– Tu Winslow. Jak leci, maleńka?
Uśmiechnęła się z zadowoleniem. Ten głos był jak powiew świeżego powietrza w tym dusznym, zatęchłym mieszkaniu.
– Cześć.
– Kiedy przyjechałaś?
– Jakieś cztery sekundy temu. A ty?
– Przyjechałem wczoraj wieczorem razem z kumplami. I, – przeciągnął leniwym spojrzeniem po apartamencie ojca w hotelu Pierre – i oto jestem. Znowu w tym samym starym domu noclegowym, w tym samym, starym mieście.
Robił wrażenie małego chłopczyka, uśmiechającego się po drugiej stronie telefonu. Tana była podniecona perspektywą spotkania się z nim ponownie. Tak wiele dowiedzieli się o sobie przez te kilka miesięcy rozmów telefonicznych. Byli teraz starymi przyjaciółmi.
– Wpadniesz na drinka?
– Z przyjemnością. Gdzie jesteś?
– W Pierre.
Zabrzmiało to bardzo obojętnie, mimo że hotel, w którym mieszkał, był niesłychanie ekskluzywny. Tana zaśmiała się: – Nieźle.
– Nie za bardzo. Ojciec zlecił dekoratorowi wnętrz w zeszłym roku przeróbkę apartamentu. Wygląda teraz jak garsoniera jakiegoś pedała, ale przynajmniej mam się gdzie zatrzymać, kiedy jestem w Nowym Jorku.
– Czy jest tam twój ojciec? – Była ciekawa tego, ale on zaśmiał się ironicznie.
– Chyba żartujesz. Myślę, że w tym tygodniu jest gdzieś w Monachium. Lubi tam również spędzać Wielkanoc. Niemcy bardzo emocjonalnie podchodzą do chrześcijańskich tradycji. A poza tym lubi Oktoberfest. Zresztą nieważne. Przyjeżdżaj i doprowadzimy służbę hotelową do szaleństwa. Na co masz ochotę? Zamówię coś już teraz i akurat potrwa to ze dwie godziny, zanim tu dotrze.
Była pod wrażeniem. – Nie wiem… może hamburgera i colę? Czy to brzmi dobrze?
To wszystko robiło na niej duże wrażenie, ale Harry traktował to nonszalancko. Kiedy przyjechała, leżał na kanapie w dżinsach, z gołymi stopami, oglądając piłkę nożną w TV. Poderwał ją do góry, po czym objął w niedźwiedzim uścisku. Było jasne, że bardzo się cieszy, że ją znowu widzi, bardziej niż przypuszczała. Lekko zadrżał całując po przyjacielsku jej policzek. Przez moment byli trochę zakłopotani, jak ludzie, którzy zaprzyjaźnili się ze sobą przez telefon, a teraz ich zażyłość musiała utrzymać się w bezpośrednim zetknięciu. Ale już pod koniec popołudnia byli znowu starymi przyjaciółmi i Tana wcale nie miała ochoty wracać do domu.
– To zostań. Włożę tylko jakieś buty i wybierzemy się do „21”.
– W tym stroju?
Spojrzała w dół na swoją spódnicę w szkocką kratę, mokasyny i wełniane skarpety. Potrząsnęła głową z dezaprobatą.
– Nie, i tak muszę wracać do domu. Nie widziałam się z matką od czterech miesięcy.
– Czasem zapominam, że istnieją jeszcze takie rytuały.
Jego głos był apatyczny, jakby pozbawiony uczuć. Wyglądał jeszcze bardziej pociągająco niż poprzednio. Ale serce Tany nie drgnęło na jego widok, pogłębiała się tylko ich przyjaźń, nic więcej. Była pewna, że on także żywi do niej jedynie platoniczne uczucia.
Odwróciła się, by na niego spojrzeć, i podniosła z krzesła płaszcz przeciwdeszczowy.
– Czy ty nigdy nie widujesz się z ojcem, Harry?
Jej głos był łagodny, a oczy pełne troski. Wiedziała, że był bardzo samotny. Spędzał wakacje sam i mówił, że zawsze tak było. Albo przebywał z przyjaciółmi, albo w pustych domach czy hotelach. O ojcu wspominał tylko w kontekście złośliwych dowcipów na temat jego kobiet i przyjaciół albo wałęsania się tu i tam po całym świecie.
– Widuję go od czasu do czasu. Wpadamy na siebie jakieś raz czy dwa razy do roku. Zwykle tutaj, albo na południu Francji.
