Leonie wydłużyła się mina.
– Nie zostawiaj mnie. Zresztą dokąd byś miał pojechać?
Anatol wsparł łokcie na stole i pochylił się do siostry.
– Mam pewien pomysł, petite – rzekł ściszonym głosem ale będzie mi potrzebna twoja pomoc.
Jeszcze i pomoc! Przecież już myśl, że Anatol miałby wyjechać i zostawić ją samą w mieszkaniu z koszmarnym du Pontem, była nie do zniesienia. Nalała sobie drugą filiżankę kawy, wsypała trzy łyżeczki cukru. Anatol trącił ją w ramię.
– Pomożesz mi?
– Pomogę, oczywiście, pomogę, tylko…
Akurat w tej chwili wróciła Marguerite. W rękach nadal trzymała kremową kopertę, od której wyraźnie odcinały się pomalowane na różowo paznokcie.
Anatol usiadł prosto, dyskretnie dotknął warg palcem wskazującym.
Leonie spiekła raka.
– Cherie – odezwała się Marguerite, siadając przy stole – nie należy się tak czerwienić. To wręcz nieprzyzwoite. Wyglądasz jak jakaś ekspedientka.
– Przepraszam. Zmartwiłam się, czy… nie dostałaś jakichś złych wieści. Marguerite nie odpowiedziała, zamyślona wpatrywała się w kopertę.
– Od kogo ten list? – spytała w końcu dziewczyna. Matka wyglądała, jakby zapomniała o całym świecie.
– Mamo? – przyłączył się Anatol. – Podać ci coś? Źle się czujesz?
Wreszcie Marguerite podniosła na dzieci spojrzenie wielkich orzecho
wych oczu.
– Dziękuję ci, kochanie, nie trzeba. Jestem zaskoczona, to wszystko.
Leonie westchnęła ciężko.
– Od kogo ten list? – powtórzyła, wymawiając każde słowo z osobna,
jakby się zwracała do nierozgarniętego dziecka.
Pani domu nareszcie wzięła się w garść.
– Przyszedł z Domaine de la Cade – rzekła wolno. – Od waszej ciotki. Izoldy. Wdowie po moim przyrodnim bracie.
– Niemożliwe! – wyrwało się Leonie. – Przecież Jules umarł w styczniu. I dopiero teraz list?
– Odszedł, drogie dziecko, odszedł. Disparu. Umarł to wyrażenie pospolite. Ale rzeczywiście, fakty są faktami.
Leonie nie przejęła się burą.
– Dlaczego ciotka pisze tyle czasu po pogrzebie?
– Ach nie, nie, pisała wcześniej, tuż po jego odejściu… Zamilkła na chwilę. – Tak mi przykro, że stan zdrowia nie pozwolił mi zimą ruszyć w podróż…
Córka i matka rozumiały się bez słów. Marguerite nie pojechałaby do domu, w którym dorastała, do posiadłości pod Rennes-les-Bains, za żadne skarby świata. Niezależnie od stanu zdrowia czy innych okoliczności. Darzyli się z bratem żywą antypatią.
Leonie znała historię rodziny jedynie pobieżnie. Od Anatola dowiedziała się, że ojciec Marguerite, Guy Lascombe. ożenił się młodo i w pośpiechu. Pół roku później, po śmierci żony, która zmarła, wydając na świat Jules'a, oddał syna pod opiekę nianiek, a sam wrócił do Paryża. Płacił guwernantkom, dbał o wykształcenie potomka i utrzymywał rodzinną posiadłość, a gdy Jules osiągnął pełnoletność, wynaczył mu roczną pensję. Poza tym w ogóle go nie zauważał. Pod koniec życia dziadek Lascombe ożenit się po raz drugi, choć nadal był birbantem. Wysłał żonę z maleńką córeczką do Domaine de la Cade, pod opiekę,lules'a. gdzie odwiedzał je nieszczególnie często. Z wyrazu twarzy Marguerite, gdy od wielkiego dzwonu zdarzało jej się wspominać lata dzieciństwa, można się było domyślać, że delikatnie mówiąc, nie była w domu rodzinnym szczęśliwa.
Dziadek umarł… odszedł pewnej nocy na skutek wypadku powozu. O dziwo, była z nim wtedy żona, więc Marguerite została sierotą. Po odczytaniu ostatniej woli wyszło na jaw, że Guy Lascombe cały majątek przekazał Jules'owi. Nie zostawiając córce nawet złamanego sou. Marguerite natychmiast uciekła do Paryża, gdzie w lutym tysiąc osiemset sześćdziesiątego piątego poznała i poślubiła Leo Verniera. nieuleczalnego idealistę. Ponieważ Jules był gorącym zwolennikiem ancien regime, od tej chwili urwały się wszelkie kontakty między rodzeństwem.
– I co napisała? – spytała dziewczyna.
Marguerite opuściła wzrok na list, jakby nadal trudno jej było uwierzyć słowom, które w nim znalazła.
– Zaprosiła cię na wieś. Na miesiąc.
– Co takiego?! – Leonie wyrwała matce list z ręki. – Jak to?!
– Cherie, bardzo cię proszę…
Ale dziewczyna zapomniała o manierach.
– Czy ciotka wyjaśnia, skąd taki pomysł? 1 dlaczego akurat teraz? Anatol zapalił papierosa.
– Może chce nam wynagrodzić oschłość zmarłego męża?
– Możliwe – rzekła Marguerite choć w liście nie ma słowa o intencjach.
– Do takiej intencji mało kto by się przyznał na papierze – zauważył Anatol ze śmiechem.
Leonie buńczucznie założyła ręce na piersiach.
– Nie sposób sobie wyobrazić, żebym przyjęła zaproszenie od ciotki,
której nigdy nie byłam przedstawiona. Zwłaszcza na tak długą wizytę.
Szczerze mówiąc – zrobiła wojowniczą minę trudno mi sobie wyobrazić
coś gorszego niż zagrzebanie się na wsi z jakąś starszą damą. wspominają
cą stare dobre czasy.
– Ach, nic bardziej mylnego, dziecko rzekła Marguerite. – Izolda była dużo młodsza od męża… wydaje mi się. ze ma teraz około trzydziestu lat.
Na chwilę zapadła przy stole kompletna cisza.
– Tak czy inaczej, odrzucę zaproszenie oznajmiła w końcu Leonie. Marguerite przeniosła wzrok na syna. Anatolu, co radzisz?
– Nie zamierzam jechać podkreśliła Leonie.
Anatol uśmiechnął się szeroko.
– Daj spokój, petite, o co tu się dąsać? Nie chciałabyś pojechać w góry?
To prawdziwa gratka! Nie dalej jak tydzień temu opowiadałaś mi, że się nudzisz w mieście i bardzo ci potrzebny odpoczynek.
– Tak, ale… Leonie ze zdumienia nie mogła znaleźć słów. Zmiana otoczenia podniesiecie na duchu. A już poza wszystkim innym w Paryżu rzeczywiście trudno wytrzymać. Jednego dnia pada, jest mglisto i chłodno, a następnego przychodzą temperatury, których by się nie powstydziła algierska pustynia.
– To prawda, jednak…
– Mówiłaś, że tęsknisz za przygodą, a kiedy już trafia się okazja, nie masz odwagi z niej skorzystać.