Anatol palił w milczeniu.
Już nie wspominając o przyjaźni – ciągnęła dziewczyna, wsypując do kawy trzecią łyżeczkę cukru. – Muszę przyznać, że w pewnym stopniu zgadzam się z krytykami… Jego utwory wydają mi się jakieś… niejasne, niespójne… i niespokojne. Zawiłe. Zbyt często czuję, że czekam, aż pojawi się melodia. Trochę… jakbym słuchała pod wodą.
Proszę, proszę – rzekł z uśmiechem Anatol. – Achille twierdzi, że klucz do zrozumienia trzeba wyławiać z głębi. Ma zamiar dzięki muzyce rzucić światło na połączenia między światem materialnym a duchowym, widzialnym i niewidzialnym, a takich spraw nie sposób przedstawić za pomocą tradycyjnych sposobów.
Takie rzeczy ludzie mówią, kiedy chcą się wydać mądrzy, a nie mają nic do powiedzenia!
Anatol nie dał sobie przerwać.
– Jego zdaniem, sugestia i niuans są znacznie potężniejsze niż bezpo
średnie stwierdzenie i klarowny opis. Niewyraźne wspomnienia mają
większą moc niż świadome przemyślenia.
Leonie uśmiechnęła się szeroko. Uwielbiała lojalność brata w stosunku do przyjaciela, lecz jednocześnie miała świadomość, że teraz akurat jedynie powtarza on słowa, które padły z ust Achillesa. Bo choć przyjaciela cenił i podziwiał, chociaż gotów był bronić jego twórczości i talentu własną piersią, w zasadzie gustował raczej w dziełach Offenbacha i grze orkiestry z Folies Bergere niż w utworach Debussy'ego, Dukasa czy innych przyjaciół z konserwatorium.
– A skoro już tak szczerze rozmawiamy – podjął – muszę ci się przy
znać, że w zeszłym tygodniu wróciłem na rue de la Chaussee d'Antin i ku
piłem jego „Poemes de Baudelaire".
W oczach dziewczyny zapłonął gniew.
– Obiecałeś mamie…!
– Wiem, wiem… Nic nie poradzę. Cena była bardzo rozsądna, na pewno zrobiłem dobrą inwestycję, bo Bailly wydrukował tylko sto pięćdziesiąt egzemplarzy.
– Musimy ostrożnie wydawać pieniądze. Mama ufa, że jesteś oszczędny. Nie możemy sobie pozwolić na kolejne długi. – Przerwała na chwilę. -A właściwie ile jesteśmy winni?
Dłuższą chwilę patrzyli na siebie w milczeniu.
Leonie – odezwał się wreszcie Anatol – domowe finanse nie powinny cię interesować.
– Ale…
– Żadnego „ale" – uciął stanowczo.
– Traktujesz mnie jak dziecko! – obruszyła się dziewczyna.
– Jak wyjdziesz za mąż, będziesz swojego nieszczęśnika do woli gnębiła pytaniami o stan rodzinnego budżetu, ale na razie, póki nie ma takiego straceńca… Zresztą daję ci słowo, że od tej chwili nie wydam ani sou bez twojego pozwolenia.
– Wolne żarty!
– Mówię zupełnie poważnie! Więcej: nawet jednego centime – żartował Anatol.
Zmierzyła go srogim spojrzeniem, ale szybko się poddała.
– Trzymam cię za słowo – ostrzegła z udawaną powagą. Brat położył rękę na sercu.
– Niech mnie piorun trzaśnie, jeśli kłamię.
Patrzyli na siebie uśmiechnięci. Anatol przykrył ręką drobną białą dłoń siostry.
– A wracając do poważnych spraw, petite – rzekł – bardzo mi przykro, że przez moje spóźnienie znalazłaś się sama w tym zamieszaniu. Wybacz mi, proszę.
– Już wybaczyłam.
– Nie zasługuję na taką łaskawość. I wiedz, że jestem dla ciebie pełen podziwu. Zachowałaś się wyjątkowo przytomnie. Większość dziewcząt na twoim miejscu straciłaby głowę. Jestem z ciebie dumny. – Rozsiadł się wygodniej w krześle, zapalił drugiego papierosa. – Może się okazać, że wydarzenia dzisiejszego wieczoru jeszcze do ciebie wrócą. Wstrząs często pojawia się po jakimś czasie od zdarzenia.
– Dam sobie radę – zapewniła. Czuła się doskonale. Jakby urosła, nabrała sił, jakoś bardziej stała się sobą. Nic jej nie trapiło.
Zegar na kominku wybił godzinę.
– Ale, ale, jeszcze nie widziałam, żebyś się spóźnił na przedstawienie.
Anatol pociągnął łyk koniaku.
– Zawsze kiedyś jest ten pierwszy raz.
Leonie zmrużyła oczy. zerknęła na brata bokiem.
– Dlaczego się spóźniłeś?
Wolno odstawił pękaty kieliszek, pociągnął za końce nawoskowanych wąsów.
Niezbity dowód, że nie usłyszę prawdy, pomyślała dziewczyna.
– Powiedz, proszę. Czekam.
– Byłem umówiony z klientem spoza miasta. Miał się zjawić o szóstej, ale przyszedł spóźniony i zajął mi więcej czasu, niż przewidywałem.
– A strój do opery miałeś ze sobą? Czy też wróciłeś do domu, zanim się wyprawiłeś do Palais Garnier?
– Byłem zapobiegliwy i wziąłem do biura ubranie na zmianę. Poderwał się, dwoma krokami przemierzył salkę, pociągnął za taśmę dzwonka. W mgnieniu oka pojawił się kelner, zaczął sprzątać ze stołu. Rozmowa skończona. Nie sposób naciskać przy świadku.
– Powinnaś już wracać do domu – oznajmił Anatol, biorąc siostrę pod
łokieć i pomagając jej wstać. – Odprowadzę cię do powozu. Zaraz wrócę uregulować rachunek – rzucił do kogoś z obsługi.
Chwilę później Leonie siedziała w pojeździe, Anatol zatrzasnął za nią drzwiczki.
– Nie wybierasz się do domu? – spytała.
– Zajrzę do Chez Frascati. Zagram parę rozdań. Dziewczyna się zaniepokoiła.
– Co mam powiedzieć mamie?
– Nie spotkasz jej o tej porze.
– A jeśli się jeszcze nie położyła? Leonie odwlekała chwilę odjazdu.
– Wtedy powiesz jej, żeby na mnie nie czekała rzekł, dotykając ustami dłoni siostry.
Wsunął dorożkarzowi w rękę banknot.
– Rue de Berlin – polecił i cofnął się na chodnik. Śpij dobrze, petite.
Zobaczymy się przy śniadaniu.
Strzelił bat. Zakołysały się lampy po bokach budy i pojazd, pośród brzęku końskich dzwonków oraz stukania żelaznych podków na kocich łbach, ruszył do miejsca przeznaczenia. Leonie opuściła szybę, wyjrzała przez okno. Anatol stał w plamie żółtego światła z syczącej latarni gazowej. Z końca papierosa unosiła się siwa smużka dymu.
Dlaczego mi nie zdradził przyczyny spóźnienia?