– Co tam taki ruch?
– Nie wiem – odparła, łapiąc oddech. – Nie mogłam dodzwonić się do szeryfa Watermeiera. Pomoże mi pan?
– Oczywiście. To znaczy spróbuję.
Rozłożyła mapę na stoliku do kawy.
– Pan długo mieszka w tej okolicy, prawda?
– Niemal całe życie. Moja żona, Elizabeth, pochodziła z Filadelfii, ale bardzo pokochała to miejsce, więc zostaliśmy. Żałuję, że Julia, jak tylko dorosła, nie chciała tu mieszkać, ale… ale co może ojciec?
– Czy wie pan może, gdzie jest dom Ralpha Shelby’ego?
– Ralpha rzeźnika? On już dawno nie żyje. Kiedy to było? Jakieś dziesięć lat, nie pamiętam. Mówiłem pani rano, że Steve Earlman kupił sklep mięsny od Ralpha? A teraz Steve’a też nie ma. Mówiłem pani, prawda? Nie rozmawialiśmy o tym rano?
– Tak, mówił pan. Ale dom pana Shelby’ego, ziemia, na której mieszkał, wie pan, gdzie to jest? To niedaleko stąd, prawda?
– Pewnie, to przy końcu drogi, za starym młynem Millerów. Pani Shelby zmarła parę lat temu, ale chyba nadal mieszka tam ich syn.
– Może mi pan wskazać to miejsce na mapie?
Luc patrzył na linie i niebieskie plamy, które wyglądały kompletnie obco.
– Jesteśmy tutaj. – Maggie dotknęła mapy palcem, ale niczego mu to nie przypominało poza krzyżującymi się czerwonymi liniami.
Patrzyła na niego ze zmarszczonym czołem. Może się martwi? Nie znał jej dość dobrze, żeby wiedzieć, czy jest na niego zła, czy też mu współczuje. Zresztą na pewno wolałby to pierwsze.
– Luc, może mi pan pokazać?
– Mogę, ale nie na mapie. – Skierował kroki do drzwi, wziął czarny beret i kurtkę.
– Nie, nie może pan ze mną jechać.
– Tylko w ten sposób potrafię pani pomóc.
– Nie może mi pan dać wskazówek? Jak daleko stąd? Czy to przy Whippoorwill Drive?
– Naprawdę nie jestem uparty. – Robił wszystko, by znowu nie poczuć zażenowania. – Ale nie umiem pani powiedzieć, nie umiem tego opisać słowami. – Ręce mu latały, pomagając w wyjaśnieniach. – Muszę to… pokazać.
Zawahała się, splotła ramiona na piersi, jakby podejmowała decyzję.
– Okej, ale proszę obiecać, że zostanie pan w samochodzie.
– Oczywiście, że zostanę. Czemu panią interesuje stary dom Shelby’ego?
– Muszę tam coś sprawdzić. Mówił pan, że kiedy zamknięto sklep mięsny, ktoś wykupił całe wyposażenie.
– No tak. Ale nie pamiętam, kto to był. A powinienem chyba wiedzieć.
– Ja wiem. To był syn Ralpha Shelby’ego. On wszystko kupił, dokładnie wszystko.
– Naprawdę? Hm. Ciekawe, po co mu te stare graty.
– Właśnie to mnie interesuje.
ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY
Henry był przekonany, że złapał mordercę z kamieniołomu. Przez całą drogę powrotną Wally Hobbs narzekał na bóle żołądka. Cienkim głosem błagał Henry’ego, żeby zatrzymał samochód i pozwolił mu zwymiotować. Na szczęście drań poczekał z tym, aż dotarli do biura szeryfa. Przez chwilę Henry chciał krzyknąć, żeby Wally posprzątał swoje brudy, ale zrezygnował. Nie wolno zatrzymanego zmuszać do takich rzeczy, a tu chodziło o zbyt wysoką stawkę. Byle adwokat potrafi coś takiego wykorzystać podczas procesu.
Teraz Hobbs siedział w kajdankach przypięty do składanego metalowego krzesła w pokoju przesłuchań. Szczerze mówiąc, nie był to pokój przesłuchań, lecz pokój śniadaniowy z maszynką do kawy i talerzykami, na których zostały okruchy.
Henry zapoznał już Hobbsa z jego prawami, a raczej własną wersją tych praw. Czasami pomijał jedno czy dwa słowa.
– Co ty tam właściwie robiłeś, Walter? – Był ciekaw, czy zdoła zastraszyć drania i skłonić go do zwierzeń. Potem przypomniał sobie, że jego wspólnikiem jest największy despota w mieście i zapewne Hobbs uodpornił się na takie zachowanie. – Chcesz, żebym zadzwonił do twojej siostry?
