Jak mówić o trójcy azadiańskich płci bez uciekania się do dziwnych, zupełnie obcych terminów lub irytująco niezręcznych opisów, nie zaś słów?
Bez obaw. Postanowiłem stosować naturalne i oczywiste zaimki dla mężczyzn i kobiet, natomiast pleć pośrednią — czyli apeksów — reprezentować terminami najlepiej oddającymi jej pozycję w społeczeństwie, ocenianą na podstawie istniejącej w twoim społeczeństwie równowagi płci. Innymi słowy, dokładne tłumaczenie zależy od tego, czy Twoja cywilizacja (pozwólmy sobie na terminologiczną szczodrość) jest zdominowana przez samców czy samice.
(Ci, którzy słusznie mogą twierdzić, że nie są ani jednym, ani drugim, oczywiście będą na to mieli swe własne odpowiednie słowo).
Dość już na ten temat.
Przyjrzyjmy się sytuacji: wydostaliśmy starego Gurgeha z Płyty Gevant Orbitalu Chiark i widzimy go, jak w pozbawionym uzbrojenia okręcie wojennym nieźle pruje na spotkanie ze zmierzającym do Obłoków Wszechstronnym Pojeździe Systemowym „Żulik”.
Tematy do zastanowienia:
Czy Gurgeh rzeczywiście rozumie, co go może spotkać? Czy przyszło mu na myśl, że został wrobiony? Czy rzeczywiście wie, na co się zdecydował?
Oczywiście nie!
Na tym po części polega cały dowcip.
W ciągu swego życia Gurgeh wiele razy brał udział w rejsach, a przed trzydziestu laty, na swej najdłuższej wycieczce, oddalił się od Chiarka o kilka tysięcy lat świetlnych. Teraz jednak, już po paru godzinach na „Czynniku Ograniczającym”, wyraźnie czuł liczoną w latach świetlnych przepaść, dzielącą go od domu. Statek wciąż przyśpieszał i przepaść ta powiększała się z chyżością, której Gurgeh się nie spodziewał. Przez pewien czas patrzył w ekran, na którym malejąca gwiazda Chiarka świeciła jasnożółto. Miał jednak wrażenie, że jest znacznie dalej od rodzinnych miejsc, niż wskazywałby na to obraz na ekranie.
Nigdy przedtem nie czuł fałszywości ekranowego widoku, ale teraz, siedząc w dawnej świetlicy sekcji mieszkalnej i patrząc w prostokąt ekranu, czuł się jak aktor lub element statkowych systemów. Jakby był częścią udawanego widoku Rzeczywistej Przestrzeni — sam równie fałszywy jak obraz.
Może to z powodu ciszy. Nie wiedzieć czemu spodziewał się hałasu. „Czynnik Ograniczający” ze wzrastającą szybkością przedzierał się przez coś, co określił jako ultraprzestrzeń. Prędkość statku miała osiągnąć maksimum z taką werwą, że Gurgeh, widząc odpowiednie liczby wyświetlone na ekranie, czuł się oszołomiony. Nie wiedział nawet, co oznacza „ultraprzestrzeń”. Czy to to samo co hiperprzestrzeń? O tej przynajmniej słyszał, choć niewiele wiedział. Mimo sygnalizowanej ogromnej prędkości statek poruszał się niemal bezgłośnie i Gurgeh miał irytujące, dziwne poczucie, że ten zabytkowy pojazd, unieruchomiony i zakonserwowany przez wieki, jeszcze nie całkiem się obudził, a to, co dzieje się w jego smukłym kadłubie, porusza się wolniej i częściowo jest snem.
Statek nie przejawiał chęci do rozmowy. Gurgeh zwykle by się tym nie przejął, ale teraz mu to doskwierało. Opuścił kabinę i poszedł na spacer wąskim, stumetrowym korytarzem prowadzącym do środkowej części statku. Korytarz, metrowej jedynie szerokości, był gładki, i tak niski, że Gurgeh nie musiał się nawet wyciągać, by dotknąć sufitu. Wydawało mu się, że słyszy wokół słaby pomruk. Przy końcu skręcił w inny korytarz, wyraźnie nachylony pod kątem przynajmniej trzydziestu stopni, ale gdy tam wkroczył z lekkim zawrotem głowy, podłoga się wyprostowała. Korytarz kończył się bąblem efektora, gdzie umieszczono jedną z plansz do gry.
Miał ją przed sobą: wir geometrycznych kształtów i mnogość barw; krajobraz rozciągnięty na ponad pięciuset metrach kwadratowych, z niskimi piętrowymi piramidami gór, co jeszcze powiększało całkowitą powierzchnię. Podszedł do tej wielkiej planszy, zastanawiając się, czy nie wziął na siebie zbyt wiele.
