawić.

– Brzmi nieźle.

– On jest zły. – Oczy Harry'ego stężały. – Jest zainteresowany tylko jednym. Sobą. Nic dziwnego, że się zabiła.

Nigdy nie wybaczył tego ojcu i serce Tany nagle zabiło mocniej z żalu i współczucia dla niego. Taksówka zatrzymała się przed drzwiami „21”. Harry zapłacił i weszli do środka. Chwilę później zanurzyli się w podniecającej atmosferze ekskluzywnej restauracji. Tana była tutaj tylko raz, czy dwa. Na przykład z okazji matury. Podobały jej się ozdóbki zwisające nad barem, świetnie ubrani ludzie stłoczeni w środku. Rozpoznała wśród nich dwie gwiazdy filmowe, a kelner, zauważywszy Harry'ego, natychmiast przybiegł uszczęśliwiony do nich, ciesząc się, że znowu go widzi. Chyba rzeczywiście było to ulubione miejsce Harry'ego, dokąd często zaglądał. Spędzili chwilę przy barze, po czym usiedli przy stoliku Harry zamówił stek, a Tana jajka po benedyktyńsku. Gdy popijał to szampanem Lour Roederer, Harry zauważył, że jej twarz nagle stężała. Patrzyła na grupę ludzi przy stoliku na drugim końcu sali Wyglądało na to, że dobrze się bawili, jej wzrok przykuwał zwłaszcza starszy mężczyzna. Obejmował znacznie młodszą od niego dziewczynę. Harry patrzył na jej twarz, potem na wyraz jej oczu, wreszcie dotknął jej dłoni.

– Niech zgadnę… dawna miłość?

Był zaskoczony, że umawiała się ze starszymi facetami. Nie pasowało to do niej.

W każdym razie nie moja.

Od razu się zorientował.

Przyjaciel twojej matki?

_ Powiedział, że ma dziś wieczór służbową kolację.

– Może to właśnie jest służbowa kolacja.

– Nie wydaje mi się.

Jej spojrzenie było twarde i znowu zwróciła się do Harry'ego.

– Najbardziej irytuje mnie to, że w jej oczach wszystko, co on robi, jest idealne. Zawsze go usprawiedliwia. Ciągle siedzi i czeka na niego. Jest bez przerwy taka wdzięczna.

– Jak długo są już ze sobą?

– Dwanaście lat.

Skrzywił się. – Jezu, to strasznie długo.

– Tak. – Popatrzyła znowu z niechęcią w stronę Artura. – I wygląda na to, że to nie przeszkadza takiemu stylowi życia.

Na jego widok powróciły myśli o Billym. Odwróciła głowę, jakby chciała ich uniknąć, ale Harry zauważył nagły cień bólu w jej oczach.

– Nie martw się tak bardzo, księżniczko. – Jego głos brzmiał łagodnie w jej uszach i odwróciła się w jego stronę.

– To jej życie, nie moje.

– To prawda. I nie zapominaj o tym. Ty możesz sama planować swoje życie. – Uśmiechnął się, – To mi przypomina, że nie odpowiedziałaś jeszcze na moje wszystkie niegrzeczne pytania. Co masz zamiar robić po Green Hill?

– Nie mam pojęcia. Może Columbia. Nie jestem pewna. Chcę się dalej uczyć.

A nie wyjść za mąż i urodzić czwórkę dzieciaków?

Roześmieli się oboje.

Nie, na razie nie, chociaż to najskrytsze marzenie mojej mamy. Popatrzyła na niego przenikliwie.

– No, a ty, do jakiej szkoły chodzisz? Westchnął i odstawił swój kieliszek szampana.

– Harvard. Brzmi okropnie, prawda? To dlatego nie powiedział jej od razu.

– Naprawdę?

– Niestety, tak. – Zachichotał. – Ale jest nadzieja. Może mnie wyleją jeszcze przed końcem roku. Pracuję nad tym.