Był to rok, w którym Laura i Danny byli tak zajęci, że tylko na marginesie dostrzegła kryzys z zakładnikami w Iranie i kampanię prezydencką, a w jeszcze mniejszym stopniu docierały do jej świadomości niezliczone pożary, katastrofy samochodowe, wypadki, zatrucia środowiska, masowe morderstwa, powodzie, trzęsienia ziemi i inne tragedie, stanowiące pokarm dla doniesień agencyjnych. W tym roku wydarzenia w ich życiu gnały na złamanie karku. Kupili w Orange Park Ackres swój pierwszy dom – w hiszpańskim stylu, z czterema sypialniami, dwoma łazienkami i toaletą – i wyprowadzili się z mieszkania w Tustin. Laura zaczęła swoją trzecią powieść, Złotą krawędź, a kiedy pewnego dnia Danny zapytał ją, jak idzie, a ona odpowiedziała: „Pierdnięcie muła”, krzyknął: „To cudownie!” Pierwszego września otrzymali od MGM czek na solidną sumę za prawa do sfilmowania Shadrach, a Danny zrezygnował z posady w firmie maklerskiej i zajął się wyłącznie prowadzeniem interesów finansowych żony. W sobotę 21 września, trzy tygodnie po pojawieniu się na półkach, Shadrach dostała się na listę bestsellerów New York Timesa, na dwunaste miejsce. 5 października 1980, kiedy Laura urodziła Christophera Roberta Packarda, ukazało się trzecie wydanie Shadrach, która nie zagrożona zajmowała ósme miejsce w Timesie, otrzymując, jak to określił Spencer Keene, „ogłuszająco dobrą” ocenę w dziale recenzji na piątej stronie.
Chłopiec przyszedł na świat o 14.23, w większej niż zwykle powodzi krwi, jaka wynosi dzieci z przedporodowych ciemności. Skręcanej bólami, krwawiącej Laurze musiano od popołudnia do wieczora przetoczyć półtora litra krwi. Jednak noc była już lepsza, niż się spodziewano, a rano pacjentka była obolała i zmęczona, ale niebezpieczeństwo całkowicie minęło.
Następnego dnia w godzinach szpitalnych odwiedzin przyjechała Thelma Ackerson, żeby zobaczyć niemowlę i świeżo upieczoną matkę.
Thelma pozostała sobą. Ubrana w strój punka, z fryzurą, której jedna połowa była długa, z pasmem białych włosów, jak u narzeczonej Frankensteina, a druga krótka – wpadła do separatki Laury, podeszła prosto do Danny’ego, zarzuciła mu ręce na szyję, mocno objęła i ogłosiła światu:
– Boże, aleś ty wielki. Jesteś mutantem. Przyznaj się, Packard, że choć twoja matka mogła należeć do ludzkiego gatunku, to tatuś był grizzli.
Podeszła do łóżka, na którym podparta trzema poduszkami siedziała Laura. Ucałowała ją w czoło, a potem w policzek.
– Zanim do was wpadłam, zajrzałam do sali noworodków i przez szybę rzuciłam okiem na Christophera Roberta. Jest się czym zachwycać. Ale myślę, że wszystkie miliony, jakie zarobisz na książkach, dziecino, będą niezbędne, bo chłopiec wdał się w ojca i rachunek za żarcie wyniesie ze trzydzieści tysięcy miesięcznie. Dopóki nie przejdzie kursu dobrego wychowania dla kotków i piesków, poobgryza wam wszystkie meble.
– Cieszę się, że jesteś, Thelmo – powiedziała Laura.
– Miałabym z tego zrezygnować? Może gdybym grała w jakimś klubie należącym do mafii w Bayonne w New Jersey i musiałabym wyciąć kawałek numeru, żeby mieć czas na powrót, może wtedy zrezygnowałabym. Jak się zerwie kontrakt z tymi facetami, odcinają ci kciuki i zmuszają do używania ich jako czopków. Ale kiedy doszły mnie ostatnie wieści, byłam po zachodniej stronie Missisipi i tylko wojna nuklearna albo randka z Paulem McCartneyem mogłyby mnie zatrzymać.
Prawie dwa lata temu Thelma w końcu dostała swój występ w „Improv” i odniosła sukces. Zdobyła agenta i zaczęła występować za pieniądze w marnych trzeciorzędnych – a czasem drugorzędnych – klubach w całym kraju. Laura i Danny dwukrotnie pojechali do Los Angeles na jej występy i bawili się świetnie. Sama pisała sobie teksty i wykonywała je z tym wyczuciem komizmu, jakie posiadała już w dzieciństwie, ale które z wiekiem jeszcze dojrzało. Jej występy miały szczególny styl, który albo mógł z niej uczynić zjawisko na skalę całego kraju, albo pociągnąć za sobą kompletny brak popularności. Dowcipy były zabarwione wyraźną nutą melancholii – świadomością, że w życiu tragedie następują równocześnie z momentami zachwytu i rozbawienia. W istocie było to zbieżne z nastrojem powieści Laury, ale to, co przemawiało do czytelników książek, mogło nie przemawiać do publiczności, płacącej za niewyszukane żarty.
