Выбрать главу

– Czy się stało coś złego?

– Coś złego działo się przez długi czas – powiedział Stefan – ale teraz wszystko będzie w porządku, jak sądzę.

Potem, kiedy niezadowolenie na twarzy Penlowskiego wzrosło, Stefan wyciągnął z kieszeni swojego kitla zaopatrzony w tłumik colt commander i dwukrotnie strzelił naukowcowi w pierś.

Anna Kaspar zerwała się z krzesła, upuszczając ołówek i notes: krzyk uwiązł jej w gardle.

Nie podobało mu się zabijanie kobiet, nie podobało mu się zabijanie kogokolwiek – ale teraz nie miał wyboru, więc strzelił do niej trzy razy; kule odrzuciły ją do tyłu na biurko, zanim głos zdążył wyrwać się jej z gardła.

Martwa, ześlizgnęła się z biurka i upadła na podłogę. Strzały nie były głośniejsze od syczenia wściekłego kota, a odgłos padającego ciała był zbyt nikły, aby zwrócić czyjąkolwiek uwagę.

Penlowski zapadł się w fotel z niewidzącym spojrzeniem i otwartymi ustami. Jedna z kul musiała przebić mu serce, a obieg krwi został prawdopodobnie natychmiast zatrzymany, gdyż na koszuli pojawiła się tylko maleńka plamka.

Stefan wycofał się z pokoju i zamknął go. Przeciął sekretariat i wyszedł na korytarz, zamykając również zewnętrzne drzwi.

Serce waliło mu jak młotem. Przez te dwa morderstwa odciął się na zawsze od swego własnego czasu, swego własnego narodu. Od tej chwili jedyne życie, jakie mu pozostało, było możliwe w czasach Laury. Nie miał odwrotu.

Z rękami i bronią wciśniętymi w kieszenie laboratoryjnego kitla skierował się do biura Janowskiego. Kiedy zbliżył się do drzwi, wyszło z nich dwóch jego kolegów. Pozdrowili go, mijając. Zatrzymał się, aby zobaczyć, czy zmierzają do biura Penlowskiego. Jeżeli tam pójdą, będzie zmuszony ich zabić.

Poczuł ulgę, kiedy zatrzymali się przy windach. Im więcej trupów zostawi za sobą, tym bardziej stanie się prawdopodobne, że ktoś potknie się o jednego z nich i ogłosi alarm, który uniemożliwi mu nastawienie mechanizmu zegarowego przy materiałach wybuchowych i ucieczkę Piorunową Drogą.

Wszedł do gabinetu Janowskiego: tu także był sekretariat. Urzędniczka siedząca za biurkiem – przydzielona, tak jak Anna Kaspar, przez tajną policję – spojrzała na niego i uśmiechnęła się.

– Czy doktor Janowski jest u siebie? – spytał Stefan.

– Nie, jest w sali dokumentów z doktorem Wołkowem. Wołków był trzecim człowiekiem, który na tyle orientował się w programie, by wyeliminowanie go stało się konieczne. To, że znajdował się teraz w tym samym miejscu, co Władysław Janowski, ułatwiało Stefanowi zadanie i było dobrym znakiem.

W sali dokumentów gromadzono i badano wiele książek, gazet, magazynów i innych materiałów, które podróżujący w czasie sprowadzali z zaplanowanych wycieczek. Właśnie w tych dniach ludzie, w których umysłach zrodziła się idea Piorunowej Drogi, pogrążeni byli w gorączkowym analizowaniu kluczowych zagadnień, których realizacja w praktyce nadałaby historii pożądany przez nich kierunek.

Zjeżdżając windą na dół Stefan wymienił tłumik w pistolecie na nowy. Pierwszy wprawdzie wyciszyłby jeszcze z tuzin strzałów, zanim jego pierścienie zostałyby zużyte, ale nie chciał go nadmiernie przeciążać. Nowy tłumik był ekstra zabezpieczeniem. Szybko wymienił również na pół opróżniony magazynek.

Parterowy korytarz był pełen ludzi, przemieszczających się z jednego laboratorium do drugiego. Dalej trzymał ręce w kieszeniach; skierował się prosto do sali dokumentów. W momencie, gdy wchodził, Janowski i Wołków stali przy dębowym stole, pochyleni nad egzemplarzem ilustrowanej gazety, zawzięcie wykłócając się półgłosem. Przerwali na moment, żeby na niego zerknąć, po czym bezzwłocznie powrócili do dyskusji – widać ocenili, że zjawił się tu, podobnie jak oni, dla przyczyn związanych z badaniami.

Stefan umieścił dwie kule w plecach Wołkowa.