Trochę było w jego głosie pozy, ale Tana łatwo wyczuła, jak bardzo jest samotny. To dlatego tak otworzył się przed nią. Drzemało w nim ogromne pragnienie miłości. Ona także tego potrzebowała. Częściowo rekompensowało jej to uczucie Jean, ale ona pragnęła czegoś więcej, ojca, sióstr i braci, rodziny… czegoś więcej niż jej matka, która spędziła życie w samotności czekając na mężczyznę, który jej nie doceniał. Harry nie miał nawet tego. Tana nienawidziła jego ojca, mimo że znała go tylko z opowiadań.
– Jaki on jest?
Harry wzruszył ramionami.
– Podobno przystojny. Przynajmniej tak mówią kobiety… inteligentny… zimny… – Spojrzał Tanie prosto w oczy. – Zabił moją matkę, więc jaki może być?
Była wstrząśnięta. Nie wiedziała, co powiedzieć. Żałowała, że zadała to pytanie. Harry objął ją ramieniem i odprowadził do drzwi.
– Nie martw się tym, Tan. To się stało dawno temu.
Posmutniała. Jego samotność była przygnębiająca, mimo że był taki zabawny, szczery i miły. To niesprawiedliwe… Był także zepsuty, złośliwy i często samolubny. Kiedy podszedł do nich pierwszy kelner, udawał brytyjski akcent, przy drugim naśladował Francuza; razem z Tana pękali ze śmiechu. Zastanawiała się, czy zawsze się tak zachowywał i pomyślała, że chyba tak. Kiedy wsiadała do autobusu jadącego z powrotem na przedmieścia, już nie przygnębiała jej myśl o smutnym, wyleniałym mieszkaniu, które dzieliła z Jean. Lepsze już to niż bogate, ale zimne wyposażenie apartamentu Winslowa w hotelu Pierre. Pokoje były ogromne, wszystko wykończone było chromem, szkłem i raziło oczy przeraźliwą bielą. Na podłodze leżały wspaniałe, białe, włochate dywany, na ścianach wisiały bezcenne obrazy, wszędzie było pełno dzieł sztuki i cudownych, wartościowych przedmiotów. Ale to było wszystko, co można było tu znaleźć. Ani żywej duszy, kiedy przyjechał ze szkoły, nikt nie pojawił się, by go spotkać ani teraz, ani później. Był sam, ze skrzynką z lodem wypełnioną butelkami i colą oraz garderobą pełną drogich ubrań i telewizorem.
– Cześć… wróciłam…!
Zawołała, jak tylko przekroczyła próg domu, a Jean wybiegła na jej spotkanie i uściskała ją radośnie.
– Och, kochanie, jak wspaniale wyglądasz!
Znowu pomyślała o Harrym, o tym, czego mu brakowało, mimo całego majątku, domów i szacownego nazwiska… Nie zaznał tego uczucia, którym mogła cieszyć się w tej chwili. W jakiś sposób Tana chciała mu to wynagrodzić. Jean patrzyła na nią z zachwytem i nie ukrywaną radością. Powrót do domu okazał się całkiem przyjemny.
– Widziałam twoje torby. Gdzie poszłaś?
– Pojechałam do miasta zobaczyć się ze znajomym. Myślałam, że będziesz jeszcze przez jakiś czas w pracy.
– Wyszłam dzisiaj wcześniej, żeby cię przywitać.
– Przepraszam, mamo.
– Z kim się spotkałaś?
Jean zawsze lubiła wiedzieć, z kim się umawiała i co robiła. Ale Tana odzwyczaiła się już od takich pytań i upłynęła chwila milczenia, zanim odpowiedziała z uśmiechem.
– Z Harrym Winslowem w Pierre. Nie wiem czy go jeszcze pamiętasz.
– Oczywiście, że pamiętam. – Oczy Jean ożywiły się. – Więc jest w mieście.
– Tak, ma tu mieszkanie.
Głos Tany był bardzo cichy. Jean ogarnęły mieszane uczucia. Z jednej strony był wystarczająco dojrzały, dobrze sytuowany, miał własne mieszkanie, ale z drugiej tkwiło w tym niebezpieczeństwo.
– Byłaś z nim sama?
Jean była zaniepokojona.
Tym razem Tana roześmiała się.
– Pewnie. Jedliśmy hamburgera i oglądaliśmy telewizję. Nie było żadnego niebezpieczeństwa, mamo.
– Mimo wszystko… uważam, że nie powinnaś. Tana zmieniła się na twarzy, kiedy matka na nią spojrzała badawczo.
– Mamo, on jest moim przyjacielem.
– Jest także młodym mężczyzną i nigdy nie wiadomo, co się w takiej sytuacji może wydarzyć.