Rozejrzał się po starym bąblu efektorowym. Plansza zajmowała nieco ponad pół powierzchni podłogi, rozłożona na lekkim stelażu z piankowego metalu, zainstalowanym przez stocznię. Połowa całej konstrukcji znajdowała się poniżej stóp Gurgeha. Pomieszczenie efektora było koliste w przekroju, a plansza wraz z podłożem przecinały je w średnicy, mniej więcej na poziomie pokładu poza bąblem. Dwadzieścia metrów wyżej wybrzuszało się ciemnoszare sklepienie.
Na latającej platformie Gurgeh opadł pod stelaż pod podłogą z piankowego metalu, do słabo oświetlonej czaszy. Dające pogłos pomieszczenie było jeszcze bardziej puste niż to na górze. Z wyjątkiem kilku luków i płytkich dziur, w powierzchni czaszy nie zostały żadne ślady po usuniętym uzbrojeniu. Gurgeh wspomniał Mawhrin-Skela i zastanawiał się, jak „Czynnik Ograniczający” czuje się po wyrwaniu szponów.
— Jernau Gurgeh.
Usłyszawszy swe imię, odwrócił się i zobaczył unoszący się w pobliżu sześcian ze wsporników i rurek.
— Tak?
— Osiągnęliśmy teraz Punkt Końcowej Agregacji i utrzymujemy szybkość około ośmiu i pół tysiąca lat świetlnych w ultraprzestrzeni jeden plus.
— Naprawdę? — Gurgeh patrzył na sześcian o krawędzi pół metra i zastanawiał się, które z elementów pełnią rolę oczu.
— Tak — odpowiedział zdalny drona. — Mamy się spotkać z WPS „Żulik” za około sto dwa dni. Obecnie otrzymujemy instrukcje od „Żulika” na temat gry Azad. Statek kazał mi powtórzyć, że wkrótce będzie mógł zacząć grę. Kiedy chcesz wystartować?
— Nooo, nie tak od razu — oznajmił Gurgeh. Dotknął sterowników platformy i przez podłogę wzniósł się w światło. Zdalny drona dryfował nad nim. — Najpierw wolałbym się zadomowić. Nim zacznę grać, muszę postudiować trochę teorii.
— Doskonale. — Drona odlatywał. Zatrzymał się. — Statek chce cię poinformować, że jego zwykły tryb operacyjny obejmuje pełne wewnętrzne monitorowanie, nie musisz więc używać osobistego terminalu. Czy to cię zadowala, czy też-wolisz, by wyłączono system wewnętrznej obserwacji i chcesz używać własnego terminalu do kontaktu ze statkiem?
— Wolę terminal — odparł Gurgeh natychmiast.
— Wewnętrzne monitorowanie zostało przestawione na status tylko-w-nagłych-wypadkach.
— Dziękuję — powiedział Gurgeh.
— Proszę bardzo — rzekł drona i odleciał.
Gurgeh obserwował, jak znika w korytarzu, potem odwrócił się i kręcąc głową, oglądał obszerną planszę.
Przez następnych trzydzieści dni Gurgeh nie dotknął ani jednej figury Azad. Zajął się teorią, studiował również elementy historii, o ile mogły być pomocne w zrozumieniu gry. Zapamiętywał ruchy wszystkich figur, ich wartość, poręczność, potencjalną i rzeczywistą siłę, morale, ich zmienne, przecinające się krzywe mocy w funkcji czasu; poznawał harmoniczne ich umiejętności w różnych obszarach rozmaitych plansz; medytował nad tabelami i grafami, określając własności poszczególnych kolorów, liczb, poziomów i zestawów kart; próbował zrozumieć, jakie miejsce w całej grze zajmują pomniejsze plansze, jak wizualizacja żywiołów na późniejszych etapach komponuje się z bardziej mechanistycznym działaniem figur, plansz i układów kostek we wcześniejszych rundach. Równocześnie usiłował znaleźć powiązanie taktyki i strategii w zazwyczaj rozgrywanych partiach: w grach pojedynczych — tylko dwaj zawodnicy — oraz w wielostronnych, gdy w tym samym meczu rywalizowało nawet dziesięciu uczestników, przygotowując alianse, intrygi, wspólne akcje, układy i zdrady — wszystko, co umożliwiała ta gra.
Dni mijały niepostrzeżenie. Gurgeh spał zaledwie dwie — trzy godziny w ciągu nocy, resztę czasu spędzał przed ekranem, a czasami stojąc pośrodku którejś planszy. Statek przemawiał wtedy do niego, kreślił holograficzne diagramy, przestawiał figury. Gurgeh cały czas zatrudniał swe gruczoły, jego krew nasycona była narkotykami, mózg marynował się w spreparowanych genetycznie chemikaliach, gdy pracowity główny gruczoł — pięciokrotnie większy od podstawowego, występującego u prymitywnych ludzkich przodków — sam pompował lub kazał pompować innym gruczołom określone substancje.