Teraz Thelma pochyliła się nad oparciem łóżka, spojrzała z bliska na Laurę i powiedziała:
– Hej, coś jesteś blada. A te kręgi pod oczami…
– Thelma, kochanie, robię to z prawdziwym bólem, ale muszę zniszczyć twoje iluzje. W rzeczywistości to nie bocian przynosi dziecko. Matka musi wypchać je ze swojej macicy, z miejsca, w które się dokładnie wpasowało.
Thelma patrzyła na nią uporczywie, a potem skierowała równie przenikliwe spojrzenie na Danny’ego, który przeszedł na drugą stronę łóżka, aby wziąć żonę za rękę.
– Co tu się dzieje?
Laura westchnęła i przekręciła się nieco, szukając wygodniejszej pozycji, a potem powiedziała do Danny’ego:
– Widzisz? Mówiłam ci, że to pies gończy.
– To nie była łatwa ciąża, co? – domagała się wyjaśnień.
– Ciąża nie była najgorsza – powiedziała Laura. – Prawdziwy problem zaczął się przy porodzie.
– Chyba nie byłaś w… stanie krytycznym czy czymś takim, Shane?
– Nie, nie, nie – odpowiedziała, a dłoń męża wzmocniła uścisk jej dłoni. – Nic równie dramatycznego. Od początku wiedzieliśmy, że czekają nas pewne kłopoty, ale znaleźliśmy naprawdę najlepszego lekarza, który miał przez cały czas wszystko pod kontrolą. Chodzi o to, że… nie będę mogła mieć więcej dzieci. Christopher jest naszym pierwszym i ostatnim dzieckiem.
Thelma popatrzyła na nich i powiedziała cicho:
– Przykro mi.
– W porządku – odparła Laura, zmuszając się do uśmiechu. – Mamy małego Chrisa, który jest śliczny.
Trwali w niezręcznym milczeniu, aż w końcu Danny odezwał się:
– Jeszcze nie jadłem lunchu i umieram z głodu. Zejdę na dół do baru na jakiejś pół godziny.
Kiedy wyszedł, Thelma odezwała się:
– Tak naprawdę, to nie jest głodny, co? Wiedział, że potrzeba nam babskiej pogaduchy.
Laura uśmiechnęła się:
– On jest cudowny.
Opuszczając oparcie z jednej strony, Thelma spytała:
– Jak tam wskoczę i klapnę przy tobie, to nie wywrócę ci wnętrzności? Nie zaczniesz się na mnie wykrwawiać, obiecujesz, Shane?
– Spróbuję.
Thelma usiadła obok Laury na szpitalnym łóżku. Wzięła w dłonie jej rękę.
– Słuchaj, czytałam Shadrach i to jest cholernie dobre. Jest tam to, co wszyscy pisarze próbują osiągnąć, a co rzadko im się udaje.
– Jesteś kochana.
– Jestem twarda, cyniczna, cwana dupa. Ale z tą książką jest tak, jak mówię. To brylant. Dostrzegłam w niej Bovine Bowmaine i Tammy. I Boona, tego lekarza psychiatrę od dzieci. Pozmieniałaś im nazwiska, ale ja ich poznałam. Uchwyciłaś ich doskonale, Shane. Boże, były momenty, kiedy przywoływałaś to wszystko z powrotem, momenty, kiedy czułam na plecach takie dreszcze, że musiałam odłożyć książkę i pospacerować po słońcu. A czasem wyłam i śmiałam się jak szalona.
Laura czuła ból w każdym mięśniu i w każdym stawie. Nie miała sił podnieść się z poduszek i objąć przyjaciółkę ramieniem. Powiedziała więc tylko:
– Kocham cię, Thelma.
– Ale Węgorza tam nie było, na szczęście.
– Zachowuję go sobie do następnej książki.
– I mnie, cholero jedna. Nie ma mnie w tej książce, choć jestem najbogatszą duchowo postacią, jaką kiedykolwiek poznałaś.
– Ciebie zachowuję do książki, która będzie tylko o tobie – powiedziała Laura.
– Nie kłamiesz, co?
– Nie. To nie będzie ta książka, nad którą pracuję teraz, ale następna.