Выбрать главу

Tego dnia po południu przybyła pod Ikroh (Zdemilitaryzowana) Wszechstronna Jednostka Zaczepna „Czynnik Ograniczający”. Gurgeh przeszedł do galerii tranzytowej, by obejrzeć statek: był bardzo smukły, prosty w budowie, miał ponad trzysta metrów długości, uniesiony dziób, trzy długie bąble jak kokpity samolotu prowadziły ku dziobowi, a pięć innych, grubszych, opasywało statek w środku; jego tył był płasko ścięty. Statek przywitał gracza, powiedział, że zabierze go do WPS „Żulik” i spytał, czy ma jakieś specjalne wymagania dietetyczne.

Boruelal klepnęła go po plecach.

— Będziemy za tobą tęsknili.

— Ja za wami również — odparł Gurgeh poruszony. Zastanawiał się, kiedy zaczną rzucać papierowe lampiony w dół na tropikalny las. Za wodospadem, na całej wysokości klifu, zapalono światła, a wędrowny sterowiec, którego załogę stanowili najprawdopodobniej fani gier, zacumował ponad równiną, na poziomie Tronze, zapowiadając na później fajerwerki. Gurgeha wzruszały te wszystkie wyrazy szacunku i sympatii.

— Gurgeh — zwrócił się do niego Chamlis.

Gurgeh z kieliszkiem w dłoniach odwrócił się i spojrzał na starą maszynę, która włożyła mu w dłonie małą paczuszkę owiniętą papierem i przewiązaną wstążką.

— To prezent — wyjaśnił Chamlis — taka stara tradycja. Otwórz to, gdy będziesz w drodze.

— Dziękuję. — Gurgeh powoli kiwał głową. Włożył podarunek do kieszeni kurtki. Potem zrobił coś, co rzadko robił z dronami — objął starą maszynę, otaczając ramionami jej aurę. — Bardzo, bardzo ci dziękuję.

Noc ciemniała, przelotny deszcz przygasił węgle pośrodku stołu. Hafflis polecił dronom zaopatrzeniowym przynieść skrzynki alkoholu i goście zabawiali się wylewaniem drinków na węgle, wzniecając niebieskie płomienie. Ogień lizał papierowe lampiony, przyżegał winne pnącza, wypalał dziury w ubraniach, osmalił futro liczaka stygliańskiego. Góry nad jeziorem pojaśniały od błyskawic, wodospad roziskrzył się bajecznie, sztuczne ognie ze sterowca wywołały ogólny aplauz, w odpowiedzi w całym Tronze wypuszczono fajerwerki i podświetlono chmury laserami. Nagiego Gurgeha wrzucono do jeziora. Parskającego, wyciągnęły z wody dzieci Hafflisa.

Tuż po świcie obudził się w łóżku Boruelal, na terenie uniwersytetu. Wymknął się wcześnie.

Rozejrzał się po pokoju. Poranne światło zalało krajobraz wokół Ikroh, mknęło przez salon, wtargnęło przez okna od strony fiordu, przez pokój docierało do okna wychodzącego na porośnięte trawą wzgórze po drugiej stronie domu. Ptaki napełniały swym śpiewem rześkie, spokojne powietrze.

Nic już nie miał do zabrania — wszystko spakował. Poprzedniego wieczoru posłał domowe drony ze skrzynią odzieży, ale teraz zastanawiał się, po co mu to. Na statku nie będzie potrzebował zbyt wielu ubrań na zmianę, a gdy dotrze do WPS, będzie mógł zamówić wszystko, co zechce. Zabrał kilka ozdób, polecił domowi, by skopiował jego obrazy i filmy do pamięci „Czynnika Ograniczającego”. Wreszcie spalił list, który przedtem miał zamiar przechować u Boruelal, i w kominku roztarł jego popioły na drobniutki pył. Nic więcej nie pozostało do zrobienia.

— Jesteś gotów? — spytał Worthil.

— Tak — odrzekł Gurgeh. Głowę miał jasną, nie czuł bólu, tylko zmęczenie, i wiedział, że tej nocy będzie dobrze spał. — Pojawił się już?

— Jest w drodze.

Czekali na Mawhrin-Skela. Dronę powiadomiono, że jego proces odwoławczy zostanie ponownie wdrożony: ze względu na zasługi Gurgeha drona prawdopodobne otrzyma jakieś stanowisko w Sekcji Specjalnej. Maszyna potwierdziła, że o tym wie, ale się nie pojawiła. Miała przybyć na pożegnanie Gurgeha.

Usiadł i czekał.

Kilka minut przed odjazdem mały drona wleciał przez komin; unosił się nad wygasłym paleniskiem.

