– Wiem.
Jej oczy były zimne jak lód. Znała taką sytuację aż za dobrze. Tylko że to miało miejsce w domu drogiego Billy'ego Durninga, w sypialni jego ojca, z setką innych pętaków piętro niżej.
– Wiem, komu mogę zaufać.
– Jesteś zbyt młoda, żeby móc oceniać takie sprawy, Tan.
– Nie, nie jestem.
Twarz Tany była teraz jak skała. Billy Durning zmienił jej całe życie. Wiedziała wszystko o niebezpieczeństwie. Jeśli obawiałaby się Harry'ego, nigdy nie pojechałaby do niego do hotelu i nie siedziałaby tam razem z nim. Instynktownie wyczuwała, że jest jej przyjacielem i nie skrzywdzi jej, w przeciwieństwie do syna kochanka jej matki.
– Harry i ja jesteśmy przyjaciółmi.
– Jesteś naiwna. Nie istnieje coś takiego między dziewczyną a chłopakiem, Tan. Kobiety i mężczyźni nie mogą być przyjaciółmi.
Oczy Tany otworzyły się szeroko ze zdziwienia. Nie mogła uwierzyć, że słyszy te słowa od własnej matki.
– Jak możesz coś takiego mówić, mamo?
– Wiem, że to prawda. I jeśli zaprasza cię do hotelu, ma na pewno coś innego na myśli, bez względu na to, czy to dostrzegasz czy nie. Być może po prostu czeka na odpowiednią chwilę.
Uśmiechnęła się.
– Czy nie sądzisz, że ma wobec ciebie poważne zamiary, Tan?
– Poważne? – Tana zrobiła taką minę, jakby za chwilę miała eksplodować. – Poważne? Powiedziałam ci przed chwilą, że jesteśmy przyjaciółmi.
– A ja ci mówię, że w to nie wierzę. – W jej uśmiechu było coś aluzyjnego. – Wiesz Tan, niejeden mężczyzna chciałby być twoim wybrankiem.
Ale Tana nie mogła już dłużej tego znieść. Wstała gwałtownie i spojrzała na matkę z góry z wściekłością.
– Mówisz o nim tak, jakby był rybą. Do diabła, nie mam zamiaru złapać go na przynętę. Nie chcę wyjść za mąż. Nie chcę iść z nikim do łóżka. Chcę tylko mieć przyjaciół i chodzić do szkoły. Czy możesz to zrozumieć?
Oczy jednej i drugiej pełne były łez.
– Dlaczego robisz się taka agresywna? Nigdy taka nie byłaś, Tan.
Głos Jean był tak smutny, że rozdzierał serce Tany, ale nie mogła już cofnąć tego, co powiedziała.
– A ty nigdy mnie tak nie przyciskałaś do muru.
– Czy ja cię przyciskam do muru? – Była zaskoczona. – Nawet cię nie widuję. Przyjechałaś dwa razy w ciągu ostatnich sześciu miesięcy. Czy to tak dużo?
– To świąteczne przyjęcie było wymuszone. To, co powiedziałaś przed chwilą o Harrym, o łapaniu na przynętę, ustabilizowaniu się, wyjściu za mąż jest wywieraniem nacisku. Na miłość boską, mamo, mam dopiero osiemnaście lat!
– Masz prawie dziewiętnaście. I co dalej? Kiedy masz zamiar o tym mówić, Tan?
– Nie wiem, mamo. Może nigdy. I co z tego? A może w ogóle nie wyjdę za mąż. Dlaczego nie? Jeśli będę z tym szczęśliwa, to czego mi więcej trzeba? Kogo to obchodzi?
– Mnie obchodzi. Chcę zobaczyć cię szczęśliwą u boku przyzwoitego mężczyzny, z gromadką miłych dzieci w waszym własnym domu…
Jean płakała już otwarcie. To było to, czego zawsze sama pragnęła…, a teraz, była samotna…, kilka nocy w tygodniu spędzanych z mężczyzną, którego kochała, córka, której już prawie nie widywała… Pochyliła głowę i pociągnęła nosem. Tana podeszła i objęła ją.
– Mamo, przestań już… Wiem, że chcesz dla mnie jak najlepiej… ale pozwól mi samej wybrać to, co dla mnie dobre. Poczuła na sobie spojrzenie wielkich, smutnych oczu matki.
– Czy zdajesz sobie sprawę, kim jest Harry Winslow?
Głos Tany był teraz łagodny. – Tak. Jest moim przyjacielem.
– Jego ojciec jest jednym z najbogatszych ludzi w Stanach Zjednoczonych. Przy nim nawet Artur Durning jest biedakiem. Artur Durning. Miarka do wszystkiego w życiu Jean.
– I co z tego?
– Czy wiesz, jakie mogłabyś ułożyć sobie z nim życie?
