Выбрать главу

Na sukni Inclate, z materiału w zmienne, tęczowe wzory, rozrzucone były klejnoty, skrzące się jak gwiazdy. Natomiast At-sen miała na sobie wideosuknię świecącą czerwonawo dzięki własnej ukrytej energii. Kolia na szyi At-sen spełniała rolę małego ekranu telewizyjnego, pokazującego niewyraźny obraz tego, co dzieje się dokoła: Gurgeha, scenę, jedną z pań Shohobohauma i drugą po przeciwnej stronie stołu. Gurgeh pokazał Atsan swoją orbitalową bransoletkę, lecz nie zrobiła ona na kobiecie szczególnego wrażenia.

Za grał w fanty ze swymi dwiema towarzyszkami. Obie chichotały, trzymając w dłoniach małe, niemal przezroczyste karty zrobione z łupków drogocennych kamieni. Jedna z kobiet zapisywała należne fanty w małym notesiku; śmiała się przy tym i udawała, że jest zażenowana.

— Ależ Jernow — powiedziała At-sen — musisz zrobić sobie bliznowy portret, żebyśmy cię nie zapomniały, gdy wrócisz do Kultury, do dekadenckich pań o wielu otworach.

Inclate była rozbawiona.

— Na pewno nie zrobię, nazwa brzmi barbarzyńsko — odparł Gurgeh, na poły poważnie.

— I jest barbarzyńskie. — Obie chichotały w kieliszki. At-san położyła mu dłoń na przegubie. — Nie chciałbyś, żeby po Ea spacerowała osoba z twoim portretem utrwalonym na jej własnej skórze?

— Owszem, ale na której części ciała? — spytał Gurgeh. Obu kobietom wydało się to niesamowicie zabawne.

Za wstał; jedna z jego towarzyszek składała karciane łupki do torebki.

— Gurgeh, udamy się na prywatną pogawędkę. — Za dopił drinka. — A wy troje? — Za skinął wesoło na Inclate i At-sen. Obie wybuchły śmiechem. At-sen zanurzyła palce w swojej szklaneczce i prysnęła kropelkami alkoholu na Shohobohauma, ale ten się uchylił.

— Chodź, Jernow. — Inclate schwyciła Gurgeha za rękę. — Chodźmy stąd wszyscy. Tak tu duszno i hałaśliwie.

— Nie chcę, tylko bym was rozczarował — odparł Gurgeh pogodnie.

— Nie, nie!

Smukłe palce szarpały go za rękawy, zaciskały się na ramionach.

Przez chwilę wszyscy się przekomarzali. Za stał ze swymi dwiema towarzyszkami, uwieszonymi mu po bokach, natomiast Inclate i At-sen namawiały Gurgeha, a nawet usiłowały go podnieść.

Był nieugięty. Za wzruszył ramionami — jego partnerki naśladowały ten obcy im gest.

— Dobrze, siedź tu sobie, graczu — zdecydował wreszcie. — A wy dwie baczcie na niego. Nie pozwalajcie mu rozmawiać z obcymi.

— Twój przyjaciel nie chce nic. Ani tego, co obce, ani tego, co znajome — powiedziała wyniośle At-sen.

Inclate parsknęła mimo woli.

— Ani obu jednocześnie — wypaliła.

Kobiety znowu wybuchnęły śmiechem. Wyciągały ku sobie dłonie za plecami Gurgeha, podszczypywały się i poklepywały po ramionach. Za kręcił głową.

— Jernau, panuj nad tymi dwiema, tak jak panujesz nad sobą. Kobiety piszczały. Gurgeh uchylił się przed kroplami napoju.

— Postaram się — obiecał.

— Wkrótce wrócę. Na pewno nie chcesz pójść? To będzie dość ciekawe przeżycie — zachęcał Za.

— Bez wątpienia, ale tu mi dobrze.

— Tylko nigdzie się nie zgub. Do zobaczenia. — Za uśmiechnął się do swoich rozbawionych towarzyszek. Odchodząc, odwrócił się do Gurgeha i powiedział: — Do szybkiego, graczu!

Gurgeh pomachał mu na pożegnanie. Inclate i At-san uciszyły się nieco, ale ciągle mu powtarzały, że jest niegrzeczny, bo nie chce robić niegrzecznych rzeczy. Gurgeh, pragnąc je uciszyć, zamówił drinki i fajki.

Kobiety nauczyły go gry w żywioły. Z minami poważnych uczennic recytowały”, nóż tnie papier, papier owija kamień, kamień przegradza wodę, woda gasi ogień, ogień topi nóż. Wykonywały przy tym odpowiednie gesty.

Była to zredukowana, dwuwymiarowa wersja niedobrań żywiołów z Planszy Przemiany, gdy odjęło się Powietrze i Życie. Nawet tu, do Dziury sięgają wpływy Azad, pomyślał z rozbawieniem Gurgeh. Spełniając prośby pań, podjął tę prostą zabawę. Starał się zbyt często nie wygrywać. Uświadomił sobie, że nigdy przedtem tak nie postępował, i skłoniło go to do zadumy.