Janowski osłupiał, kiedy Wołków padł na stół, rzucony tam siłą ognia prawie bezgłośnej broni.

Stefan strzelił do Janowskiego, trafiając go w twarz, po czym obrócił się i opuścił pokój, zamykając za sobą drzwi. Obawiał się, że nie będzie w stanie zapanować nad swoim głosem ani powiedzieć nic sensownego, nie odzywał się więc do żadnego z kolegów i starał się wyglądać na człowieka zagubionego w myślach, mając nadzieję, że to ostatecznie ich zniechęci. Tak szybko, jak to tylko było możliwe, lecz panując nad sobą, żeby nie zacząć biec, podszedł do wind, wjechał na drugie piętro, wpadł do swojego biura i nastawił mechanizm zegarowy zapalnika na maksymalny czas, zostawiając sobie pięć minut na dotarcie do bramy, zanim instytut nie obróci się w dymiące zgliszcza.

7.

Laurze udało się uzyskać zgodę, by Chris do czasu rozpoczęcia roku szkolnego uczył się w domu pod kierunkiem licencjonowanej nauczycielki. Nazywała się Ida Palomar i przypominała Laurze Marjorie Maine, nieżyjącą już aktorkę z rodzinnych komedii z Papą i Mamą Kettle. Ida była potężną, nieco opryskliwą kobietą o złotym sercu i jako nauczycielka sprawdzała się doskonale.

Do czasu szkolnej przerwy z okazji Dnia Dziękczynienia zarówno Laura, jak i Chris przywykli do odosobnienia, w jakim żyli. W istocie zaczęli znajdywać przyjemność w tym wyjątkowym poczuciu bliskości, które rozwinęło się między nimi w rezultacie obcowania z niewieloma innymi ludźmi.

W Dniu Dziękczynienia Thelma zadzwoniła z Beverly Hills, by złożyć im życzenia. Laura odebrała telefon w kuchni, pełnej zapachu pieczonego indyka. Chris był w pokoju dziecinnym i czytał Shel Silverstein.

– Oprócz życzeń świątecznych – powiedziała Thelma – dzwonię, żeby zaprosić was na Boże Narodzenie do mnie i Jasona.

– Jasona? – zdziwiła się Laura.

– Jason Gaines, reżyser – wyjaśniła Thelma. – Kręci film ze mną. Wprowadziłam się do niego.

– A on już o tym wie?

– Posłuchaj, Shane, ja tu jestem od dowcipów.

– Przepraszam.

– Mówi, że mnie kocha. Zwariował chyba, co? O Jezu, rozumiesz – zjawia się taki ledwie pięć lat ode mnie starszy, porządnie wyglądający facet, bez żadnych dostrzegalnych gołym okiem mutacji, świetnie zbudowany, wart grube miliony, reżyser filmowy z wielkim nazwiskiem – a więc taki facet, który mógłby mieć każdą znakomitą dupcię, kręcącą się przy filmie – i chce tylko mnie. Jasne – jest chory umysłowo, ale rozmawiając z nim nie wpadłabyś na to; mieści się w normie. Mówi, że tym, co we mnie kocha, jest mój mózg…

– Czy wie, jak poważnie jest chory?

– Znowu zaczynasz, Shane? Mówi, że kocha mój mózg i moje poczucie humoru i nawet podnieca go moje ciało – a jeśli go nie podnieca, to jest pierwszym facetem w historii, który potrafi udawać erekcję.

– Masz wspaniałe ciało.

– A, wiesz co? Zaczynam się zastanawiać, czy nie zachodzi możliwość, że nie jest aż tak strasznie, jak to do tej pory myślałam. Oczywiście tylko wtedy, kiedy uznasz kościstość za warunek sine qua non kobiecej urody. Ale jeśli nawet jestem teraz zdolna spojrzeć w lustro na moje ciało, to i tak ciągle mam tę twarz doczepioną na górze.

– Masz cudowną twarz – zwłaszcza teraz, kiedy nie jest zasłonięta tymi zielonymi i purpurowymi włosami.

– To nie twoja twarz, Shane. Ale do rzeczy. Teraz już rozumiesz, jak ogromnie mi zależy, żebyście przyjęli to zaproszenie. Choć wiem, że jak Jason cię zobaczy, to następnego ranka obudzę się przy krawężniku, w plastikowym worze w kuble na śmieci. No, co? Przyjedziecie? Kręcimy film w LA i w okolicach i większą część materiału mamy skręcić do dziesiątego grudnia. Potem Jason będzie miał kupę roboty z montażem i całym tym paskudztwem, ale podczas świąt mówimy po prostu „stop”. Chcemy, żebyście się zgodzili. Powiedz „tak”.