Tana spojrzała na nią z ubolewaniem. Ubolewała także nad sobą. Matka nie rozumiała jej, inaczej pojmowała życie. Ale z drugiej strony tyle jej zawdzięcza. Jean poświęciła dla niej wszystko. Mimo to, podczas dwóch tygodni pobytu w Nowym Jorku Tana nie widywała matki zbyt często. Spotykała się za to z Harrym prawie codziennie, nie przyznając się jej do tego. Nadal kipiała ze złości wspominając słowa Jean. „Czy zdajesz sobie sprawę, kim on jest?” Tak jakby to miało jakieś zasadnicze znaczenie. Zastanawiała się, ilu jeszcze ludzi myślało o nim w ten sposób. To było przerażające, że można być ocenianym wyłącznie ze względu na słynne nazwisko.
Któregoś dnia, kiedy wybrała się z Harrym na piknik do Central Parku, zapytała go o to.
– Czy to cię wkurza Harry? Czy ludzie często chcą cię poznać z powodu twojego nazwiska?
Ta myśl nadal ją przerażała, ale on tylko wzruszył ramionami i gryzł dalej swoje jabłko, leżąc na trawie.
– Tacy chyba są po prostu ludzie. To im daje dreszczyk emocji. Zawsze tak było z moim ojcem.
– Czy on to zauważa?
– Myślę, że nie dba o to. – Harry uśmiechnął się do niej. – On jest niewrażliwy. Myślę, że w ogóle nie zna słowa „uczucie”. Tana patrzyła Harry'emu prosto w oczy.
– Czy naprawdę jest aż tak zły?
– Jeszcze gorszy.
– Więc dlaczego ty jesteś taki miły?
Roześmiał się. – Miałem po prostu szczęście. Albo może mam więcej genów matki.
– Pamiętasz ją jeszcze? – Po raz pierwszy zapytała go o to. Patrzył gdzieś daleko w przestrzeń.
– Czasami… jakieś fragmenty… Nie wiem, Tan. – Spojrzał teraz na nią. – Kiedy byłem mały, udawałem przed innymi dziećmi, że ona żyje. Mówiłem, że pojechała na zakupy albo jeszcze gdzieś indziej. Nie chciałem być inny niż wszyscy. Ale one zawsze dowiadywały się prawdy od swoich matek. Uważały mnie za dziwaka, ale ja miałem to gdzieś. Miło było, choć przez parę godzin, czuć się jak każdy inny normalny dzieciak. Mówić o niej, jakby wyszła gdzieś na chwilę… czy była na górze…
Tan zobaczyła w jego oczach łzy, a wtedy on spojrzał na nią z jakąś złośliwością.
– Ale to głupota, rozczulać się nad matką, której nigdy nie znałem, prawda?
Tana przemówiła do niego całym swoim sercem, ciepłym, łagodnym głosem.
– Na twoim miejscu zachowywałabym się dokładnie tak samo Wzruszył ramionami i odwrócił spojrzenie. Później poszli na spacer i rozmawiali o różnych innych sprawach, Freemanie Blake'u, Sharon, zajęciach Tany w Green Hill. Nagle ni stąd, ni zowąd Harry wziął ją za rękę.
– Dziękuję ci za to, co powiedziałaś wtedy. Wiedziała od razu, o co mu chodzi. Rozumieli się niemal bez słów od momentu, kiedy się poznali.
– Nie ma sprawy.
Uścisnęła jego dłoń i spacerowali dalej. Z zaskoczeniem odkryła, że w jego towarzystwie czuje się wspaniale. Do niczego jej nie zmuszał, nie pytał już więcej, dlaczego nie umawia się z chłopakami. Zaakceptował ją taką, jaka była, i za to była mu wdzięczna. Lubiła jego poczucie humoru i sposób, w jaki patrzył na życie. Doskonale czuła się w jego towarzystwie. To było wspaniałe móc się podzielić z kimś swoimi myślami.
Okazało się, że łączy ich bardzo wiele, takie same uczucia i opinie na mnóstwo tematów. Doceniła jego brak, kiedy wróciła do Green Hill. Gdy spotkała się znowu z Sharon, przyjaciółka zachowywała się zupełnie inaczej. Jakby była zupełnie inną osobą. Wszystkie jej umiarkowane polityczne opinie gdzieś zniknęły. Podczas ferii chodziła z matką na różne demonstracje i pochody protestacyjne, seminaria, wykłady; stała się taką samą maniaczką, jak Miriam Blake. Tana nie mogła uwierzyć w tę przemianę i wreszcie, po dwóch dniach, kiedy musiała wysłuchiwać bez przerwy jej wynurzeń, nie wytrzymała. Zwróciła się do Sharon prawie krzycząc na nią.