— Każda z tych stalowych strun udusiła człowieka — powiedział Hamin. — Widzi pan tę białą fujarkę, na której gra mężczyzna?
— Tę w kształcie kości? Hamin zaśmiał się.
— Żeńska kość udowa, usunięta bez znieczulenia.
— Jasne. — Gurgeh wziął kilka słodkich orzechów z miski na stole. — Są w zestawie dwie takie, czy też macie wiele jednonogich kobiet-krytyków muzycznych?
— Widzisz — Hamin zwrócił się do Olosa. — Zaczyna doceniać. — Apeks skinął muzykom, którzy teraz mieli za plecami gotowych do spektaklu tancerzy. — Bębny wykonano z ludzkiej skóry. Teraz pan rozumie, dlaczego każdy zestaw nazywa się rodziną. Poziomy instrument perkusyjny zrobiony jest z kości palców, a… no, są jeszcze inne instrumenty, ale chyba pan rozumie, dlaczego brzmienie tej muzyki jest tak… cenne dla tych z nas, którzy wiedzą, co złożyło się na jej powstanie?
— O tak — odparł Gurgeh.
Tancerze zaczęli występ. Sprawni, wyćwiczeni, robili wrażenie. Niektórzy z nich musieli nosić uprząż AG, gdyż unosili się w powietrzu niczym olbrzymie, powolne nierzeczywiste ptaki.
— Rozumie pan, panie Gurgeh — powiedział Hamin. — W Cesarstwie można być po jednej lub drugiej stronie. Można grać i można być… instrumentem dla grającego. — Hamin uśmiechnął się z tej gry słów w eańskim i do pewnego stopnia również w maraińskim.
Gurgeh obserwował tancerzy przez chwilę.
— Zagram, rektorze. Na Echronedal — oznajmił, nie odrywając oczu od baletu. W rytm muzyki stukał pierścieniem o brzeg kieliszka.
Hamin westchnął.
— Muszę panu powiedzieć, Jernau Gurgeh, że jesteśmy zaniepokojeni. — Znowu pociągnął fajkę, wpatrywał się w rozżarzoną główkę. — Niepokoi nas wpływ, jaki pańska gra mogłaby wywrzeć na morale naszych ludzi. Wielu z nich to ludzie prości, naszym obowiązkiem jest chronić ich od brutalnej rzeczywistości. W pewnych przypadkach. A czy może być bardziej brutalna rzeczywistość niż świadomość, że większość z nich jest naiwna, okrutna i głupia? Nie zrozumieją, że obcy, kosmita, przybył tu i znakomicie sobie radzi w świętej grze. My tutaj, należący do dworu i kolegiów nie przejmujemy się tym aż tak bardzo, musimy jednak myśleć o zwykłych, przeciętnych… powiedziałbym nawet niewinnych ludziach. A to, co musimy robić, za co niesiemy odpowiedzialność, nie zawsze sprawia nam przyjemność. Znamy jednak swe obowiązki i spełnimy je. Dla ich dobra, dla naszego Cesarza.
Hamin znów się pochylił ku Gurgehowi.
— Nie zamierzamy pana zabić, panie Gurgeh, choć powiedziano mi, że przy dworze istnieją koterie, które tylko tego pragną, a w służbie bezpieczeństwa, jak wieść niesie, są ludzie gotowi to z łatwością wykonać. Nie, nic brutalnego, ale… — Stary apeks pykał łagodnie z fajeczki. Gurgeh czekał.
Hamin wycelował w niego cybuch.
— Muszę panu powiedzieć, Gurgeh, że bez względu na to, jak pan wypadnie w pierwszej grze na Echronedal, zostanie ogłoszone, że pan przegrał. Mamy absolutną kontrolę nad służbami komunikacyjnymi i informacyjnymi na Planecie Ognia, więc dla prasy i publiczności będzie pan uchodził za pokonanego już w pierwszej rundzie. Zrobimy, co trzeba, by wszystko wyglądało tak, jakby to się naprawdę stało. Może pan rozpowiadać to, co pan tu usłyszał, i po wydarzeniu również może pan mówić, co pan chce. I tak zostałby pan wyśmiany. Wszystko przebiegnie zgodnie z moim opisem. Prawda już została określona.
— Widzi pan, panie Gurgeh — przejął pałeczkę Olos — może pan jechać na Echronedal, ale czeka tam pana pewna porażka. Niech pan tam jedzie jako bogaty turysta albo niech się pan tu zabawi jako nasz gość. Nie ma sensu dalej brać udział w rozgrywkach.
— Hmmm — mruknął Gurgeh. Tancerze powoli rozbierali się nawzajem. Niektórzy z nich podczas tańca obejmowali się i dotykali w przesadnie erotyczny sposób. Gurgeh skinął głową. — Zastanowię się nad tym. Jednak chciałbym zwiedzić waszą Planetę Ognia — oznajmił apeksom. Popijał chłodnego drinka i obserwował pełne erotyzmu układy choreograficzne. — Choć z drugiej strony… nie sądzę, bym się zbytnio przykładał.
Hamin wpatrywał się w fajkę. Olos miał minę bardzo poważną. Gurgeh wyciągnął dłonie gestem zrezygnowanej bezsilności.
— Cóż więcej mogę powiedzieć?
— A czy byłby pan skłonny do… współpracy? — spytał Olos.
Gurgeh spojrzał na niego zaintrygowany. Olos postukał palcem w brzeg jego szklanki.
— Żeby wszystko… brzmiało prawdziwie — dokończył miękko. Apeksowie wymienili spojrzenia. Gurgeh czekał na ich posunięcie.
— Zarejestrowane dowody — powiedział Hamin po chwili do swojej fajki. — Film pokazujący, jak pan z niepokojem przygląda się złemu układowi na planszy. Albo wywiad. Możemy to oczywiście zorganizować bez pańskiego udziału, ale z pana pomocą byłoby to łatwiejsze, mniej dla wszystkich stresujące. — Stary apeks ssał fajkę. Olos pił, patrząc przelotnie na romansowe sztuczki trupy tanecznej.
— Chodzi o kłamstwo? Uczestnictwo w budowaniu waszej fałszywej rzeczywistości? — Udał zdziwienie.
— Naszej prawdziwej rzeczywistości, Gurgeh — poprawił go spokojnie Olos. — Wersji oficjalnej, która zyska dowody dokumentalne na swe poparcie… w którą wszyscy uwierzą.
Gurgeh uśmiechnął się szeroko.
— Oczywiście, z radością pomogę. To dla mnie wyzwanie stworzyć niegodziwy wywiad dla publiki. Pomogę ustawić na planszy pozycje tak beznadziejne, że nawet sam z nich nie potrafiłbym się wyplątać. — Wzniósł szklankę. — Przecież w końcu najważniejsza jest gra, prawda?
Hamin parsknął, barki mu się trzęsły.
— Żaden prawdziwy gracz nie mógłby lepiej tego sformułować — rzekł przez zasłonę dymu. Poklepał Gurgeha po ramieniu. — Panie Gurgeh, nawet jeśli pan nie skorzysta z oferowanych w moim domu udogodnień, mam nadzieję, że zostanie pan z nami trochę. Przyjemnie się z panem rozmawia. Zostanie pan?
— Czemu nie? — odparł Gurgeh. Wraz z Haminem wznieśli ku sobie szklanki. Olos śmiał się cicho. Wszyscy trzej obserwowali balet. Teraz tancerze utworzyli skomplikowany kopulacyjny układ w cielesnej łamigłówce, ale cały czas trzymali się rytmu muzyki. Na Gurgehu zrobiło to spore wrażenie.
Został w domu gospodarza piętnaście dni. Ostrożnie rozmawiał ze starym rektorem. Miał wrażenie, że nie poznali się przez to lepiej, ale że więcej teraz wiedzą o swych społeczeństwach.
Haminowi trudno było uwierzyć, że Kultura naprawdę funkcjonuje bez pieniędzy.
— A jeśli chciałbym coś rzeczywiście nierozsądnego? — Co?
— Mieć własną planetę. — Hamin aż krztusił się ze śmiechu.
— Jak może pan mieć planetę? — Gurgeh kręcił głową.
— Ale przypuśćmy, że chciałbym mieć.
— Jeśli znalazłby pan niezamieszkaną planetę, gdzie mógłby pan wylądować, nikomu nie przeszkadzając… to by funkcjonowało. Ale jak powstrzymałby pan innych ludzi, którzy chcieliby tam wylądować?
— Nie mógłbym kupić floty statków wojennych?
— Wszystkie nasze statki są rozumne. Może pan oczywiście mówić statkowi, co ma robić, ale nie sądzę, by to pana daleko zaprowadziło.
— Wasze statki uważają, że są rozumne! — chichotał Hamin.
— Powszechne złudzenie, któremu ulegają również niektórzy z naszych współobywateli.
Obyczaje seksualne Kultury wydały się Haminowi jeszcze bardziej fascynujące. Był zachwycony i równocześnie przerażony tym, że Kultura uważa homoseksualizm, kazirodztwo, zmianę płci, hermafrodytyzm i modyfikacje charakterystyk seksualnych za coś tak naturalnego jak podróż czy nowe uczesanie.
Hamin uważał, że to odbiera różnym działaniom całą radość. Czyżby Kultura niczego nie zabraniała?