– Nie możesz być taki zły, bo nie dostałbyś się do Harvardu
– Winslow by się nie dostał? Chyba żartujesz, moja droga. My się zawsze dostajemy. Praktycznie zbudowaliśmy tę budę.
– Och… – Wyglądała na poruszoną. – Rozumiem. A ty nie chcesz tam studiować?
– Nie za bardzo. Miałem ochotę wyjechać gdzieś na zachód. Myślałem o Stanford albo UC, ale ojciec podjął taką właśnie decyzję i walka z nim nie miała sensu… i tak oto jestem tam, grając im na nerwach. Teraz żałują pewnie, że mnie przyjęli.
– Muszą się rzeczywiście cieszyć z takiego nabytku. – Tana roześmiała się i jednocześnie zauważyła, że Artur Durning ze swoją grupą opuszcza restaurację. Nie widział jej, ale nie była pewna czy to dobrze, czy źle.
– Musisz przyjechać do mnie kiedyś, może podczas ferii wiosennych.
Roześmiała się i pokręciła głową. – Wątpię.
– Nie masz do mnie zaufania? – Wyglądał na rozbawionego i był naprawdę bardzo szarmancki jak na osiemnastoletniego chłopca.
– Rzeczywiście, nie mam.
Wypiła łyk szampana i śmiali się razem. Czuła się teraz zupełnie beztrosko i naprawdę dobrze się z nim bawiła. Był pierwszym chłopcem, którego polubiła po bardzo długiej przerwie. Lubiła go jak przyjaciela. Miał poczucie humoru, a poza tym mogła powiedzieć mu rzeczy, o których nie rozmawiała z nikim innym, poza Shar. Nagle wpadła na pomysł.
– Mogłabym cię odwiedzić, jeśli mogę przyjechać z przyjaciółką.
– Przyjaciółką? – zapytał podejrzliwie.
– Mieszkam z nią w jednym pokoju w Green Hill. – opowiedziała mu o Sharon Blake, wyglądał na zaintrygowanego-
Córka Freemana Blake'a? To co innego. Czy jest naprawdę taka wspaniała, jak opowiadasz?
_ Nawet wspanialsza.
Opowiadała mu o tym, jak nie zostały obsłużone w kawiarni Yolan i o wykładzie Martina Luthera Kinga. Był tym wszystkim bardzo zainteresowany.
– Chciałbym się z nią kiedyś spotkać. Czy naprawdę uważasz, że mogłybyście przyjechać do Cambridge podczas ferii wiosennych?
– Może. Musiałabym z nią porozmawiać.
A co jest z wami, jesteście siostrami syjamskimi, czy co?
Patrzył na Tanę z dużą przyjemnością. Była jedną z piękniejszych dziewcząt, jakie kiedykolwiek spotkał. Warto było przemęczyć się z jakąś jej koleżanką, żeby móc ją jeszcze kiedyś zobaczyć.
– Coś w tym rodzaju. Byłam u niej w domu w Święto Dziękczynienia i chciałabym tam jeszcze kiedyś wrócić.
– Dlaczego nie przywiozłaś jej tutaj?
Po chwili dłuższej ciszy Tana spojrzała na niego.
– Moja matka dostałaby ataku serca, gdyby dowiedziała się, że Sharon jest czarna. Powiedziałam jej o niej wszystko z wyjątkiem tego.
– Świetnie. – Harry uśmiechnął się. – Wspominałem ci, że moja babka jest czarna, prawda?
Przez moment wyglądał tak niewinnie, że prawie mu uwierzyła. Ale za chwilę zaczął się śmiać, a ona zrobiła wymowną minę.
– Głupek… muszę powiedzieć o tobie mojej matce.
– Proszę bardzo.
I zrobiła to, kiedy zadzwonił do niej następnego dnia, żeby umówić się z nią na lunch po Świętach Bożego Narodzenia, które trzeba było spędzić z rodziną.
– Czy to nie ten chłopiec, którego poznałaś wczoraj? Był sobotni poranek i Jean odpoczywała, czytając książkę. Artur nie odezwał się do niej od przedwczoraj. Nie mogła się doczekać, żeby mu opowiedzieć o balu, ale nie chciała mu przeszkadzać. Zwykle czekała, aż on zadzwoni. To był zwyczaj, którego Przestrzegali od czasów kiedy jeszcze żyła Marie. No i w końcu było° Przecież Boże Narodzenie. Spędzał je z Billym i Ann.
– Tak, ten sam. – Tana wspomniała matce o telefonie Harry'ego.
– Wygląda sympatycznie.
– Taki też jest.
