Выбрать главу

— Z tajnej policji, Jernau.

— Jaki sens ma tajna policja? Wydawało mi się, że policjanci po to noszą mundury, by łatwo ich było rozpoznać. Mają działać odstraszająco.

— O rety! — Za ukrył twarz w dłoniach. Westchnął głęboko i spojrzał na Gurgeha. — No więc… tajna policja podsłuchuje, co mówią ludzie, gdy nie odstrasza ich widok munduru. Jeśli to, co ktoś powiedział nie jest nielegalne, ale policjanci uznają, że może to być niebezpieczne dla Imperium, porywają tę osobę, przesłuchują i zwykle zabijają. Czasami wysyłają do kolonii karnej, ale najczęściej palą lub wrzucają do starych szybów kopalnianych. Tu panuje gorączka rewolucyjna, ulice to dobra gleba dla niezadowolonych. Tajna policja robi jeszcze inne rzeczy. Na przykład to, co ci się dziś przydarzyło.

Za oparł się wygodnie i szeroko rozłożył ramiona.

— Nie jest jednak wykluczone, że to rzeczywiście byli rebelianci lub ludzie niezadowoleni. Tylko że to do nich niepodobne… Ale to właśnie robi tajna policja, zapewniam cię. O!

Zbliżyła się do niego taca z dużym pucharem, w którym energicznie parował spieniony, wielobarwny napój. Za ujął puchar.

— Za Imperium! — Wypił zawartość jednym haustem i z rozmachem odstawił naczynie na tacę. — Haaa! — Pociągał nosem, pokasływał, oczy przecierał rękawem tuniki. Mrugając, spojrzał na Gurgeha.

— Przepraszam za brak bystrości — powiedział Gurgeh — ale jeśli ci ludzie byli z cesarskiej policji, to powinni chyba stosować się do rozkazów. O co tu chodzi? Czy Imperium chce mnie utrupić za to, że zwyciężam w meczu z Ramem?

— Uczysz się, Jernau. — Za kaszlnął. — Cholera, sądziłem, że gracz powinien mieć więcej… przebiegłości. Jesteś jak dziecko wśród drapieżników. Tak, krótko mówiąc, ktoś wpływowy chce twojej śmierci.

— Sądzisz, że jeszcze raz spróbują?

Za pokręcił głową.

— To by było zbyt oczywiste. Chyba że byliby bardzo zdesperowani. Poczekają na rozwój wypadków w następnych rozgrywkach dziesięcioosobowych. Jeśli cię nie pognębią, twój kolejny, pojedynczy przeciwnik zadeklaruje użycie opcji fizycznej z nadzieją, że się przestraszysz. O ile zajdziesz tak daleko.

— Czy naprawdę stanowię dla nich takie zagrożenie?

— Uświadomili sobie, że popełnili błąd. Nie widziałeś tych wszystkich programów przed swoim przyjazdem. Mówili, że jesteś najlepszym graczem w całej Kulturze, dekadenckim prostakiem, hedonistą, który w swym życiu nawet jednego dnia nie przepracował, zarozumialcem przekonanym, że zwycięży. Że wszczepiono ci rozmaite gruczoły, że pieprzyłeś się ze swoją matką, z mężczyznami… może nawet ze zwierzętami, że w połowie jesteś komputerem, że Biuro obserwowało niektóre twoje rozgrywki, gdy jechałeś i ogłosili…

— Co? — Gurgeh aż wychylił się z fotela. — Jak to obserwowali moje rozgrywki?

— Poprosili mnie o niektóre ostatnie partie rozegrane przez ciebie. Skomunikowałem się z „Czynnikiem Ograniczającym”. Ale to nudziarz!

Poprosiłem, by przesłał mi zapis twoich posunięć w ostatnich meczach, które rozegrał z tobą. Urząd oznajmił, że po zanalizowaniu tych gier z radością pozwolą ci na używanie twoich gruczołów i w ogóle wszystkiego… Przepraszam, sądziłem, że statek pytał cię o pozwolenie. Nie pytał?

— Nie — odparł Gurgeh.

— Więc powiedzieli, że możesz grać bez żadnych ograniczeń. Przypuszczam, że tak naprawdę woleliby do tego nie dopuścić, rozumiesz, chodzi o czystość gry, ale musieli dostać jakieś rozkazy z góry. Imperium chciało dowieść, że nawet korzystając ze swoich nieuczciwych sztuczek, nie utrzymasz się w Mistrzostwach. Na początku twojej gry z kapłanem i jego bandą na pewno zacierali ręce z radości, ale po twoim niespodziewanym brawurowym zwycięstwie musiały im opaść szczęki. Wylosowanie Rama w grze pojedynczej potraktowali jak niezły przekręt, ale teraz, gdy facet traci grunt pod nogami, wpadli w panikę. — Za czknął. — I stąd ta dzisiejsza partanina.

