— Za nieobecnych przyjaciół — odpowiedział i napił się.
Następny mecz miał być trzyosobowy. Przeciwnikami Gurgeha byli Yomonul Lu Rahsp, marszałek uwięziony w egzoszkielecie, oraz młody pułkownik Lo Frag Traff. Z formalnego punktu widzenia obaj powinni grać gorzej od Tenyosa, ten jednak tak źle się spisał — i prawdopodobnie już stracił swoje stanowisko — że Gurgeh wcale nie oczekiwał łatwej rozgrywki. Przeciwnie, gdyby obaj wojskowi zgodnie na niego natarli, byłoby to zupełnie naturalne.
Nicosar miał za przeciwników starego marszałka gwiezdnego Vechestedera i ministra obrony Jhilno.
Gurgeh spędzał całe dnie na studiowaniu. Flere-Imsaho latał na wyprawy badawcze. Opowiadał Gurgehowi, że obserwował obszary, gdzie przesuwająca się linia ognia została ugaszona przez ulewne deszcze, a kiedy po kilku dniach ponownie tam poleciał, zobaczył rośliny zapalające, wzniecające ponownie pożar wysuszonej flory. To robiło wrażenie, stwierdził drona, co za ilustracja tego, że pożoga i system ekologiczny planety stanowiły jeden układ.
W czasie dnia dwór zabawiał się polowaniami w lesie, a w nocy oglądał przedstawienia holograficzne lub na żywo.
Gurgeha nużyły te nazbyt przewidywalne rozrywki. Nieco bardziej interesujące były tylko pojedynki mężczyzn w jamach, wokół których zbierali się i przyjmowali zakłady rozkrzyczani cesarscy oficjele i uczestnicy mistrzostw. Tylko niektóre pojedynki kończyły się śmiercią. Gurgeh przypuszczał, że w nocy urządzano sobie w zamku innego rodzaju rozrywki — w nich śmierć jednego z zawodników była nieunikniona — ale nie zapraszano go i nawet nie chciano, by się o nich dowiedział.
Jednak podobne myśli nie przysparzały mu już trosk.
Lo Frag Traff był młodym apeksem. Na twarzy miał wyraźną bliznę, biegnącą od czoła przez policzek do ust. Grał szybko i ostro, tak jak przebiegała jego kariera w Cesarskiej Armii Gwiezdnej. Jego najbardziej znanym dokonaniem było oblężenie Biblioteki w Urutypaig. Traff dowodził małym oddziałem lądowym w wojnie przeciwko istotom humanoidalnym; walka w kosmosie osiągnęła chwilowo martwy punkt, jednak zarówno dzięki własnemu wielkiemu talentowi militarnemu, jak i odrobinie szczęścia Lo Frag potrafił zagrozić na lądzie głównemu miastu. Wrogowie apelowali o pokój; warunkiem zawarcia układu miało być pozostawienie w stanie nienaruszonym bogatej biblioteki, słynnej wśród wszystkich cywilizowanych gatunków Małego Obłoku. Traff wiedział, że jeśli nie przyjmie ultimatum, walka potoczy się dalej, przyrzekł więc, że ani jedna litera, ani jeden piksel starodawnych mikroplików nie zostaną zniszczone ani usunięte ze swego miejsca.
Traff miał od marszałka gwiezdnego rozkaz zniszczenia biblioteki. Sam Nicosar wydał takie polecenie — jako jeden z pierwszych edyktów po przejęciu władzy. Podrzędne rasy muszą zrozumieć, że jeśli narażą się Cesarzowi, poniosą niechybną karę.
Mimo że w Imperium nikt się nie przejmował tym, że lojalny cesarski żołnierz złamie układ zawarty z bandą obcych, Traff wiedział, że dotrzymanie słowa to rzecz święta. Gdyby je złamał, nikt by mu już potem nigdy nie ufał.
Znalazł wyjście z sytuacji: przetasował bibliotekę, wszystkie słowa ustawił w porządku leksykograficznym, a piksele ilustracji uszeregował według barwy, odcienia i intensywności. Oryginalne mikropliki zostały unicestwione, ich zawartość zarejestrowano ponownie, a wiele tomów zawierało same „i”, „na”, „w”. Ilustracje stały się obszarami czystego koloru.
Oczywiście wybuchły zamieszki, lecz Traff panował już wówczas nad sytuacją. Wyjaśnił rozwścieczonym i samobójczym — jak się później okazało w dosłownym sensie — strażnikom biblioteki oraz Sądowi Najwyższemu Imperium, że dotrzymał umowy, gdyż nie zniszczył i nie wziął jako łupu żadnego słowa, obrazu ani pliku.