Ale prawdziwy Harry nie podobałby się Jean. Nie lubiła takiego stylu bycia. Był złośliwy i nieobliczalny, za dużo pił i był z pewnością zepsuty. Ale kiedy odprowadzał ją do domu, zachowywał się «należycie. Powiedział grzecznie dobranoc i nie przypominał w niczym chłopaka, którego poznała tego wieczora. Trochę się denerwowała, czy nie wyrwie się przy matce z jakimś dowcipem niepotrzebnie. Kiedy pojawił się dwa dni później, żeby zabrać ją na lunch miał na sobie blezer i krawat, do tego szare spodnie. Ale jak tylko zeszli na dół założył wrotki i zwariowany kapelusz i zaczął zachowywać się jak kompletny wariat. I tak było przez całą drogę do śródmieścia. Tana zaśmiewała się.
– Harry Winslow, jesteś zupełnym czubkiem, czy wiesz o tym?
– Tak jest, proszę pani.
Harry uśmiechnął się i nalegał, by wejść we wrotkach do Oi Room, gdzie mieli zjeść lunch. Kierownik sali nie był zachwycony tym pomysłem, ale wiedział, kim jest jego gość, i nie odważył się go wyprosić. Harry zamówił szampana Roederer i wydudnił pierwszy kieliszek od razu po otwarciu butelki. Odstawił pusty kieliszek i powiedział do Tany z uśmiechem: – Chyba jestem uzależniony od tego szlachetnego trunku.
– Chodzi ci o to, że jesteś pijakiem.
– Dokładnie.
Powiedział to z dumą, po czym zamówił lunch dla obojga. Po jedzeniu poszli na spacer do Central Parku. Zatrzymali się w Wollman Rink, żeby popatrzeć na łyżwiarzy. Stali tam przez ponad godzinę rozmawiając o życiu. Wyczuł, że Tana stawia wokół siebie niewidzialny mur. Nie miała zamiaru angażować się w jakiś uczuciowy związek, ważyła każde słowo, była zamknięta w sobie Jednocześnie emanowała z niej inteligencja i wewnętrzne ciepło. Obchodzili ją inni ludzie, ich losy i sprawy. Zachowywała jednak dystans. Wiedział, że ma w niej nową koleżankę, ale nic nie wie o niej. Zadbała o to, żeby to dokładnie zrozumiał, korzystając z różnych okazji, co jeszcze większe wzbudziło w nim zainteresowanie jej osobą.
– Masz chłopaka w Green Hill? Zaprzeczyła. Ich spojrzenia spotkały się. nic z tych rzeczy. Nie chcę się z nikim na razie wiązać. Zaskoczyła go szczerością odpowiedzi. No i oczywiście było to dla niego wyzwanie. Wyzwanie, któremu nie mógł się oprzeć. Dlaczego nie? Obawiasz się, że ktoś może cię skrzywdzić, tak jak twoją matkę?
Nigdy nie pomyślała o tym w ten sposób. Powiedział, że nie zamierza mieć dzieci. Pewnie nie chce skrzywdzić nikogo, tak jak sam został skrzywdzony. Opowiedziała mu, jak Artur znowu potraktował matkę w Święta Bożego Narodzenia.
Nie wiem. Może. To też, ale są jeszcze inne powody.
– Jakie?
– Nie chciałabym o tym rozmawiać.
Odwróciła się, a on starał się wyobrazić sobie dlaczego zachowuje się, jakby była w jakiś sposób napiętnowana. Cały czas utrzymywała bezpieczny dystans. Nawet kiedy śmiali się i żartowali, ciągle nadawała ukrytą wiadomość „nie zbliżaj się do mnie za bardzo”. Miał nadzieję, że przyczyną nie były jakieś dewiacje seksualne. Nie sądził, żeby taka była przyczyna jej chłodu. Ona po prostu chowała się w swojej bezpiecznej skorupce, a on nie wiedział, dlaczego. Ktoś ją do tego zmusił… zastanawiał się, kto to mógł być.
– Czy był w twoim życiu ktoś, na kim ci zależało?
– Nie. – Popatrzyła mu prosto w oczy. – Nie chcę o tym mówić.
Jej spojrzenie kazało mu się wycofać. Była w nim złość i ból, i coś jeszcze, czego nie potrafił określić. Siła jej wzroku powaliła go, a zwykle niełatwo było go przestraszyć. Tym razem dotarło to do niego. Nic dziwnego, ślepy by zrozumiał.
– Przepraszam.
Zmienili szybko temat i zaczęli rozmawiać na bardziej neutralne tematy. Tana bardzo mu się podobała, spotkali się jeszcze kilka razy w czasie ferii świątecznych. Byli na kolacji i lunchu, poszli na łyżwy, do kina. Raz nawet zaprosiła go do domu na kolację. Ale to był zły wybór zorientowała się od razu. Jean nadskakiwała mu, jakby był kandydatem na męża. Pytała go o plany na przyszłość, o rodziców, o Jego karierę, stopnie w szkole. Tana nie mogła doczekać się końca tych męczarni, a kiedy wreszcie wyszedł, zaczęła krzyczeć na Jean.