— Więc Rama też wylosowałem nieprzypadkowo?

Za się roześmiał.

— O rany! Niech mnie! Gurgeh, naprawdę jesteś aż tak naiwny? — Za, gnębiony czkawką, kręcił głową, patrząc w podłogę.

Gurgeh wstał i podszedł do otwartych drzwi modułu. Spojrzał na okryte wieczorną mgiełką miasto, na które kładły się długie cienie wież jak rzadkie włosy na wyłysiałym futrze. W górze samolot świecił czerwienią zachodu.

Gurgeh chyba nigdy jeszcze nie przeżywał takiej złości i frustracji. Okropne uczucia, na dokładkę do tych, których doznawał ostatnio, a które przypisywał swemu prawdziwemu zaangażowaniu w grę.

Traktowano go jak dziecko. Decydowali, co można mu przekazać, zatajali przed nim rzeczy, których nie należało zatajać, a gdy już mu coś powiedzieli, działali w taki sposób, jakby od dawna powinien to wiedzieć.

Ambasador masował sobie brzuch, nie zwracając uwagi na otoczenie. Głośno beknął, anielsko się uśmiechnął i krzyknął:

— Moduł! Włącz kanał dziesiąty!… tak. — Wstał i poczłapał tuż przed ekran. Złożył ramiona i niemelodyjnie gwiżdżąc, wpatrywał się w ruchome obrazy.

Gurgeh obserwował go od drzwi.

W wiadomościach pokazywano armię cesarską, opanowującą odległą planetę. Miasta płonęły, drogami sunęli uciekinierzy, na poboczach walały się trupy. Przeprowadzono wywiady ze zrozpaczonymi rodzinami, których członkowie zginęli w walce. Miejscowi — owłosione czteronożne istoty o żarłocznych wargach — leżeli związani w błocie albo klęczeli przed portretem Nicosara. Jednego z nich ogolono, żeby ludzie z Ea widzieli, jak wygląda jego ciało bez futra. Wargi pokonanych stały się cennym trofeum.

Następna informacja dotyczyła Nicosara, który likwidował swego przeciwnika w grze pojedynczej. Cesarz spacerował po planszy; w swoim gabinecie podpisywał jakieś dokumenty; pokazano go z pewnej odległości — znowu stał na planszy, a komentator zachwycał się jego grą.

Potem nastąpił atak na Gurgeha. Gracz ze zdziwieniem obejrzał sfilmowane zajście. Trwało zaledwie chwilę: skok, Gurgeh pada, drona znika w górze, kilka błysków, Za wyskakuje z tłumu, zamieszanie, ruch, zbliżenie twarzy Gurgeha, na ziemi leżą Pequil i martwi napastnicy. Powiedziano, że Gurgeh był oszołomiony, ale nie został ranny dzięki sprawnej akcji policji. Pequil również nie odniósł poważniejszych obrażeń. W szpitalu przeprowadzono z nim wywiad, w którym mówił o swym zdrowiu. Napastników określono jako ekstremistów.

— To znaczy, że później mogą ich nazwać rebeliantami — stwierdził Za. Kazał się ekranowi wyłączyć. — Przyznaj, że byłem szybki — zwrócił się do Gurgeha z szerokim uśmiechem. — Widziałeś te ruchy? — Rozłożył ramiona. — To było piękne. — Zrobił kilka tanecznych kroków i rzucił się na fotel. — Cholera, a poszedłem tam tylko po to, żeby zobaczyć, co to za idioci protestują przeciwko tobie. Jestem rad, że się tam znalazłem. Co za szybkość! Pieprzony zwierzęcy wdzięk, maestro.

Gurgeh przyznał, że Za rzeczywiście zareagował szybko.

— Moduł, chcę to jeszcze raz zobaczyć! — krzyknął Za.

Ekran wykonał polecenie i Shohobohaum Za, chichocząc, obejrzał parosekundową akcję. Kilkakrotnie ją odtwarzał w zwolnionym tempie, klaskał w dłonie, zamówił drugiego drinka. Tym razem spowity oparami puchar pojawił się szybciej — syntetyzatory modułu przezornie zachowały poprzedni kod. Gurgeh, widząc, że Za jeszcze nie zamierza pójść, usiadł i zamówił przekąski. Za prychnął pogardliwie na jedzenie, pogryzał tylko grilowane dziwjagody, które dostał w koktajlu.

Obaj oglądali cesarską telewizję; Za siorbał drinka. Jedno ze słońc już zaszło i miasto iskrzyło się w półmroku. Flere-Imsaho pojawił się bez przebrania — Za nie zwrócił na niego uwagi — i oznajmił, że udaje się na obserwację tutejszych ptaków.