Gdyby nie robiła wszystkiego dla Tany, prawdopodobnie nie zgodziłaby się. Z jednej strony nie chciała być jego dłużniczką, a z drugiej była to wspaniała okazja, by spędzać z nim więcej czasu, mieć go ciągle przy sobie… a gdy Marie wyzdrowieje… Miał już co prawda swoją asystentkę w Durning International, ale na zapleczu sali konferencyjnej sąsiadującej z jego eleganckim, wyłożonym drewnem gabinetem, był mały, zaciszny pokoik, jakby stworzony dla niej. Widywałaby go codziennie, miałaby go w zasięgu ręki. Stałaby się nieodłączną częścią jego życia, mogłaby go od siebie uzależnić.
– Będzie prawie tak samo jak do tej pory, tylko jeszcze lepiej.
Przekonywał ją i prosił, by się zgodziła, proponował jeszcze więcej przywilejów i wyższą pensję. Był do niej bardzo przywiązany, potrzebował jej. Wiedział także, że potrzebna jest również jego dzieciom, chociaż do tej pory nie miały okazji, by ją poznać. Nareszcie spotkał bliską osobę, na którą mógł zawsze liczyć. Dotychczas wszyscy oczekiwali pomocy od niego, a tu nagle pojawił się ktoś, komu on mógł zaufać i mieć pewność, że nigdy go nie zawiedzie. Przemyślał to bardzo dokładnie i stwierdził, że chce mieć ją zawsze przy sobie. Wyznał jej to tej nocy, kiedy leżąc w łóżku błagał ją znowu, by przyjęła jego ofertę pracy.
Mimo wewnętrznej walki nie mogła mu odmówić. Korzyści były zbyt oczywiste. Od tej chwili jej życie zmieniło się zupełnie, było jak sen na jawie. Teraz z radością chodziła do pracy, często po spędzonej z nim nocy. Jego dzieci przywykły już do tego, że kilka nocy w tygodniu spędzał poza domem. Od kiedy Jean zatrudniła dodatkową pomoc, w jego domu zapanował porządek. Nie musiał już tak bardzo martwić się o dzieci, chociaż na początku Ann i Billy tęsknili za Marie. Teraz byli jednak spokojniejsi. Gdy wreszcie poznali Jean, traktowali ją tak, jakby od lat była ich przyjaciółką. Często zabierała jego dzieci i Tanę do kina, kupowała im zabawki i ubrania, woziła je na zajęcia. Kiedy Artur wyjeżdżał, chodziła do ich szkół na zebrania i występy teatralne. O niego dbała jeszcze bardziej. Któregoś wieczora, gdy siedzieli u niej przy kominku, pomyślała, że przypomina jej dobrze nakarmionego kocura, który wyleguje się i poleruje swoje błyszczące futerko w cieple domowego ogniska. Nowe mieszkanie, które jej kupił, nie było nadzwyczaj eleganckie, ale Tanie i Jean wydawało się wspaniałe i duże: dwie sypialnie, salon, jadalnia, przestronna kuchnia. Mieszkały teraz w nowoczesnym, czystym i solidnie zbudowanym domu. Z okien salonu rozciągał się widok na East River. Wszystko było tu o niebo lepsze od hałasu kolejki naziemnej w starym mieszkaniu Jean.
– Wiesz – spojrzała na niego uśmiechnięta – jeszcze nigdy w życiu nie byłam tak szczęśliwa.
– Ja także.
W niedługim czasie Marie Durning usiłowała popełnić samobójstwo, ponieważ dowiedziała się, że Artur ma romans. Nie powiedziano jej jednak, kim jest kochanka jej męża. Od tej pory stosunki między nimi znacznie się pogorszyły. Po sześciu miesiącach lekarze zdecydowali, że Marie będzie mogła wkrótce wrócić do domu. Jean pracowała już od ponad roku dla Artura Durninga. Tana bardzo polubiła nową szkołę, nowy dom, nowe życie. Jean także. I nagle wszystko miało się skończyć. Artur po powrocie od Marie wszedł do domu ponury i zgnębiony.
– Co powiedziała? – Jean przyglądała mu się zaniepokojona. Miała już trzydzieści lat. Pragnęła stabilizacji i spokojnego, bezpiecznego życia, a nie potajemnych spotkań. Ale nigdy nie czyniła mu wyrzutów, bo wiedziała, jak trudna była jego sytuacja i jak bardzo się tym martwił. I pomyśleć, że jeszcze tydzień temu rozmawiali o małżeństwie. Teraz patrzył na nią tak smutno, jak nigdy dotąd. Jakby nie było już dla nich nawet cienia nadziei. Ich marzenia rozpłynęły się we mgle.
– Powiedziała, że jeśli nie pozwolę jej wrócić do domu, zabije się.
