Выбрать главу

– I z czego się tak cieszysz, Panno Śmieszko?

– Czy ja wiem, chyba po prostu z życia.

– I to cię tak bawi?

– Czasami. Ja… eeech… to znaczy…

Teraz on zaczął się z niej śmiać, a ona zarumieniła się na twarzy ze złości.

– O, cholera. Nie utrudniaj mi tego.

Wziął jej dłoń w swoją i uśmiechnął się do niej. – Co próbujesz mi powiedzieć? – Nigdy nie widział jej tak onieśmielonej i zakłopotanej.

Wzięła głęboki oddech. – W tym tygodniu wyjaśniłam już swoje sprawy.

– Z Jackiem? – Był zaskoczony, a ona pokiwała głową z nieśmiałym uśmiechem. – Tak szybko?

– Nie mogłam już tego wytrzymać.

– Bardzo był załamany? – Russ wyglądał na przejętego.

Pokiwała głową i posmutniała na chwilę. – Tak, ale nie przyznawał się do tego. On lubi, żeby wszystko było łatwe i układało się gładko, i żeby był wolny. – Westchnęła ciężko, i powiedziała: – „stwierdził, że nigdy nie będę szczęśliwa w małżeństwie”.

– To miłe. – Russ uśmiechnął się i zupełnie się tym nie przejął. – Kiedy się wyprowadzasz, pamiętaj, spal za sobą dom. To taki stary przesąd niektórych mężczyzn. Wierz mi, to nie ma żadnego znaczenia. Ja lubię ryzyko i sam podejmę tę decyzję. – Russ uśmiechnął się do niej radośnie.

– Czy nadal chcesz się ze mną ożenić? – Nie mogła uwierzyć w to co jej się przydarzyło, i przez chwilę… przez chwilę… miała ochotę wrócić do swojego starego życia, ale tego już przecież tak naprawdę wcale nie chciała. Ona pragnęła tego wszystkiego… chciała jego i małżeństwa, i kariery, bez względu na to, jak bardzo się bała. To było wyzwanie, które musiała podjąć. Była już gotowa. Dojście do tego punktu zajęło jej dużo, dużo czasu, ale udało się i była z tego dumna.

– A co ty sobie myślałaś? Oczywiście, że chcę. – Zapewnił ją natychmiast, a jego oczy śmiały się do niej.

– Jesteś pewien?

– A ty jesteś? To jest jeszcze ważniejsze.

– Może byśmy o tym porozmawiali jeszcze trochę? – Nagle zaczęła się denerwować, a on się roześmiał.

– Jak długo? Sześć miesięcy? Rok? Dziesięć lat?

– Może około pięciu… – Teraz i ona się śmiała, a potem nagle spojrzała na niego. – Ty nie chcesz mieć dzieci, prawda? – Tak daleko jeszcze nie dotarła. Była już za stara na to, ale on zaprzeczył ruchem głowy i parsknął śmiechem.

– Ty się strasznie wszystkim martwisz, prawda? Nie, nie chcę mieć dzieci. W przyszłym miesiącu skończę pięćdziesiątkę, mam już dwoje dzieci. Ale nie, nie zgodzę się na wasektomię. Poza tym zrobię wszystko, czego sobie życzysz, żebyś nie zaszła w ciążę. Dobrze? Chcesz, żebym podpisał to własną krwią?

– Tak. – Śmiali się oboje, on zapłacił rachunek i wyszli na zewnątrz. Objął ją w taki sposób, w jaki jeszcze nigdy żaden mężczyzna jej nie obejmował, a jej serce i duszę wypełniło szczęście. Nagle spojrzał na zegarek i pociągnął ją w pośpiechu do samochodu. – Co robisz?

– Musimy złapać samolot.

– Musimy? Ale ja nie mogę… ja nie jestem…

– Czy twoja kancelaria jest zamknięta na ferie sądowe?

– Tak, ale…

– Czy twój paszport jest w porządku?

– Ja… tak… myślę, że to…

– Sprawdzimy, jak zawiozę cię do domu… jedziesz ze mną… zaplanujemy ślub na miejscu… zadzwonię do dziewcząt… co powiesz na luty… powiedzmy za sześć tygodni?… Święto Walentynek?… czy to wystarczająco romantyczny dzień dla ciebie, Tan?

Był kompletnie zwariowany, a ona oszalała na jego punkcie. Złapali samolot do Meksyku jeszcze tego wieczoru, spędzili cudowny tydzień, rozkoszując się słońcem i upragnioną miłością. Czekał, aż naprawdę zakończy sprawy z Jackiem na zawsze. A kiedy wrócili, kupił jej zaręczynowy pierścionek i powiedzieli o tym wszystkim przyjaciołom. Jack zadzwonił do niej, gdy przeczytał nowinę w gazetach i to, co powiedział, ugodziło ją do żywego.