– Nie. Nie dzwoń do Lillian.
– Dlaczego? Nie chcesz, by twoja siostra wiedziała, że wykopujesz z grobów zwłoki, a potem je ćwiartujesz?
– O czym ty gadasz?
– Widziałem na własne oczy, Hobbs. Co z tobą? Najpierw zabijasz, a jak ci się znudzi, wykopujesz nieboszczyków?
– Nikogo nie zabiłem.
– Jak mogłeś wykopać takiego człowieka jak Steve Earlman? Nie masz odrobiny szacunku dla zmarłych?
– Nie wykopałem go.
Wally Hobbs szeroko otwierał oczy, pot zalewał mu czoło. Henry czuł zapach tego potu.
– Ile osób zabiłeś, a ile odkopałeś?
– Chwileczkę. Musisz mnie wysłuchać. Nikogo nie zabiłem.
– Akurat.
– Marley, Calvin i ja chcieliśmy tylko zarobić trochę forsy.
– Marley? Jake Marley? – Henry przysiadł na skraju stołu. – Marley też jest w to zamieszany?
– Nie myśleliśmy, że wyrządzimy komuś krzywdę. Polisy na życie zwykle płacą za wszystko, więc nie wyciągaliśmy forsy z kieszeni rodzin.
– O czym ty mówisz, do diabła?
– Ja tylko robiłem, jak powinno być, żeby nikt nie zauważył, gdyby sprawdzali.
– Co sprawdzali? – Nagle w pokoju zrobiło się gorąco i Henry musiał otworzyć okno.
– Gdyby ktoś sprawdzał… no wiesz, grób Steve’a Earlmana, gdyby dokładnie zbadał, co i jak, toby zobaczył… No, Marley sprzedaje krypty, ale ich nie robimy, tylko z wierzchu wygląda, że krypta jest. Potem forsę dzielimy na trzech.
Henry potarł twarz ręką, okrutnie rozczarowany. Wally Hobbs okazał się gnidą i złodziejem, ale nie był mordercą.
ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY PIERWSZY
Adamowi Bonzado nie podobały się jego własne przemyślenia. Były sensowne, a równocześnie mało prawdopodobne.
Pojechał z powrotem do West Haven, do uniwersyteckiego laboratorium, po resztę zdjęć, które otrzymał od Stolza. Fakt, że rany na głowach ofiar pasowały dokładnie do kształtu zakończenia łomu, który miał w samochodzie, był po prostu fatalny. Teraz należało sprawdzić jeszcze jedną rzecz.
Wziął zdjęcia do ręki i wybiegł z laboratorium, wpadając po drodze na studentów. Wymruczał jakieś przeprosiny i pognał dalej. Znalazłszy się znowu na parkingu, stanął przy pokrywie bagażnika pikapa. Stał niezdecydowany z fotografią w dłoni. Było to zdjęcie ofiary z wyraźnym stężeniem pośmiertnym uwidocznionym nisko na plecach.
Adam wiedział, że stężenie pośmiertne jest skutkiem grawitacji i ściąga całą krew do najniższych okolic ciała. Ta ofiara kilka godzin po śmierci leżała na plecach, dlatego jej skóra w tym miejscu była czerwona. Stężenie pośmiertne nieraz zmienia fakturę skóry, na której odbija się to, na czym leżał zmarły. A zatem zwłoki leżące na ceglanym chodniku mogą posiadać odciski przypominające fakturę cegły, zaś znalezione na kamienistej drodze będą miały ślady kamyków. W tym wypadku ciało schowane w pikapie wyłożonym gofrowaną okładziną powinno mieć odciśnięty jej wzór.
Adam otworzył bagażnik i uniósł zdjęcie. Wzór okładziny dokładnie odpowiadał temu, co widać było na plecach zmarłej kobiety. I choć bardzo nie chciał w to uwierzyć, to wiedział przecież, kto pożyczał jego samochód. Simon Shelby.
ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY DRUGI
Maggie nie mogła dłużej czekać na Watermeiera. Gdziekolwiek był, nie odpowiadał na jej telefony, a bateria w komórce była na wykończeniu.
Jennifer Carpenter została z pewnością zamordowana w ciągu ostatnich dwunastu godzin, co oznacza, że paranoja mordercy pogłębia się z każdą chwilą. Jeżeli ten szaleniec nadal przetrzymuje żywą Joan Begley, sytuacja wkrótce ulegnie zmianie.