– Posłuchaj, Shane, albo zrobisz ze mnie zjawisko, albo obsmaruję ci w sądzie tyłek. Słyszysz?
– Słyszę.
Thelma przygryzła wargi, a potem powiedziała:
– Czy…
– Tak. Ruth też w niej będzie.
Przez moment siedziały w milczeniu, trzymając się tylko za ręce. Łzy w oczach nie pozwalały Laurze widzieć ostro, ale dostrzegła, że Thelma też mruga powiekami.
– Tylko nie to. Spłynie ci z oczu cały ten wypracowany makijaż.
Thelma podniosła jedną nogę.
– Jak myślisz, czy te buty są dostatecznie od czapy? Czarna skóra, ostre noski i podkówki. Wyglądam w nich, jakbym cholernie lubiła ujeżdżać facetów, nie?
– Kiedy weszłaś, to od razu zastanawiałam się, ilu dzisiaj mężczyzn miałaś już pod batem.
Thelma westchnęła i mocno pociągnęła nosem.
– Shane, skup się, skup się dobrze. Ten twój talent to rzecz bardziej wartościowa, niż myślisz. Potrafisz oddać w książce ludzkie życie, a kiedy człowiek odchodzi, książka pozostaje, pozostaje w niej życie. Możesz w książce zamknąć uczucia i każdy, gdzie bądź, może ją wziąć do ręki i czuć to samo; potrafisz sięgnąć do ludzkiego serca, potrafisz przypomnieć nam, co to znaczy być ludzkim w świecie, który bardzo stara się o tym zapomnieć. Taki masz talent i taki powód, aby żyć. Większy niż mnóstwo ludzi, więc… no, ja wiem, jak bardzo chcesz mieć rodzinę… trójkę albo czwórkę dzieci, jak mówiłaś… więc wiem, jak musisz teraz cierpieć. Ale masz Danny’ego i Christophera, i ten niezwykły talent, i to jest bardzo dużo.
Laurze głos się załamywał:
– Czasem… tak bardzo się boję.
– Czego się boisz, maleńka?
– Chciałam mieć rodzinę, bo… wtedy nie można by zabrać mi wszystkich.
– Nikt ci nie będzie zabrany.
– Kiedy będzie tylko Danny i mały Chris… tylko ich dwóch… coś może się stać.
– Nic się nie stanie.
– A wtedy zostanę sama.
– Nic się nie stanie – powtórzyła Thelma.
– Zawsze coś może się stać. Takie jest życie.
Thelma usiadła głębiej na łóżku, wyciągnęła się obok Laury i oparła swoją głowę na jej ramieniu.
– Kiedy powiedziałaś, że to był ciężki poród… i tak wyglądałaś, taka blada… przestraszyłam się. Mam przyjaciół w Los Angeles, jasne, ale wszystko to typy z show businessu. Jesteś jedyną prawdziwą osobą, z którą jestem blisko, choć nie widujemy się często, i jak pomyślę, że mogłaś prawie…
– Ale to się nie stało.
– Ale mogło – gorzko zaśmiała się Thelma. – Do diabła, Shane, sierotką byłaś, sierotką zostaniesz, co?
Laura obejmowała ją i gładziła po włosach.
Krótko po pierwszych urodzinach Chrisa Laura skończyła Złoty wiek. Opublikowano go dziesięć miesięcy później i na drugie urodziny chłopca książka uplasowała się na pierwszym miejscu na liście bestsellerów Timesa, co Laurze udało się osiągnąć po raz pierwszy.
Danny nadzorował inwestycje z wpływów za książki z taką roztropnością i tak skutecznie, że po paru latach, mimo żarłocznej paszczy podatku dochodowego, stali się nie tylko zamożni – zamożni, wedle większości kryteriów, byli już wcześniej – ale bardzo zamożni. Nie wiedziała, co o tym myśleć. Nigdy nie oczekiwała, że będzie bogata. Kiedy rozważała godne zazdrości warunki, w jakich żyła, oraz to, jakie budziły na tym świecie pożądanie, myślała, że powinna czuć się oszołomiona albo przerażona. Ale pieniądze nie wywoływały w niej żadnego z tych uczuć. Poczucie bezpieczeństwa, którego dostarczały, było przez nią mile widziane, bo pozwalało mieć zaufanie do samej siebie. Niemniej jednak nie planowali opuszczenia ich przytulnego domu z czterema sypialniami, choć stać ich było na kupno całej posiadłości. Pieniądze były – i nie warto było o nich myśleć. Życie to nie pieniądze. Życie to Danny i Chris, i – w mniejszym stopniu – jej książki.