W połowie gry na Planszy Pochodzenia Gurgeh dostrzegł rzecz godną uwagi: Yomonul i Traff grali przeciw sobie nawzajem, a nie przeciw niemu. Wybrali taką strategię, jakby się spodziewali, że on i tak wygra. Walczyli więc o drugie miejsce. Gurgeh wiedział już przedtem, że obu tych apeksów nie łączy szczególna sympatia. Yomonul reprezentował starą gwardię wojskowych, a Traff młody narybek energicznych awanturników. Yomonul optował za negocjacjami i stosowaniem jak najmniejszej siły; Traff uznawał tylko uderzenia druzgoczące. Yomonul tolerancyjnie traktował inne gatunki; Traff był ksenofobem. Kształcili się w tradycyjnie nieprzyjaznych kolegiach i wszelkie różnice miedzy tymi dwoma apeksami ujawniały się w ich stylu gry. Yomonul był skupiony, ostrożny i powściągliwy; Traff swą agresywność posuwał aż do beztroski.
Odmiennie również odnosili się do Cesarza. Yomonul miał chłodny, praktyczny pogląd na władzę cesarską, natomiast Traff był całkowicie lojalny w stosunku do samego Nicosara, a nie do jego pozycji monarchy.
Nienawidzili wzajemnie swych poglądów.
A jednak Gurgeh nie przewidział, że w pewnym sensie zlekceważą go i rzucą się sobie do gardła. Znów czuł się nieco oszukany, że nie uczestniczy w prawdziwej grze. Jedyną rekompensatą była obserwacja imponującej, destrukcyjnej nienawiści tych dwóch walczących wojskowych, nienawiści prowadzącej w meczu do samozagłady. Gurgeh przesuwał się po planszy, zbierał punkty, a jego przeciwnicy walczyli ze sobą. Zwyciężał, ale odnosił wrażenie, że ci dwaj żołnierze mieli znacznie więcej satysfakcji z gry niż on. Oczekiwał, że wybiorą opcję fizyczną, jednak Nicosar wydał zakaz takich zakładów podczas meczu. Cesarz wiedział, że ci dwaj zawodnicy są wręcz patologicznymi wrogami i nie chciał ryzykować utraty usług któregoś z nich.
W trzecim dniu gry na Planszy Pochodzenia Gurgeh siedząc samotnie przy lunchu, patrzył w ekran na stole. Do ponownego rozpoczęcia gry zostało kilka minut; oglądał sprawozdanie, informujące o tym, jak świetnie spisuje się Lo Tenyos Krowo w grze z Yomonulem i Traffem. Osoba symulująca grę Tenyosa — on sam odmówił udziału w tej mistyfikacji — znakomicie potrafiła naśladować jego styl. Gurgeh uśmiechnął się lekko.
— Kontemplujesz swe najbliższe zwycięstwo, Jernau Gurgeh? — Hamin usiadł naprzeciw niego przy stole.
Gurgeh odwrócił ekran.
— Nie sądzisz, że trochę za wcześnie o tym mówić?
Stary, łysy apeks wpatrzył się w ekran i niewyraźnie się uśmiechnął.
— Hmmm. Tak uważasz? — Wyciągnął rękę i wyłączył ekran.
— Wszystko się zmienia, Haminie.
— Istotnie, Gurgeh. Jednak nie sądzę, żeby zmienił się przebieg tej rozgrywki. Yomonul i Traff nadal będą cię ignorować i przeprowadzać ataki na siebie. Zwyciężysz.
— Zatem Tenyos zagra z Nicosarem — powiedział Gurgeh, patrząc w martwy ekran.
— Tenyos może. Wymyślimy grę na tę okoliczność. Natomiast tobie nie wolno.
— Nie wolno? Chyba zrobiłem wszystko, czego chcieliście? — odparł Gurgeh. — Cóż jeszcze mógłbym zrobić?
— Odmówić gry z Cesarzem.
Gurgeh patrzył w jasnoszare oczy starego apeksa, osadzone w siateczce drobnych zmarszczek. Odpowiedziało mu spokojne spojrzenie.
— O co chodzi, Haminie? Nie stanowię już żadnego zagrożenia.
Hamin wygładził delikatną tkaninę przy brzegu rękawa swej szaty.
— Wiesz, Gurgeh, nie znoszę obsesji. Potrafią człowieka… oślepić, prawda? — spytał z uśmiechem. — Zaczynam się niepokoić o naszego Cesarza. Wiem, jak bardzo zależy mu na tym, by udowodnić, że ma słuszne prawo do tronu i godzien jest stanowiska, które zajmował przez ostatnie dwa lata. Dokona tego, ale tak naprawdę chce — zawsze tego chciał — zagrać z Molsce’em i zwyciężyć. Oczywiście, nie jest to już możliwe. Cesarz umarł, niech żyje Cesarz; odradza się z płomieni. Wydaje mi się jednak, że w tobie, Jernau Gurgeh, Nicosar widzi starego Molsce. Uważa, że właśnie z tobą musi grać, pokonać ciebie, obcego, człowieka Kultury, gracza, morata. To niepotrzebne, nie uważam tego za dobry pomysł. I tak byś przegrał, jestem tego pewien, ale niepokoi mnie ta jego obsesja. Dla wszystkich zainteresowanych byłoby najlepiej, gdybyś po obecnej rozgrywce ogłosił, że wycofujesz się z Mistrzostw.