– To dlatego to wszystko? Dlaczego mi nie powiedziałaś, że puszczałaś się z innym? I w dodatku to też sędzia. To dla ciebie skok w górę.

– To, co mówisz, jest obrzydliwe… i wcale się z nim nie puszczałam.

– Powiedz to komu innemu, ale nie mnie. A właściwie – roześmiał się gorzko – powiedz to sędziemu.

– Wiesz, że jesteś tak przejęty tym, żeby przypadkiem z nikim się nie związać, że nie wiesz już, na jakim świecie żyjesz.

– Przynajmniej wiem, kiedy kogoś oszukuję, Tan.

– Nie oszukiwałam cię.

– No więc, co robiłaś? Pieprzyłaś się z nim podczas lunchu, bo przed szóstą to się nie liczy?

Rzuciła słuchawką, zmartwiona, że musiało się to skończyć w ten sposób. Napisała też list do Barbary, wyjaśniając, że jej małżeństwo z Russem było niespodziewane, ale jest on wspaniałym człowiekiem i kiedy przyjedzie odwiedzić ojca w przyszłym roku, to drzwi Tany są zawsze dla niej otwarte, tak jak do tej pory. Nie chciała, żeby dziewczynka pomyślała, że ją odtrąca. I miała jeszcze tyle innych rzeczy do zrobienia. Napisała do Averil, do Londynu, a jej matka dostała niemal ataku serca, kiedy do niej zadzwoniła.

– Siedzisz?

– Och, Tano, coś ci się stało. – Głos matki zaczął się już łamać i czuła zbliżające się łzy. Miała tylko sześćdziesiąt lat, ale psychicznie była już o wiele starsza. Artur stał się zgrzybiałym starcem, mając zaledwie siedemdziesiąt cztery lata i to było dla niej bardzo trudne do zniesienia.

– To coś miłego mamo. Coś, na co czekałaś bardzo, bardzo długo.

Jean patrzyła tępo w ścianę naprzeciwko trzymając słuchawkę. – Nie mogę sobie wyobrazić, co to takiego.

– Za trzy tygodnie wychodzę za mąż.

– Robisz co? Za kogo? Za tego mężczyznę, z którym mieszkałaś przez te lata? – Nigdy nie myślała o nim poważnie, ale nadszedł już czas, żeby znaleźli swoje miejsce na świecie, zwłaszcza, że Tana była sędzią. Ale czekał ją jeszcze jeden szok.

– Nie. To ktoś zupełnie inny. Sędzia Sądu Apelacyjnego. Nazywa się Russell Carver, mamo. – I opowiedziała jej całą resztę, a Jean płakała i śmiała się na zmianę.

– Och, kochanie… Tak długo na to czekałam.

– Ja też. – Tana także śmiała się i płakała jednocześnie. – Ale warto było poczekać, mamo. Niedługo go poznasz. Przyjedziesz na mój ślub? Pobieramy się czternastego lutego.

– Święto Walentynek… och jakie to cudowne… Tana nadal była trochę zażenowana tą datą, ale i jej, i Russowi wydawało się to zabawne.

– Nigdy bym nie przepuściła takiej okazji. Nie sądzę jednak, żeby Artur był w stanie przyjechać, więc nie zostanę długo.

Jean musiała uporządkować tysiące spraw i zorganizować opiekę nad Arturem i domem na czas swej nieobecności, więc nie mogła się już doczekać, żeby skończyć rozmowę i zacząć przygotowania. Ann właśnie po raz piąty wyszła za mąż, ale kogo to jeszcze obchodziło? Tana wychodzi za mąż! I to w dodatku za sędziego Sądu Apelacyjnego! Mówiła, że jest przystojny. Jean biegała roztrzęsiona po domu przez całe popołudnie w ogromnym podnieceniu. Jutro musi koniecznie wybrać się do Saksa po zakupy. Musi kupić sobie suknię… nie… a może kostium… nie mogła uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Tej nocy odmawiała szeptem gorące modlitwy.

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY

Wesele było po prostu wspaniałe. Odbywało się w domu Russa. Zaangażowano pianistę i dwóch skrzypków. Łagodna muzyka Brahmsa towarzyszyła Tanie, gdy powoli schodziła ze schodów w prostej sukni z kremowej krepy. Długie, rozpuszczone swobodnie włosy nakryła kapeluszem z dużym rondem i krótkim welonem. Na nogach miała atłasowe pantofelki koloru kości słoniowej. Na uroczystość przybyło około stu osób. Jean stała w kącie i przez większość dnia płakała ze szczęścia. Kupiła sobie z tej okazji piękny beżowy kostium Givenchy. Wyglądała tak dystyngowanie i była taka dumna, że Tana, ilekroć na nią spojrzała, miała ochotę się rozpłakać.