— Zatem żegnam. — Drona odlatywał.
Gurgeh pomachał dłonią, nie odrywając wzroku od ekranu.
— Dobranoc — pożegnał maszynę, ale już nie usłyszał, czy mu odpowiedziała.
Znalazł swój numer na ekranie — jego nazwisko widniało obok Lo Wescekibold Rama, urzędującego dyrektora Zarządu Cesarskich Monopoli, sklasyfikowanego na poziomie piątym podstawowym. Oznaczało to, że przeciwnik Gurgeha należy do sześćdziesiątki najlepszych graczy w Imperium.
Następnego dnia Pequil miał urlop. Po Gurgeha przysłano cesarską maszynę, która wylądowała przy module. Flere-Imsaho wrócił dość późno z wyprawy do ujścia rzeki — teraz wraz z Gurgehem leciał do pałacu. Wylądowali na dachu wspaniałego biurowca przy pałacowych ogrodach. Poprowadzono ich po szerokich, wyłożonych dywanem schodach do wysokiego pomieszczenia, gdzie służący-mężczyzna zapytał Gurgeha, czy ma ochotę na przekąskę, ale Gurgeh odmówił. Zostali z droną sami.
Flere-Imsaho podleciał do okna, Gurgeh tymczasem oglądał portrety wiszące na ścianach. Po chwili do pokoju wszedł młody, wysoki apeks ubrany w prosty i funkcjonalny mundur, jaki nosili tu cesarscy urzędnicy.
— Dzień dobry, panie Gurgeh. Jestem Lo Shav Olos.
— Dzień dobry.
Uprzejmie skinęli sobie głowami. Apeks podszedł do dużego biurka przy oknie i położył na blacie stos papierów; usiadł. Spojrzał na dronę, który brzęczał i syczał w pobliżu.
— A to z pewnością pańska maszyna — stwierdził Lo Shav Olos.
— Nazywa się Flere-Imsaho. Pomaga mi, gdy mam trudności w porozumiewaniu się waszym językiem.
— Naturalnie. Proszę, niech pan usiądzie. — Apeks wskazał bogato zdobiony fotel przy biurku.
Gurgeh usiadł, drona podleciał do niego. Wszedł służący z wysokim kryształowym pucharem i postawił go na biurku przy Olosie. Apeks napił się trochę.
— Nie potrzebuje pan specjalnej pomocy, panie Gurgeh. Pański eański jest bardzo dobry — stwierdził z uśmiechem.
— Dziękuję.
— Pozwalam sobie dołączyć osobiste powinszowania do gratulacji Urzędu Cesarskiego. Zagrał pan znacznie lepiej niż wielu z nas się spodziewało. Rozumiem, że poznawał pan tę grę przez mniej więcej jedną trzecią naszego Wielkiego Roku.
— Owszem, ale tak mnie zainteresowała, że w tym czasie prawie nic innego nie robiłem. Ponadto Azad ma trochę wspólnego z grami, które studiowałem w przeszłości.
— A jednak pokonał pan osoby poświęcające tej grze całe swoje życie. Kapłan Lin Goforiev Tounse był jednym z faworytów.
— Zauważyłem to — odparł Gurgeh. — Może miałem szczęście. Apeks zaśmiał się krótko i głębiej usiadł w fotelu.
— Możliwe, panie Gurgeh. Bardzo mi przykro, że szczęście opuściło pana podczas losowania do następnej rundy. Lo Wescekibold Ram jest wspaniałym graczem i powszechnie się oczekuje, że poprawi swój poprzedni wynik.
— Mam nadzieję, że go nie rozczaruję swoją grą.
— My również, my również. — Apeks napił się ze szklanki, wstał, podszedł do okna z widokiem na park. Poskrobał grubą szybę, jakby zauważył tam jakąś plamkę. — Nie jest to, ściśle biorąc, moja dziedzina, ale przyznaję, że interesowałyby mnie pańskie plany dotyczące rejestracji Zasad. — Odwrócił się i spojrzał na Gurgeha.
— Jeszcze nie zdecydowałem, jak je sformułuję — odparł Gurgeh. — Prawdopodobnie zarejestruję je jutro.
Apeks kiwał głową ze zrozumieniem. Szarpnął rękaw swego munduru.
— Czy mógłbym panu doradzić pewną… roztropność? (Gurgeh poprosił dronę o przetłumaczenie słowa „roztropność”. Olos poczekał trochę). — Oczywiście musi pan zarejestrować to w Biurze, ale oczywiście wie pan, że pańskie uczestnictwo w zawodach ma wyłącznie aspekt honorowy i to, co pan oświadczy w Zasadach, posiada jedynie wartość… powiedzmy, statystyczną.
