Выбрать главу

– Widziałam.

– Znany jest także jako Aszmadia lub Asmodai. Jego imię wywodzi się najprawdopodobniej z języka perskiego, ze złożenia dwóch słów: aszma-dewa, co oznacza demona gniewu. Asmodeusz pojawia się w deuterokanonicznej Księdze Tobiasza, a także w Testamencie Salomona, apokryfie Starego Testamentu, tekście, który uważany jest za dzieło króla Izraela, choć fakty temu przeczą.

Leonie pokiwała głową. Jej wiedza na temat Starego Testamentu była dość ograniczona. Ani ona, ani Anatol nie uczęszczali na religię i nie uczyli się katechizmu. Mama uważała, ze religia to zabobony, nieidące w parze ze współczesną wrażliwością. Marguerite, absolutna tradycjonalistka w kwestiach manier towarzyskich, zaliczała się do żarliwych oponentów Kościoła. Leonie po raz pierwszy zadała sobie pytanie, czy gwałtowność tych uczuć mogła mieć korzenie w atmosferze panującej w Domaine de la Cade. Postanowiła zapytać o to przy najbliższej okazji.

Spokojny głos pana Baillarda przywołał ją do teraźniejszości. Podobno król Salomon wezwał Asmodeusza do pomocy przy budo wie świątyni. Demon, najściślej związany z cielesnością, zmysłowością i pożądaniem, rzeczywiście się zjawił, lecz jego obecność rozbudziła niepokoje. Przepowiedział rozpad królestwa.

Baillard wstał, przeszedł przez pokój, wziął z półki książeczkę oprawioną w brązową skórę. Delikatnie przewracał kartki cieniuteńkie jak bibułka, aż znalazł odpowiedni fragment.

– „Jam jest jak zwierzę ukryte w norze, przemówił demon. Więc nie proś mnie o tak wiele rzeczy. Salomonie, bo twoje królestwo ostatecznie zostanie podzielone. Chwała twoja przeminie z czasem. Możesz nas torturować, lecz potem na nowo zmieszamy się z istotami ludzkimi i czczeni będziemy jako bogowie, gdyż ludzie nie znają imion aniołów, które nami rządzą". – Zamknął książeczkę, podniósł wzrok.

– Testament Salomona, rozdział piąty, wers czwarty i piąty.

Dziewczyna nie wiedziała, co powiedzieć, więc milczała.

– Asmodeusz jest, jak już wcześniej wspomniałem, demonem powiązanym z żądzą cielesną – podjął Baillard. – Przede wszystkim zagraża nowożeńcom. W apokryficznej Księdze Tobiasza dręczy kobietę imieniem Sara, zabijając po kolei siedmiu jej mężów przed skonsumowaniem małżeństwa.

Wreszcie ósmego męża anioł Rafael pouczył, by położył na rozżarzonym

węglu rybie serce i wątrobę. Smrodliwe opary wygnały Asmodeusza aż do

Egiptu, gdzie Rafael związał go i złamał jego moc.

Leonie zadrżała. Nie na dźwięk słów, ale na wspomnienie ledwie wyczuwalnego, lecz ohydnego zapachu, który prześladował ją w grobowcu. Niewytłumaczalna woń wilgoci, dymu i morza.

– Dzisiaj te przypowieści wydają się archaiczne – rzekł gospodarz. Pokiwał głową. Każda z nich powstała po to, by przekazać słuchaczom jakąś prawdę, lecz dziś jedynie zaciemniają obraz. – Stuknął w książkę dłu gimi, szczupłymi palcami. – W Księdze Salomona powiedziane jest również, że Asmodeusz nie znosi wody.

Leonie wyprostowała się w krześle.

– To dlatego na jego barkach umieszczono kropielnicę?

– Kto wie, kto wie… – Pan Baillard pogrążył się w zamyśleniu. – Ten sam demon występuje w różnych tekstach religijnych pod różnymi postaciami. Na przykład w Talmudzie jest o wiele łagodniejszy niż u Tobiasza. W tym dziele uwodzi żony Salomona i jego matkę, Batszebę. Nieco później, mniej więcej w połowie piętnastego wieku, Asmodai pojawia się jako demon pożądania w „Malleus Maleficarum", czyli „Młocie na czarownice", dość uproszczonym, jak na mój gust, katalogu demonów i złych duchów. Może panienki brat, kolekcjoner książek, zna to dzieło?

– Nie wiem.

– Niektórzy ludzie wierzą, że poszczególne złe duchy mają różną moc w konkretnych porach roku.

– A kiedy Asmodeusz ma być najsilniejszy?

– W listopadzie.

– W listopadzie powtórzyła jak echo. Ale co znaczy ta mieszanka przesądów i domysłów, karty, grobowiec, demon, który nie lubi wody i nienawidzi małżeństwa?

Baillard odłożył książeczkę na półkę, podszedł do okna. Wsparł dłonie o parapet.

– Proszę pana?

Obrócił się do niej. Na chwilę złociste promienie obwiodły jego głowę aureolą. Leonie miała wrażenie, że patrzy na proroka żywcem wyjętego ze Starego Testamentu. Jak z obrazu.

Monsieur Baillard wyszedł na środek pokoju i wrażenie zniknęło.

– Oznacza to, madomaisela, że kiedy miejscowi powtarzają bajania o demonie nawiedzającym doliny i lasy, w szczególnym czasie należy mieć się na baczności. Istnieją takie miejsca, a Domaine de la Cade jest jednym z nich,

gdzie objawiają się bardzo stare moce. – Zamilkł. – Są też ludzie, którzy przy

wołują duchy, zapominając, że złu nie sposób narzucić ludzkiej woli.

Nie wierzyła w jego słowa, a przecież serce biło jej szybciej.

– Mój wujek to zrobił? Mam przyjąć, że mój wuj, za pośrednictwem kart, w odpowiednim miejscu wywołał ducha? Demona, Asmodeusza? A potem nie umiał mu rozkazywać? Że wszystkie te historie o bestii są prawdziwe? Że mój wuj był odpowiedzialny, przynajmniej moralnie, za morderstwa w dolinie? I zdawał sobie z tego sprawę?

Audric Baillard wytrzymał jej spojrzenie.

Zdawał sobie z tego sprawę.

– Z tego właśnie powodu musiał skorzystać z pomocy proboszcza Sau-niere'a – ciągnęła. – O własnych siłach nie dał rady przegnać demona, którego sam wezwał? – Przerwała. – Czy ciocia Izolda o tym wie?

– Nie wie. Wszystko to zdarzyło się, zanim nastała w Domaine de la Cade.

Leonie podeszła do okna.

– Nie wierzę – rzekła nagle. – Nie wierzę w takie historie. W duchy, diabły ani demony. Nie sposób w nie wierzyć w dzisiejszych czasach. – Zatonęła w myślach. – Biedne dzieci – szepnęła. Przemierzyła pokój raz i drugi, deski skrzypiały pod jej stopami. – Nie wierzę – powtórzyła, choć tym razem z mniejszą pewnością.

– Krew przyciąga krew – powiedział Baillard spokojnie. – Pewne rzeczy, niektóre miejsca, osoby przyciągają zło. Mogą powodować złe uczynki, grzech.

Leonie stanęła. Jej myśli podążyły inną drogą. Podniosła wzrok na gospodarza i po chwili usiadła.

– Nawet gdybym umiała się pogodzić z takim nastawieniem, co ma do

tego talia kart? Jeśli dobrze zrozumiałam, sugeruje pan, że może być

w niej ukryta jakaś moc, siła dobra lub zła. zależnie od okoliczności i tego,

jak sieją wykorzysta.