– Mówi, że odkupiłam go – powiedziała Laura.
– Jak premiowe kupony w sklepie spożywczym, tak?
W końcu Laura powiedziała:
– Kocham go.
– Wiem – powiedziała Thelma.
– Nigdy nie sądziłam, że będę kochała… jeszcze raz. Że będę kochała w taki sposób.
– Jaki sposób, Shane? Mówisz o jakiejś wydziwiastej nowej pozycji? Zbliżasz się do średniego wieku, Shane; za niewiele miesięcy przyjdzie czterdziestka, więc czy nie czas zreformować sposoby, w jakich objawia się twoje libido?
– Jesteś niepoprawna.
– Staram się.
– A ty? Jesteś szczęśliwa?
Thelma poklepała się po bardzo wydatnym brzuchu. Była od siedmiu miesięcy w ciąży.
– Bardzo szczęśliwa, Shane. Mówiłam ci już, że to mogą być bliźniaki?
– Mówiłaś.
– Bliźniaki – powtórzyła Thelma, jakby ta wizja napawała ją zdumieniem. – Pomyśl, jaka to byłaby radość dla Ruthie.
Bliźniaki.
Przeznaczenie walczy o przywrócenie kształtu, jaki miało posiadać – pomyślała Laura. I czasem, na szczęście, udaje mu się.
Siedziały, milcząc, wdychając zdrowe morskie powietrze i słuchając wiatru szeleszczącego wśród pinii i cyprysów Monterey.
Po dłuższej chwili Thelma powiedziała:
– Pamiętasz ten dzień, kiedy przyjechałam do waszego domu w górach, a ty ćwiczyłaś strzelanie?
– Pamiętam.
– Waliłaś do tych sylwetek. Stawiwszy czoło światu przeklinałaś go za to, że ofiarował ci taki podły los. Broń poupychana w każdym kącie. Tamtego dnia powiedziałaś mi, że będziesz żyła znosząc to, co los ci narzuci, ale nie będziesz też dłużej bezbronna – będziesz walczyć, będziesz bronić tego, co twoje. Byłaś bardzo zła tamtego dnia, Shane, bardzo zła i potwornie zgorzkniała.
– Tak.
– Teraz wiem, że dalej potrafisz wiele znieść. I wiem, że wciąż potrafisz walczyć. Świat nadal jest pełen śmierci i nieszczęść. Ale mimo wszystko nie ma już w tobie goryczy.
– Nie.
– Zdradzisz mi swój sekret?
– Nauczyłam się trzeciej wielkiej lekcji, to wszystko. Jako dziecko nauczyłam się, jak przetrwać. Po śmierci Danny’ego nauczyłam się walczyć. Teraz dalej potrafię przetrwać i walczyć – ale również nauczyłam się przyjmować wszystko bez zastrzeżeń. Los po prostu jest.
– Brzmi to jak bardzo wschodnio-mistyczno-transcendentalne-pieprzenie-w-bambus. Jeezu. „Los jest”. Brakuje jeszcze, żebyś kazała mi recytować mantrę i koncentrować się na własnym pępku.
– Wypchana bliźniakami – powiedziała Laura – nie widzisz nawet własnego pępka.
– Och, widzę. Wszystko zależy od kąta, pod jakim ustawię lustro…
Laura wybuchnęła śmiechem.
– Kocham cię, Thelmo.
– Kocham cię, siostrzyczko.
Kołysały się i kołysały.
W dole zaczęła wzbierać fala przypływu.
Dean R. Koontz