Z małym dzieckiem w domu nie mogła ani nie chciała pracować sześćdziesiąt godzin tygodniowo przy swoim komputerze. Chris mówił, chodził i nie okazywał żadnych złych ani buntowniczych nastrojów, opisywanych przez książki o wychowaniu dzieci jako normalne zachowania maluchów pomiędzy drugim a trzecim rokiem życia. Dostarczał rodzicom głównie zadowolenia; był inteligentnym i ciekawym dzieckiem. Spędzała z nim tyle czasu, na ile mogła sobie pozwolić bez obawy zepsucia go.
Jej czwarta powieść, Zadziwiające bliźniaczki Appleby, pojawiła się dopiero w październiku 1984. Mimo że minęły dwa lata od ukazania się Złotej krawędzi, czyli rok więcej, niż pozwalają na to zwyczaje rynku wydawniczego, przedsprzedaż była największa z dotychczasowych.
Pierwszego października siedziała z Dannym i Chrisem na kanapie w pokoju, oglądając na video stare kreskówki z Szalonym Kierowcą.
– Bruuum, bruuum! – wykrzykiwał zajadając prażoną kukurydzę Christopher za każdym razem, kiedy Szalony Kierowca startował z szaloną prędkością.
I wtedy zadzwoniła z Chicago Thelma. Laura odebrała telefon w kuchni, ale w telewizji osaczony kojot usiłował właśnie wysadzić w powietrze swoich prześladowców, lecz zamiast tego wysadził się sam, więc Laura powiedziała:
– Danny, lepiej odbiorę w gabinecie.
W ciągu ostatnich czterech lat, od dnia narodzin Chrisa, kariera Thelmy znacznie się rozwinęła. Miała zaproszenia do sal widowiskowych w paru kasynach w Vegas. („- Słuchaj, Shane, muszę być naprawdę dobra, bo panienki od roznoszenia cocktaili są prawie gołe; cycki i tyłki na wierzchu, a faceci z widowni czasem rzeczywiście spoglądają na mnie, zamiast na nie. Z drugiej strony, może działam tylko na pedałów”.) Ostatniego roku weszła do głównego show w MGM Grand, wypełniając pierwszą część występu Deana Martina, i cztery razy pojawiła się w Tonight u boku Johna Carsona. Toczyły się rozmowy o filmie albo nawet o telewizyjnym serialu, który byłby nakręcony specjalnie z myślą o niej. Wydawało się, że zmierza w kierunku pozycji gwiazdy komedii. Obecnie była w Chicago i miała tam wkrótce rozpocząć występy w jednym z największych klubów – jako jego główna atrakcja.
Być może długa szczęśliwa passa, jaka nastąpiła w ich życiu, spowodowała, że przeraziła się, kiedy usłyszała płacz Thelmy. Laura od dłuższego czasu oczekiwała, że niebo runie jej na głowę z przerażającą nagłością, która całkowicie zaskoczy Brzydkie Kaczątko. Opadła na krzesło za biurkiem w gabinecie i porwała za słuchawkę:
– Thelma? O co chodzi, co się stało?
– Po prostu przeczytałam… twoją nową książkę.
Laura nie mogła pojąć, co w Zadziwiających bliźniaczkach Appleby mogło tak głęboko dotknąć Thelmę, i nagle zaczęła się zastanawiać, czy nie było czegoś obraźliwego w charakterystykach Carrie i Sandry Appleby. Chociaż żaden z wątków powieści nie odzwierciedlał biografii Ruthie i Thelmy, Appleby były oczywiście wzorowane na siostrach Ackerson. Ale obydwie postaci zostały narysowane z wielką miłością i poczuciem humoru; z pewnością nie było w nich nic, co mogłoby obrazić Thelmę – i w dzikim przerażeniu Laura usiłowała to właśnie z siebie wydusić.
– Nie, nie, Shane, ty beznadziejna idiotko – wykrztusiła Thelma, między atakami płaczu. – Nie obraziłam się. Dlatego ryczę, bo udało ci się coś najcudowniejszego. W Carrie Appleby jest tyle Ruthie, ile ja o niej wiem, ale w twojej książce Ruthie będzie żyła długi czas. Pozwoliłaś Ruthie żyć, Shane, i to jest o niebo lepszy kawałek roboty, niż udało się to Panu Bogu w prawdziwym życiu.
Rozmawiały przez godzinę, głównie o Ruthie, wspominając ją z czułością i, rzecz jasna, nie bez łez. Danny i Chris pojawiali się parę razy w otwartych drzwiach gabinetu. Wyglądali na opuszczonych i Laura posyłała im pocałunki, ale nie odchodziła od telefonu, ponieważ był to jeden z tych rzadkich momentów, kiedy wspominanie zmarłych jest ważniejsze od zajmowania się potrzebami żyjących.