Poszedł do toalety. Z czterech dostępnych wersji wybrał tę dla kosmitów, ale trochę czasu zajęło mu odszukanie właściwych urządzeń. Ciągle chichotał z tego, co tam zobaczył, gdy wychodząc przez drzwi mające formę zwieracza, ujrzał zaniepokojoną Inclate. Jej tęczowa sukienka falowała jednostajnie i ponuro.

— Co się stało? — spytał.

— Po At-sen przyszedł jej były pan — odparła Inclate, splatając nerwowo małe dłonie. — Zabrał ją. Znów chce ją mieć lub ma minąć jedna dziesiąta roku, odkąd są jednym i wtedy dopiero At-sen będzie wolna. — Spojrzała na Gurgeha. Jej rysy zniekształcał smutek, granatowe włosy omiatały twarz powolnymi, chybotliwymi cieniami. — Słyszałam, jak Sho-Za nie pozwolił ci nigdzie odchodzić, ale czy nie mógłbyś pomóc? Ona jest moją przyjaciółką. To nie twoja sprawa, ale…

— Co miałbym zrobić?

— Chodź, może we dwójkę uda nam się go odwrócić jego uwagę. Chyba wiem, gdzie ją zaprowadził. Nie narażę cię na niebezpieczeństwo, Jernow. — Wzięła go za rękę.

Szybko maszerowali, prawie biegli krętymi, wyłożonymi drewnem korytarzami, mijali drzwi i komnaty. Przeróżne wrażenia atakowały zmysły Gurgeha: słuch — muzyka, śmiech, wrzaski; wzrok — służba, obrazki erotyczne, widok rozkołysanego tłumu na galeriach; powonienie — zapachy jedzenia, perfum, potu kosmitów.

Nagle Inclate przystanęła. Doszli do głębokiej, amfiteatralnej sali. Na scenie oświetlonej lampami, dającymi widmo zbliżone do słonecznego, stał nagi mężczyzna; obracał się z wolna raz w lewo, raz w prawo przed wielkim ekranem, ukazującym z bliska jego skórę. Muzyka dudniła. Inclate, trzymając Gurgeha za rękę, rozglądała się po zatłoczonej widowni.

Tymczasem Gurgeh patrzył na scenę. Pulchnawy, blady mężczyzna miał na ciele kilka olbrzymich wielobarwnych sińców, sprawiających wrażenie namalowanych obrazków. Większe z nich, na plecach i torsie, ukazywały twarze Azadian. Niebieskim, żółtym, fioletem, zielenią, czernią i czerwienią wykonano niezwykle dokładne i delikatne portrety, które ożywiały się, robiły miny, gdy mężczyzna poruszał mięśniami. Gurgehowi zaparło dech.

— Widzę ich! — Inclate przekrzykiwała pulsującą muzykę. Schwyciła Gurgeha za rękę i przez tłum poprowadziła go w kierunku sceny, do At-sen. Przy dziewczynie stał jakiś apeks; potrząsał nią, wrzeszczał i wskazywał mężczyznę na scenie. At-sen zwiesiła głowę, ramiona jej drgały, jakby wstrząsane płaczem. Suknia wideo była wyłączona — teraz na kobiecie wisiała szara, martwa tkanina. Apeks wrzasnął na At-sen i uderzył ją w głowę; czarne unoszące się włosy kobiety leniwie zatoczyły łuk. Opadła na kolana; włosy przetykane spinkami antygrawitacyjnymi podążyły za nią, wyglądało to tak, jakby kobieta powoli tonęła. Nikt z widzów nie zwrócił na ten incydent najmniejszej uwagi. Inclate ruszyła ku przyjaciółce, ciągnąc Gurgeha za sobą.

Apeks zobaczył nadchodzących i usiłował odejść, wlokąc za sobą At-sen. Inclate krzyczała na niego. Trzymając Gurgeha za rękę, podchodziła coraz bliżej. Apeks, nagle przerażony, ciągnąc za sobą At-sen, szedł tyłem ku wyjściu, znajdującym się pod sceną.

Inclate rzuciła się za nimi, ale drogę zagrodziła jej grupa wysokich azadiańskich samców, wpatrzonych w widowisko na podium. Inclate biła ich w plecy pięściami. At-sen znikła pod sceną. Gurgeh, silniej zbudowany od Inclate, przepchnął się przed nią i utorował przejście między dwoma samcami. Wraz z Inclate wbiegli przez wahadłowe drzwi.

Korytarz ostro zakręcał. Gnali teraz po wąskich schodkach w kierunku, skąd dochodziły krzyki. Przeskoczyli stopień, na którym leżała rozerwana kolia z monitorem, i wpadli do cichego oświetlonego zielonkawo korytarza z licznymi drzwiami. At-sen leżała na podłodze, nad nią stał apeks i wrzeszczał. Zobaczył Gurgeha i Inclate, zaczął wygrażać im pięścią. Inclate krzyczała do niego bez ładu i składu.