– Ale ona nie może tego robić. Nie może cię szantażować do końca życia.
Jean miała ochotę płakać. A najgorsze było to, że Marie naprawdę mogła mu grozić samobójstwem i robiła to. Trzy miesiące później wróciła do domu, ale bardzo krótko wytrwała w stanie abstynencji. Już na Święta Bożego Narodzenia była z powrotem w szpitalu. Wiosną znowu wróciła do domu i tym razem udało jej się wytrzymać aż do jesieni. Zaczęła jednak popijać z przyjaciółmi podczas spotkań brydżowych w czasie lunchu. I taka sytuacja trwała ponad siedem lat.
Kiedy po raz pierwszy przyjechała do domu, Artur był tak przygnębiony, że poprosił Jean, żeby spróbowała jej pomóc.
– Ona jest taka bezbronna, nie rozumiesz tego… nie jest tak twarda jak ty. Nie potrafi współpracować… z trudem może myśleć.
I Jean, w imię miłości do Artura, zgodziła się być jego kochanką i opiekunką żony w jednej osobie. Spędzała w Greenwich dwa lub trzy dni w tygodniu, pomagając Marie w prowadzeniu domu. Marie bardzo bała się zatrudnionych w domu służących; wszyscy wiedzieli przecież, że była alkoholiczką. Dzieci także.
Domownicy na początku chcieli jej pomóc. Pilnowali jej na każdym kroku, ale niebawem okazywana jej życzliwość zaczęła się przeradzać w pogardę. Najbardziej nienawidziła jej Ann. Billy płakał, gdy się zataczała. To był koszmar; po kilku miesiącach Jean znalazła się w takiej samej pułapce jak Artur. Nie mogła jej zostawić, opuścić… to tak jakby miała uciec od własnych rodziców. Wydawało jej się czasem, że to, co robi dla Marie, przyniesie jakieś efekty. Ale mimo wszystkich starań Marie skończyła prawie tak samo jak rodzice Jean. Pewnego wieczoru miała się spotkać z Arturem w mieście, a potem zamierzali obejrzeć balet. Jean mogłaby przysiąc, że Marie, gdy wyjeżdżała z domu, była trzeźwa, przynajmniej takie robiła wrażenie. Widocznie zabrała butelkę ze sobą. Wpadła w poślizg na Merrit Parkway, w połowie drogi do Nowego Jorku, i zginęła na miejscu.
To dobrze, że Marie nigdy nie dowiedziała się, co ich łączyło. Najgorsze jednak było to, że Jean polubiła ją naprawdę. Na pogrzebie płakała bardziej niż jej własne dzieci. Upłynęło wiele tygodni, zanim zdecydowała się spędzić noc z Arturem. Ich związek trwał już od ośmiu lat i Artur zaczął się obawiać, co powiedzą na to dzieci.
– I tak musimy zaczekać z decyzją przynajmniej rok – powiedział.
Nie mogła zaprzeczyć, że miał trochę racji. Poza tym i tak spędzał z nią większość swego czasu. Troszczył się o nią i zawsze o wszystkim pamiętał. Nie mogła mu nic zarzucić. Podczas ich długoletniego związku Jean starała się, żeby Tana niczego nie zauważyła, ale w rok po śmierci Marie dziewczyna zaskoczyła matkę swoją dojrzałością.
Mamo, nie jestem aż taka naiwna. Przecież widzę, co tu jest grane.
Stała przed nią wysoka i szczupła, zupełnie jak Andy; z tą samą iskierką w oku, jakby w każdej chwili mogła wybuchnąć śmiechem. Ale teraz nie było jej do śmiechu. Zbyt długo cierpiała znając ich tajemnicę. Jej oczy zaszły łzami, gdy patrzyła na Jean.
– On traktuje cię jak przedmiot, teraz i przez wszystkie te lata. Dlaczego się z tobą nie ożeni, zamiast zakradać się tu i znikać w środku nocy?
Jean uderzyła ją wtedy w twarz, ale Tana nie przejęła się tym. To trwało już za długo. Te wszystkie Święta Dziękczynienia, Gwiazdki, które spędzały samotnie, rozpakowując kolorowe, błyszczące pudełka z kosztownymi drobiazgami, które Artur kupował dla nich w eleganckich sklepach. Zawsze było tak samo. On jeździł z przyjaciółmi do klubu za miastem, a one zostawały same w domu. W tym roku nawet Ann i Billy wyjechali na święta z dziadkami.
– Nigdy go nie ma przy nas, kiedy go potrzebujemy! Czy ty tego nie widzisz? – Ogromne łzy potoczyły się po jej policzkach i gdy zaczęła szlochać, Jean nie mogła już wytrzymać. Czuła, że zaschło jej w gardle, ale musiała coś odpowiedzieć na zarzuty córki.