— Mawhrin-Skelu, w samą porę — stwierdził Worthil.

— Chyba ponownie powołano mnie do służby — rzekł mały drona.

— Istotnie — odparł Worthil szczerze.

— Dobrze. Jestem pewien, że mój przyjaciel SJZ „Kanonierkowy Dyplomata” z wielkim zainteresowaniem będzie śledził moją przyszłą karierę.

— Oczywiście — powiedział Worthil — też żywię taką nadzieję.

Pola Mawhrin-Skela jarzyły się ceglasto. Podleciał do Gurgeha; szara obudowa drony błyszczała jasno, nawet słoneczne światło nie mogło tego stłumić.

— Dziękuję — powiedział do Gurgeha. — Życzę ci dobrej podróży i wiele szczęścia.

Gurgeh usiadł na kanapie i popatrzył na małego dronę. Miał ochotę coś powiedzieć, ale milczał. Wstał, wygładził kurtkę, spojrzał na Worthila…

— Jestem gotów wyruszyć natychmiast — oznajmił. Mawhrin-Skel obserwował, jak opuszczają pokój, ale nie ruszył za nimi.

Gurgeh wszedł na pokład „Czynnika Ograniczającego”.

Worthil zaprezentował mu trzy wielkie plansze, umieszczone w trzech purchlach efektorowych pośrodku kadłuba; pokazał modułowy hangar, znajdujący się w czwartym purchlu oraz basen zainstalowany w piątym — stocznia nie mogła wymyślić nic innego w tak krótkim czasie, a nie chciała zostawiać pustego miejsca. Trzy efektory na dziobie pozostawiono, lecz odłączono je; miały być usunięte, gdy tylko „Czynnik Ograniczający” zadokuje przy „Żuliku”. Worthil oprowadził Gurgeha po części mieszkalnej, wyglądającej bardzo przyzwoicie.

Niezwykle szybko nadszedł czas odlotu. Gurgeh pożegnał się z droną ze Służby Kontaktu. Usiadł w części mieszkalnej i obserwował, jak mały drona leci korytarzem w kierunku luku statku. Powiedział ekranowi, by przełączył się na widok wewnętrzny. Został wciągnięty tymczasowy korytarz łączący statek z galerią tranzytową Ikroh, długa rura wewnętrznej osłony statku schowała się na miejsce.

Nagle, niezauważalnie i bezszelestnie, widok podłoża Płyty oddalił się, skurczył się. Gdy statek odlatywał, Płyta zlała się z trzema innymi po tej stronie Orbitalu, stała się częścią pojedynczej cienkiej linii. Linia błyskawicznie ściągnęła się do punktu, za nim rozbłysnęła jasno gwiazda systemu Chiark, która natychmiast — wręcz za szybko — pociemniała i skarlała, i Gurgeh uświadomił sobie, że pędzi ku Imperium Azad.

2. Imperium

Jeszcze mnie słuchacie?

Dołączam tu małą informację tekstową (okażcie nieco cierpliwości).

Ci z Was, którzy nie mają szczęścia czytać lub słyszeć tego w marain, prawdopodobnie posługują się językiem nie mającym odpowiedniej liczby czy też typów zaimków osobowych, lepiej więc objaśnię ten kawałek tłumaczenia.

Jak każdy uczeń wie, marain, kwintesencjonalnie wspaniały język Kultury (tak właśnie zawsze określi ci go sama Kultura), ma jeden zaimek osobowy obsługujący płeć żeńską, męską, pośrednią, istoty bezpłciowe, dzieci, drony, Umysły, inne rozumne maszyny oraz wszystkie formy życia zdolne sklecić coś choćby w zarysie przypominającego system nerwowy i jakieś elementy języka — albo przynajmniej przekonujące usprawiedliwienie, że takowych nie mają. Naturalnie w marain istnieją sposoby wyrażenia płci danej osoby, nie używa ich się jednak w mowie potocznej. W archetypicznym języku-jako-dumnej-broni-moralnej komunikat przekazuje, że ważny jest umysł, moi drodzy, a gonady nie warte są rozróżniania.

Zatem w dalszej części Gurgeh z przyjemnością myśli o Azadianach tak jak o innych (patrz powyższa lista)… A ty, o nieszczęsny, prawdopodobnie dziki, zapewne ulotny i bez wątpienia upośledzony obywatelu jakiegoś nie-Kulturalnego społeczeństwa, zwłaszcza takiego, które niesprawiedliwie wyposażono (a Azadianie powiedzieliby niedoposażono) w skromną zaledwie liczbę możliwych płci?