Gurgeh poprosił dronę o przetłumaczenie słowa „aspekt”.
— Mętle-pętle, graczychu — bełkotał Flere-Imsaho w marain. — Pitu-zgrzytu. Używał ty słowa „aspekt” w eańskim. Dydu-dydu, łupu-cupu. Przestapunio da da da wać wać cynk lingwy, zacułapał?
Gurgeh stłumił uśmiech.
— W gruncie rzeczy — ciągnął Olos — zawodnicy muszą być przygotowani do obrony swych Zasad, jeśli Biuro któregoś z nich do tego wezwie, mam jednak nadzieję, że rozumie pan, iż w pańskim wypadku taka ewentualność jest niezwykle mało prawdopodobna. Cesarskie Biuro ma świadomość, że… wartości wyznawane w pańskim społeczeństwie mogą się znacznie różnić od naszych. Nie chcielibyśmy wprawić pana w zakłopotanie, zmuszając pana do ujawnienia spraw, które prasa i większość naszych obywateli uznałaby za… obraźliwe. — Uśmiechnął się. — Mój osobisty, nieoficjalny pogląd jest taki, że mógłby pan wyrazić się… wręcz chciałoby się powiedzieć… „mętnie”… i nikt nie miałby o to szczególnych pretensji.
— „Szczególnych”? — spytał Gurgeh niewinnie, zwracając się do brzęczącego i trzeszczącego drony.
— Trele-morele, banaliki. Co mi tutututu zawracasz głowę, Gurgeh?
Gurgeh głośno zakasłał.
— Proszę wybaczyć — powiedział do Olosa. — Rozumiem. Uwzględnię to, formułując swoje Zasady.
— Cieszę się, panie Gurgeh — rzekł Olos. Wrócił na krzesło. — Oczywiście, wyraziłem tylko swój osobisty pogląd. Nie mam powiązań z Urzędem Cesarskim. Moje biuro działa zupełnie niezależnie. Jednak wielką siłą Imperium jest jego spójność… jedność. I chyba nie popełnię większego błędu, domyślając się, jakie stanowisko mogą reprezentować inne cesarskie departamenty. — Lo Shav Olos uśmiechnął się wyrozumiale. — My naprawdę wszyscy harmonijnie współpracujemy.
— Rozumiem.
— Jestem tego pewien, panie Gurgeh. Czy cieszy się pan na wyprawę na Echronedal?
— Bardzo, zwłaszcza dlatego że ten zaszczyt rzadko spotyka goszczących u was graczy.
— Rzeczywiście. — Olos miał rozbawioną minę. — Niewiele osób kiedykolwiek zaproszono na Planetę Ognia. To święte miejsce, symbol wiecznego Imperium i nieśmiertelnej Gry.
— Moja wdzięczność w wielu szczególnych aspektach nie da się wyrazić — wymruczał Gurgeh i lekko się skłonił. Flere-Imsaho parsknął.
Twarz Olosa rozjaśnił szeroki uśmiech.
— Jestem pewien, że ponieważ okazał się pan tak biegły, nawet utalentowany w naszej grze, zasłuży pan również na miejsce w zamku gry na Echronedal. — Apeks spojrzał na ekran w biurku. — Muszę teraz wziąć udział w nieznośnie nudnym posiedzeniu Rady do Spraw Handlu. Wolałbym kontynuować naszą rozmowę, panie Gurgeh, ale musimy ją przerwać w interesie skutecznie regulowanej wymiany towarowej między naszymi licznymi światami.
— Całkowicie pana rozumiem — odparł Gurgeh i wstał równocześnie z Olosem.
— Bardzo mi było miło pana poznać, panie Gurgeh.
— Cała przyjemność po mojej stronie.
— Życzę panu szczęścia w grze z Lo Wescekibold Ramem — powiedział apeks, odprowadzając Gurgeha do drzwi. — Sądzę, że będzie pan go potrzebował. Jestem pewien, że mecz będzie interesujący.
— Mam nadzieję — rzekł Gurgeh.
Wyszli z gabinetu. Olos podał mu rękę — Gurgeh ją uścisnął z nieco zdziwioną miną.
— Do widzenia, panie Gurgeh.
— Do zobaczenia.
Gurgeha i Flere-Imsaho odprowadzono do samolotu na dachu, a Lo Shav Olos odmaszerował innym korytarzem na posiedzenie.
— Gurgeh, ty dupku! — powiedział drona w marain, gdy znaleźli się w module. — Najpierw pytasz, co znaczą dwa słowa, które i tak już znasz, a potem używasz obydwu i…