Выбрать главу

Chris przywiązał nową tarczę i powrócił do Laury ze starą.

– Cztery trafienia z sześciu, mamo. Dwa truposze, dwóch ciężko rannych, ale poza tym wygląda, jakbyś przestrzeliła trochę w prawo.

– Zobaczymy, czy dam radę to poprawić.

– Po prostu jesteś już zmęczona – powiedział Chris.

Trawa wokół niej była pokryta ponad stu pięćdziesięcioma wystrzelonymi łuskami. Przeguby, ramiona, barki i kark zaczęły ją boleć od kumulujących się odrzutów broni, ale chciała wystrzelać jeszcze jeden pełny bębenek, zanim ogłosi, że na dziś skończyła.

Blisko za domem trzasnęły drzwi samochodu Thelmy.

Chris z powrotem nałożył ochraniacze na uszy i podniósł lornetkę, aby obserwować tarczę, gdy matka będzie strzelała.

Smutek ogarnął Laurę, kiedy na moment zastygła, patrząc na chłopca – nie tylko dlatego, że był pozbawiony ojca, ale i dlatego, że to nie było w porządku, aby dziecko w wieku siedmiu lat i dziesięciu miesięcy już poznało niebezpieczeństwo, jakie niesie życie, i musiało rosnąć w nieustannym oczekiwaniu mogącej go zmiażdżyć przemocy. Zrobiła wszystko, aby zapewnić mu jak najwięcej rozrywki; dalej zabawiali się opowiastkami o Tommym Żabie, choć Chris nie wierzył już w jego istnienie. Powiększając wciąż jego biblioteczkę dziecięcej klasyki o nowe pozycje, Laura uczyła go, że książki mogą być źródłem przyjemności i sposobem ucieczki. Starała się, jak mogła, aby uczynić zabawę nawet z ćwiczeń strzeleckich i w ten sposób odwrócić jego uwagę od przygniatającej konieczności nieustannego zabezpieczania się. Jednakże teraz ich życie przebiegało pod znakiem poczucia straty, niebezpieczeństwa, strachu przed nieznanym. Tej prawdy nie dało się przed chłopcem ukryć i nieuchronnie musiało to wywierać na niego głęboki i trwały wpływ.

Chris opuścił lornetkę i spojrzał na nią pytającym wzrokiem, a w jego oczach było zdziwienie, dlaczego nie strzela. Uśmiechnęła się do niego, a on jej odpowiedział. Jego uśmiech był tak słodki, że czuła, jak niemal pęka jej serce.

Odwróciła się w kierunku tarczy, podniosła trzydziestkę ósemkę, ujęła rękojeść obiema dłońmi i oddała pierwszy strzał z nowej serii.

Zanim Laura wystrzeliła po raz piąty, Thelma stanęła przy niej. Stanęła, zatykając palcami uszy i krzywiąc się.

Pokonując zmęczenie Laura oddała dwa ostatnie strzały i zdjęła ochraniacze, a Chris pobiegł przynieść tarczę. Huk wystrzałów odbijał się jeszcze echem wśród gór, gdy odwróciła się do Thelmy i uściskała ją.

– O co chodzi z tą bronią? – spytała Thelma. – Piszesz jakiś nowy scenariusz dla Clinta Eastwooda? Nie, nie, jeszcze lepiej: napisz o babie, która by mu dorównywała – Brudna Harriet. Będę dobrą dupą do tej roli – twardą, zimną, z tak ostrym językiem, że Bogart schowałby się przed nią pod szafę.

– Pomyślę o tobie przy ustalaniu obsady – odpowiedziała Laura – ale tak naprawdę, to chciałabym zobaczyć, jak Clint się z tobą poci.

– Popatrz, popatrz, masz jeszcze poczucie humoru, Shane.

– Myślałaś, że już nie mam?

Thelma zmarszczyła brwi.

– Nie wiedziałam, co mam o tym myśleć, kiedy zobaczyłam cię, jak walisz raz za razem z rewolweru. Miałaś groźną minę. Jak wąż, któremu psują się zęby.

– Samoobrona – powiedziała Laura. – Każda porządna dziewczyna powinna trochę się na tym znać.

– Waliłaś z tego jak zawodowiec. – Thelma spostrzegła błyszczące na trawie łuski. – Jak często to robisz?

– Trzy razy tygodniowo, po parę godzin za każdym razem.

Chris powrócił z tarczą.

– Cześć, ciociu Thelmo. Mamo, masz teraz czterech truposzów na sześć strzałów, jednego ciężko rannego i jedno pudło.

