Gurgeh nic nie odpowiedział. Odwrócił głowę, łowił stłumione odgłosy skazanych na zagładę zwierząt.
Drona czekał około minuty, ale człowiek się nie poruszył, nie zadał już żadnego pytania. Maszyna powróciła więc do pokojów Gurgeha. Nim przekroczyła drzwi do wnętrza, obejrzała się — przy kamiennej balustradzie w końcu małego ogrodu nadal nieruchomo stał mężczyzna na ugiętych nieco nogach, z głową wysuniętą do przodu. Zapadł już zmrok i zwykłe ludzkie oko nie potrafiłoby wyłowić z ciemności widoku tej cichej postaci.
Drona zawahał się, po czym zniknął w fortecy.
Gurgeh nie przypuszczał, że w grze takiej jak Azad można któregoś dnia obniżyć swą klasę, a już na pewno nie sądził, że może to trwać aż dwadzieścia dni. To odkrycie bardzo go rozczarowało.
Przeanalizował wiele poprzednich rozgrywek Lo Tenyosa Krowo i z niecierpliwością oczekiwał spotkania z szefem Wywiadu. Apeks grał ekscytująco, śmiało i z wielką wyobraźnią — choć niekiedy mniej planowo — od innych czołowych zawodników. Mecz powinien być miłym zmaganiem, stał się jednak wydarzeniem przykrym i żenującym. Gurgeh unicestwił Tenyosa. Ten krzepki, początkowo jowialny i pewny siebie apeks popełnił parę prostych, poważnych błędów i wykonał kilka niekorzystnych posunięć. Niektóre wynikły z inteligentnej, nawet błyskotliwej strategii, jednak w efekcie również okazały się katastrofalne. Gurgeh wiedział, że czasami sposób gry przeciwnika przysparza sporo kłopotów, a w pewnych meczach nic się nie udaje, choćby się najbardziej przenikliwie oceniało sytuację i zadawało niezwykle celne ciosy. Szef Wywiadu Floty stał w obliczu obu tych problemów równocześnie. Styl gry Gurgeha z samej swej natury stwarzał Tenyosowi problemy, a ponadto apeksowi zupełnie nie dopisywało szczęście.
Gurgeh szczerze mu współczuł. Tenyos bardziej był zirytowany stylem swej porażki niż samą przegraną. Obaj z ulgą przyjęli zakończenie tej partii.
Flere-Imsaho obserwował grę Gurgeha w końcowej fazie meczu. Analizował ruchy, gdy pojawiały się na ekranie, i to, co widział, było nie tyle grą, operacją chirurgiczną. Gurgeh, gracz, morat, krajał przeciwnika na części. Apeks rzeczywiście grał źle, Gurgeh improwizował błyskotliwie i z pewną bezwzględnością. Drona spodziewał się tego, ale nie sądził, że bezwzględność ta przejawi się tak szybko i w takiej pełni. Odczytywał rysy twarzy i język ciała człowieka: irytację, żal, złość, smutek; analizował też styl gry, lecz podobnych emocji w nim nie dostrzegł. Widział tylko uporządkowaną wściekłość gracza, który przestawiał figury na planszach, wybierał karty, wykorzystywał reguły, jakby miał do czynienia z przyciskami wszechmocnej maszyny.
To następna różnica, pomyślał drona. Ten człowiek się zmienił, głębiej zanurzył w grę i społeczeństwo. Dronę ostrzeżono, że coś takiego może się wydarzyć. Jedną z przyczyn było to, że Gurgeh mówił teraz wyłącznie po eańsku. Flere-Imsaho zawsze sceptycznie traktował aż tak szczegółowe analizy zachowania ludzkiego, poinformowano go jednak, że obywatele Kultury, którzy przez dłuższy czas nie używają marain, łatwo ulegają metamorfozie: zachowują się odmiennie, zaczynają myśleć w nowym języku, tracą starannie zrównoważoną strukturę interpretacyjną języka Kultury, rezygnują z subtelnych odcieni jego intonacji, rytmu i melodii na rzecz środków przeważnie bardziej prymitywnych.
Sztuczny język marain zaprojektowano w ten sposób, by osiągnąć fonetycznie i filozoficznie jak największą wyrazistość, maksymalnie wykorzystywał panhumanoidalny aparat mowy i mózg. Flere-Imsaho podejrzewał, że to przejaskrawienie, ale mądrzejsze od niego mózgi wymyśliły marain i dwa tysiące lat później nawet najbardziej wyrafinowane, najdoskonalsze Umysły nadal wysoko oceniały ten język, więc drona musiał uznać ich opinię. Jeden z Umysłów, instruujących dronę przed misją, porównał marain do gry Azad. To było doprawdy dziwaczne, jednak Flere-Imsaho rozumiał tę hiperbolę.
Eański był naturalnym produktem ewolucji językowej. W jego założeniach przyjęto sentymentalizm za współczucie, a agresję za współpracę. Człowiek taki jak Gurgeh, o dość niewinnej i wrażliwej duszy, musiał przechwycić niektóre elementy etycznej struktury języka, jeśli posługiwał się nim przez cały czas.
Teraz więc zachowywał się podczas gry jak jedno z tych drapieżnych zwierząt, których nasłuchiwał: podkradał się na planszy, zastawiał pułapki, organizował dywersje, tworzył pola śmierci; ścigał, atakował, powalał, pożerał, wchłaniał…
Flere-Imsaho poruszył się w swym zbyt obszernym stroju, jakby mu było niewygodnie, i wyłączył ekran.
Dzień po zakończeniu partii z Tenyosem przyszedł list od Chamlisa Amalk-neya. Gurgeh siedział w swym pokoju i obserwował starego dronę, który pokazywał mu widoki Chiarka i podawał ostatnie wiadomości. Profesor Boruelal ciągle na łonie przyrody; Hafflis w ciąży. Olz Hap wyjechała w podróż ze swym pierwszym ukochanym, ale powróci przed upływem roku i podejmie zajęcia na uniwersytecie. Chamlis nadal pracował nad swą książką historyczną.
Gurgeh obserwował i słuchał. Jak przypuszczał, Służba Kontaktu ocenzurowała przekaz, wymazując te porcje informacji, które wskazywałyby, że Chiark to Orbital, nie planeta. Gurgeha nawet niezbyt to zirytowało.
List nie sprawił mu wielkiej radości. Wszystko wydało mu się odległe i bez znaczenia. To, co mówił stary drona, brzmiało banalnie, nie było w tym mądrości czy choćby przyjacielskich nut. Ludzie na ekranie sprawiali wrażenie miękkich i niepoważnych. Amalk-ney pokazywał mu Ikroh i Gurgeh ze złością stwierdził, że przemieszkiwują tam ludzie. Co oni sobie myślą?
Yay Meristinoux nie pojawiła się w liście. Dziewczyna miała wreszcie dosyć Blaska oraz maszyny Preashipleyl i wyjechała, by móc się spełnić jako twórca krajobrazów na [ocenzurowano]. Przesyłała pozdrowienia. Po wyjeździe zaczęła transformację w mężczyznę.
W przesyłce znajdowała się jedna dziwna sekcja, na samym końcu, najwyraźniej dodana po nagraniu głównego sygnału. Ukazany był Chamlis w salonie w Ikroh.
— Gurgeh — mówił drona — to przyszło dziś zwykłą przesyłką, nadawcy nie wymieniono, paczkę powierzono Sekcji Specjalnej. — Obraz przesuwał się do miejsca, gdzie powinien stać stół — o ile jakiś intruz nie poprzestawiał mebli. Wizja zniknęła. Chamlis mówił: — Nasz mały przyjaciel. Zupełnie bez życia. Zrobiłem mu skanowanie i… [cięcie] przysłał zespół, żeby mu się bliżej przyjrzeć. Była to tylko obudowa, bez umysłu, zupełnie jak ludzkie ciało ze starannie wydobytym mózgiem. Pośrodku jest małe wgłębienie, gdzie musiał być jego umysł.
Obraz powrócił i znowu przesunął się na Chamlisa.
— Mogę tylko przypuszczać, że ta maszyna zgodziła się w końcu na restrukturyzację i zrobili jej nowe ciało. To jednak dziwne, że stare przesłali tutaj do nas. Daj mi znać, co mam z tym zrobić. Odezwę się wkrótce. Mam nadzieję, że oglądasz to zdrowy i odnosisz sukcesy w swoich poczynaniach. Serdeczne ukł…
Gurgeh wyłączył ekran. Wstał, podszedł do okna i nachmurzony patrzył w dół na dziedziniec.
Powoli jego twarz rozjaśniała się. Po chwili zaśmiał się cicho, podszedł do interkomu i poprosił służącego o przyniesienie wina. Gdy podnosił kieliszek do ust, przez okno wleciał Flere-Imsaho, powracający z kolejnego safari. Obudowę drony pokrywał jasny pył.
— Masz minę osoby zadowolonej z siebie — stwierdziła maszyna. — Za co ten toast?
Gurgeh wpatrywał się w bursztynowe wino.