Gdzieś w głębi domu trzasnęły drzwi, rozległy się kroki. Meredith poczuła, że się czerwieni. Nieproszony gość. Zamierzała wyjść, gdy zza bambusowej maty, zawieszonej na ścianie pokoju, ukazała się jakaś kobieta.
Miała może czterdzieści pięć lat, ciemne włosy z nitkami srebra, obcięte przez dobrego fryzjera tuż powyżej ramion, i serdeczny uśmiech. Ubrana była w dopasowaną koszulkę i spodnie khaki. Nie tak wyobrażała sobie Meredith wróżkę czytającą przyszłość z kart tarota. Gdzie wielkie koła w uszach, gdzie barwna chusta na głowie?
– Przepraszam, pukałam – zaczęła się tłumaczyć. – Nikt nie odpowiadał, więc weszłam.
– Nic się nie stało.
– Pani jest Angielką?
– Nie da się ukryć. – Na twarzy kobiety wykwitł ciepły uśmiech. – Długo pani czeka?
Meredith pokręciła głową.
– Dosłownie dwie minuty. Gospodyni wyciągnęła do niej dłoń.
– Mam na imię Laura.
– Meredith. – Podała jej rękę.
Laura odsunęła krzesło, gestem wskazała drugie.
– Siadaj, zapraszam.
Meredith jednak stała niezdecydowana.
– Zdenerwowanie jest całkiem naturalne – wyjaśniła wróżka. – Zdecydowana większość ludzi reaguje za pierwszym razem właśnie w taki sposób.
Meredith wyjęła z kieszeni ulotkę, położyła ją na stole.
– Ja właściwie… Wczoraj dostałam to na ulicy… A dzisiaj przechodzi
łam… – Straciła wątek. – Prowadzę badania… Przepraszam. – Wzięła się
w garść. – Nie będę ci zabierała czasu.
Laura wzięła ulotkę w rękę i pokiwała głową.
– Córka mi o tobie mówiła. Meredith spojrzała uważniej.
– Tak?
– Opowiadała mi o podobieństwie – wyjaśniła Laura, przyglądając się rysunkowi. – Powiedziała, że spotkała wierny obraz Sprawiedliwości. -Umilkła, jakby się spodziewała, że jej gość coś powie. A skoro Meredith milczała, usiadła za stołem. – Mieszkasz w Paryżu?
– Tylko zwiedzam.
Sama nie wiedząc, kiedy i dlaczego, przycupnęła na brzeżku krzesła. W mowie ciała przekaz był jasny: nie zamierzam tu zagrzewać miejsca.
– Pierwszy raz jesteś u wróżki, prawda?
– Tak.
– No dobrze. Zakładam, że przeczytałaś ulotkę, więc wiesz, że półgodzinna sesja kosztuje trzydzieści euro, a godzina pięćdziesiąt.
– Pół godziny wystarczy – oświadczyła Meredith.
Raptem zaschło jej w ustach. Laura patrzyła na nią z uwagą, jakby czytała z każdej zmarszczki, każdego cienia na twarzy.
– Możliwe. Ale gdybyś chciała zostać, nie musimy się śpieszyć, nie jestem z nikim umówiona. Chcesz wyjaśnić jakąś konkretną sprawę czy zorientować się ogólnie we wszystkim?
– Prowadzę badania – powtórzyła Meredith. – Pracuję nad biografią artysty. Na tej ulicy… dokładnie w tym budynku była kiedyś słynna księgarnia… Pewnie to przypadek… – Uśmiechnęła się, szukając spokoju. Chociaż twoja córka twierdzi, że nie ma czegoś takiego jak przypadek.
– Wszystko jasne – powiedziała Laura z uśmiechem. – Niektórzy klienci przychodzą do mnie z konkretnymi pytaniami. Na temat pracy, miłości albo ważnych decyzji… Właściwie na każdy temat. Inni wolą bardziej ogólne spojrzenie.
– Tak jak ja.
– Doskonale. Teraz musisz zdecydować, której talii użyjesz.
– Wybacz, ale nie mam o tym bladego pojęcia. Będę wdzięczna, jeśli zdecydujesz za mnie.
Laura gestem wskazała cztery talie kart, ułożone rzędem przy krawędzi blatu. Wszystkie leżały w zakrytych stosach.
– Wiem, że początki są trudne, ale powinnaś zdecydować sama. Przyjrzyj im się, sprawdź, czy któreś szczególnie przypadną ci do gustu, dobrze?
– Dobrze. – Meredith leciutko wzruszyła ramionami.
Laura sięgnęła po najbliższą talię i rozpostarła ją wachlarzem na stole. Granatowe koszulki ozdobione złotymi gwiazdami z długimi ogonami.
– Piękne – przyznała Meredith.
– To jest najpopularniejsza talia kart tarota, tak zwana Waite, od nazwiska twórcy.
Druga miała na rewersie zwykłą czerwono-czarną siatkę.
– Ta z kolei jest pod wieloma względami uważana za klasyczną. Nazywana jest tarotem marsylskim. Powstała w szesnastym wieku. Używam jej niekiedy, ale przyznaję, jak na dzisiejsze gusta wydaje się mało interesująca. Większość pytających woli bardziej współczesne zestawy.
– Kto to jest pytający? zdziwiła się Meredith.
– Och, przepraszam. – Laura uśmiechnęła się szeroko. – Pytający to osoba, która przychodzi po wróżbę, zadająca pytania.
– Rozumiem. – Dziewczyna przyjrzała się kartom i wskazała talię nieco mniejszą niż pozostałe. Wyróżniała się ona także pięknym odcieniem zieleni na koszulkach, pociętym filigranowymi kreseczkami w różnych odcieniach złota i srebra.
– A ta?
– To jest tarot Bousqueta.
– Bousquet… – Meredith była pewna, że gdzieś już słyszała to nazwisko, ale nie potrafiła go umiejscowić. – On je narysował?
– Nie. Tak nazywał się pierwszy wydawca talii tych kart. Nie wiemy,
kto je zamówił. Pochodzą gdzieś z południowego zachodu Francji, zostały stworzone w latach dziewięćdziesiątych dziewiętnastego wieku.
Meredith poczuła gęsią skórkę na ramionach. A dokładnie gdzie?
– Nie wiem na pewno, ale wydaje mi się, ze w okolicy Carcassonne
– Znam ten rejon – powiedziała Meredith, odtwarzając w pamięci ma-
pę tamtego fragmentu Francji. W samym jego środku leżało Rennes-les-Bains. Raptem zdała sobie sprawę, że wróżka przygląda jej się z uwagą.
– Czy coś może…? – spytała Laura.
– Nie, nie. Zdawało mi się, że znam to nazwisko, ale się pomyliłam. -Zakończyła temat miłym uśmiechem. – Przerwałam ci.
– Oryginalna talia… Kilka kart pochodzi z czasów dużo wcześniejszych niż dziewiętnasty wiek. Dzisiaj nie sposób określić, które rysunki są autentyczne, ale wydaje się, że arkana większe powstały później niż reszta. Albo zostały zmienione. Arkana mniejsze niewiele się różnią od klasyki, tymczasem stroje na arkanach większych są zdecydowanie w stylu fin de siecle'u.