– Truposzów? – odezwała się Thelma.

– Czy nadal przestrzeliwuję w prawo? – spytała chłopca Laura.

Pokazał jej tarczę.

– Nie tak bardzo jak ostatnim razem. Thelma przerwała:

– Hej, Christopher Robin, czy to wszystko, co od ciebie usłyszę – marne „Cześć, ciociu Thelmo”?

Chris odłożył tarczę na stos innych, już zużytych, podszedł do Thelmy, uściskał ją mocno i ucałował. Zauważył, że nie była już zrobiona na punka i powiedział:

– Rany, co ci się stało, ciociu Thelmo? Wyglądasz normalnie.

– Wyglądam normalnie? Co to ma być – komplement czy zniewaga? Zapamiętaj to sobie dobrze, mały, nawet kiedy twoja stara ciotka Thelma wygląda normalnie, to jeszcze nie znaczy, że taka jest. Jestem geniuszem komizmu, oszałamiającym gejzerem dowcipu, sławą z mojego własnego albumu z wycinkami. W każdym razie uznałam, że punk jest passé.

Zagonili Thelmę do zbierania wraz z nimi pustych łusek.

– Mama ma fantastyczne oko – powiedział dumnie Chris.

– Musi mieć – z taką praktyką. Tu jest tyle miedzi, że po wystrzelaniu takiej ilości całej armii Amazonek urosłyby jaja.

Chris odwrócił się do matki:

– Co to znaczy?

– Zgłoś się po odpowiedź za dziesięć lat – powiedziała Laura.

* * *

Kiedy weszli do domu, Laura zatrzasnęła drzwi kuchenne. Dwa rygle. Spuściła na okna żaluzję levelor – ciężką zasłonę z pasów metalu na dwóch stalowych prowadnicach – przez którą nikt nie mógł ich zobaczyć.

Thelma obserwowała te rytualne zabiegi z zainteresowaniem, ale nic nie powiedziała.

Chris wrzucił do video w salonie Poszukiwaczy zaginionej arki i ulokował się przed telewizorem z paką serowego popcornu i colą.

W sąsiadującej z salonem kuchni Laura i Thelma siadły przy stole i piły kawę; Laura równocześnie rozłożyła i czyściła rewolwer.

Kuchnia była duża, ale przytulna. Wiele tu było ciemnego dębowego drewna, dwie ściany ułożono z nie tynkowanych cegieł, na hakach wisiały miedziane garnki, miedzianą blachą był również obity wyciąg, a na podłodze leżały granatowe, ceramiczne płytki. Była to kuchnia tego samego rodzaju, jak te, w których rodziny z telewizyjnych komedii dorabiały się swych bezsensownych kryzysów i osiągały transcendentalne oświecenie (święcie wierząc w jego autentyczność) przez trzydzieści minut w każdym tygodniu, nie licząc czasu na reklamy. Nawet Laurze wydawało się dziwne, że siedzi w takim miejscu czyszcząc broń, przeznaczoną głównie do zabijania innych ludzkich istot.

– Naprawdę się boisz? – spytała Thelma.

– Zgadnij.

– Ale Danny został zabity, bo fatalnie wpakowaliście się w sam środek jakiegoś narkotykowego interesu. Tamci ludzie dawno już was zapomnieli, nie sądzisz?

– Może nie.

– No dobra, gdyby bali się, że ich zidentyfikujecie, dobraliby się do was już wcześniej.

– Wolę nie ryzykować.

– Musisz się rozluźnić, mała. Nie możesz spędzić reszty życia oczekując, że ktoś wyskoczy zza krzaków. Rozumiem, że możesz trzymać w domu broń. To chyba niegłupie. Ale czy nie masz zamiaru wychylić się kiedyś znowu na świat boży? Nie możesz targać ze sobą spluwy wszędzie tam, gdzie się wybierasz.

– Mogę. Mam pozwolenie.

– Pozwolenie na taszczenie tej armaty?

– Wkładam ją do torebki, gdziekolwiek idę.

– Jezu, jak dostałaś pozwolenie na noszenie broni?

– Mój mąż został zabity w dziwnych okolicznościach przez nieznanych osobników. Zabójcy usiłowali zastrzelić mojego syna i mnie – i dalej są na wolności. W dodatku jestem bogatą i stosunkowo sławną kobietą. Byłoby to raczej dziwne, gdybym nie mogła dostać pozwolenia na noszenie broni.

Thelma przez moment milczała, popijając kawę i obserwując Laurę, jak czyści swój rewolwer. W końcu powiedziała: