Byłem głupcem.
Pisząc do Ciebie ten list, być może w przeddzień śmierci, przyznaję, że moją największą winą było tchórzostwo moralne. Największą, ale nic jedyną.
Cieszę się, że dane nam było spędzić razem czas w Domaine de la Cade. Że mogliśmy tutaj być razem. Ty, Izolda i ja.
To nie wszystko. Popełniłem jeszcze jedno oszustwo i błagam Cię, jeśli nie o wybaczenie, bo możesz go nie znaleźć w swym sercu, to przynajmniej o zrozumienie. W Carcassonne, gdy błądziłaś po ulicach obcego miasta, Izolda i ja zawarliśmy związek małżeński. Jest teraz panią Vernier, twoją siostrą w świetle prawa w równym stopniu, jak za sprawą uczuć.
Będę ojcem.
A jednocześnie, w tych najszczęśliwszych dniach, dowiedziałem się. że ów człowiek, przed którym uciekaliśmy, odkrył naszą kryjówkę. Taki właśnie był prawdziwy powód nagłego wyjazdu z Carcassonne. Takie jest wyjaśnienie choroby Izoldy. Nie sposób ciągnąć tego dłużej. Nerwy ją zabiją. Czas rozwiązać tę sprawę.
Okrutnik zorientował się w oszustwie, wytropił nas, najpierw w Carcassonne, potem w Rennes-les-Bains. Właśnie dlatego podjąłem rzucone przez niego wyzwanie. To jedyny sposób na zakończenie tej fatalnej historii.
Jutro wieczorem stawię mu czoło. Błagam Cię o pomoc, petite, jak powinienem byt błagać przed nieomal rokiem. Teraz proszę, ukryj wieści o pojedynku przed moją najukochańszą Izoldą. Jeśli nie wrócę, zadbaj o bezpieczeństwo mojej żony i dziecka. Dom jest wasz.
Twój kochający brat Anatol
Dłonie opadły jej na kolana. Po policzkach wolno spłynęły łzy. Płakała nad ludzką niedolą, nad niepowodzeniem spisku i nieporozumieniami, które ich rozdzieliły. I nad Izoldą. I dlatego, że Anatol ją oszukiwał, a także dlatego, że ona oszukiwała ich oboje.
Płakała długo, aż ze łzami wypłynęły z niej wszystkie emocje.
Odzyskała jasność myśli. Zrozumiała cel przedpołudniowej wyprawy Anatola.
Przecież on jutro może stracić życie!
Podbiegła do okna i otworzyła je szeroko. Dzień spochmurniał, w pobladłych promieniach słońca świat trwał wilgotny i nieruchomy. Nad trawnikami i lasem zawisła jesienna mgła, spowijając wszystko zdradzieckim spokojem.
Jutro o zmierzchu.
Spojrzała na swoje odbicie w wysokim oknie. Jakim cudem wyglądała ciągle tak samo, choć się zupełnie odmieniła? Ta sama twarz, oczy, usta -takie same jak jeszcze wczoraj. Jak przed kilkoma chwilami.
Zadrżała. Jutro wigilia Wszystkich Świętych. Nocy wyjątkowej urody, gdy granica oddzielająca dobro od zła jest zaledwie cienką linią. To czas, gdy może się zdarzyć wszystko. Pora demonów i złych uczynków.
Nie wolno dopuścić do pojedynku. I właśnie ona mu zapobiegnie. Czas przerwać fatalny splot wydarzeń.
Tylko jak? Nie mogła zawrócić Anatola z raz obranej drogi.
– Wobec tego nie może chybić – syknęła.
Gotowa do rozmowy, podeszła do drzwi i otworzyła je zdecydowanym gestem.
Anatol stał w korytarzu, spowity chmurą dymu z papierosów. Każda minuta czekania pogłębiała niepokój na jego twarzy.
– Och, Anatolu! – krzyknęła Leonie, obejmując brata.
Teraz i jemu łzy napłynęły do oczu.
– Wybacz – szepnął. Tak mi przykro. Czy zdołasz przebaczyć bratu,
petite?
ROZDZIAŁ 79
Resztę dnia spędzili we dwoje. Izolda odpoczywała w swoim pokoju, więc rozmawiali całkiem swobodnie. Anatol był tak przytłoczony, ze Leonie czuła się starszą siostrą.
Miotała się między gniewem, że została oszukana, że była oszukiwana przez długie miesiące, a wdzięcznością za miłość brata i podziwem dla wszystkiego, czego dokonał, by ją chronić.
– Mama wiedziała? – spytała, wspominając dzień pogrzebu, trumnę opuszczaną do dołu na Cimetiere de Montmartre. – Czy tylko ja byłam nieświadoma, co się dzieje?
– Nic jej nie powiedziałem – rzekł Anatol – ale chyba się domyślała, iż dzieje się coś więcej niż tylko to, co się z pozoru wydaje.
– Nikt nie umarł – powiedziała spokojnie. – A co z kliniką? Rzeczywiście było dziecko?
– Nie. To jeszcze jedno kłamstwo dla uwiarygodnienia naszej historyjki.
Tylko w spokojniejszych chwilach, gdy Anatol na krótko odchodził od siostry, Leonie pozwalała sobie na dojmujący strach przed następnym dniem. Brat niewiele mówił o swoim przeciwniku. Że bardzo skrzywdził Izoldę. Że jest paryżaninem. Nie dał się zmylić fałszywym tropom i wyśledził ich na południu. Anatol nie rozumiał jedynie, jakim cudem zdołał w Carcassonne połączyć ich z Rennes-les-Bains. I ani razu nie wymienił jego imienia.
Leonie słuchała z uwagą historii o pragnieniu zemsty, które pchało do działania ich wroga. O atakach na łamach prasy, o napaści w Passage des Panoramas. o posunięciach, które miały zniszczyć oboje kochanków i wtedy słyszała w głosie brata niekłamany strach.
Nie rozmawiali o tym, co się stanie, jeśli Anatol chybi. Obiecała mu jednak, że w razie potrzeby znajdzie sposób, by pod osłoną nocy wywieźć Izoldę z Domaine de la Cade.
– Rozumiem z tego, że on nie jest człowiekiem honoru – powiedziała. Twoim zdaniem, nie będzie przestrzegał zasad pojedynku?
– Obawiam się – tego przyznał ze smutkiem. – Jeśli jutro mi się nie powiedzie, przyjdzie tu po Izoldę.
– Szatan wcielony!
– A ze mnie głupiec – rzekł Anatol cicho – skoro sądziłem, że uda nam się przed nim ukryć.
Wieczorem, gdy Izolda poszła spać, Anatol i Leonie spotkali się w salonie, by dokończyć plany na następny dzień.
Nie podobał jej się udział w kolejnym oszustwie, zwłaszcza że wiedziała, jak się czuje ofiara takiego spisku, lecz rzeczywiście, Izolda, będąc w odmiennym stanie, nie powinna wiedzieć, co się będzie działo. Leonie miała ją zająć tak, by o wyznaczonej godzinie Anatol z Pascalem mogli się niepostrzeżenie wyśliznąć z domu.
Brat wysłał do Charles'a Denarnaud prośbę o sekundowanie i natychmiast dostał potwierdzenie. Dr Gabignaud, niechętny współuczestnik zdarzenia, miał w razie potrzeby służyć pomocą medyczną.
Leonie, choć pozornie zgadzała się ze wszystkimi pomysłami Anatola, nie miała najmniejszego zamiaru postępować zgodnie z jego poleceniami. Nie mogłaby siedzieć bezczynnie w salonie i patrzeć na wskazówki zegara, pełznące po tarczy, wiedząc, że brat toczy pojedynek na śmierć i życie. Zamierzała znaleźć jakiś sposób, by komuś innemu przekazać opiekę nad Izoldą w godzinie zmierzchu, choć jeszcze nie wiedziała, jak to zrobić.