Выбрать главу

Piętnaście jardów; dziesięć…

Błyskawice i grzmoty na południowej stronie nieba rozpłynęły się jak poprzednim razem.

Osiągnęła szczyt wzniesienia i nawierzchnia urwała się w pół drogi do następnego wzgórza rysującego się przed nią. Przestała zygzakować, przyspieszyła. Kiedy dżip zjechał z czarnego pasa, przez moment tańczył po drodze, jakby zdumiony tą zmianą, a potem wystrzelił do przodu po pokrytym śniegiem i lodem zamarzniętym gruncie. Podskoczyli na paru koleinach, minęli płytkie zagłębienie osłonięte drzewami i pomknęli ku następnemu wzniesieniu.

W bocznym lusterku ujrzała, jak mercedes przejeżdża zagłębienie na polnej drodze i rozpoczyna wspinać się za nią po stoku. Ale kiedy dotarła do grzbietu zbocza, tamten wóz zaczął zostawać w tyle. Ślizgał się na boki, a światła jego reflektorów osunęły się z dżipa. Kierowca niepotrzebnie skontrował, zamiast właśnie skręcić w kierunku poślizgu. Koła samochodu zaczęły bezsensownie obracać się w miejscu. Zjechał nie tylko w bok, ale i dwadzieścia jardów wstecz. Tylne koła wpadły w rów odwadniający biegnący wzdłuż drogi. Promienie reflektorów podniosły się, padając teraz w poprzek polnej drogi.

– Utknęli! – zawołał Chris. – Będą potrzebowali z pół godziny, żeby się z tego wykaraskać.

Laura jechała dalej grzbietem wzgórza, w dół następnego wzniesienia, po ciemnej polnej drodze.

Choć udana ucieczka powinna przynieść jej poczucie zwycięstwa lub przynajmniej ulgę, bała się nadal. Intuicyjnie czuła, że nie są jeszcze bezpieczni, a nauczyła się ufać przeczuciom bardziej niż dwadzieścia lat temu. Tamtej nocy u McIlroya, kiedy została sama w końcowym pokoju korytarza, blisko klatki schodowej, podejrzewała przecież, że Biały Węgorz będzie chciał po nią przyjść; zostawił jej wtedy Tootsie Roli pod poduszką. Przeczucia to tylko wiadomości, które przekazuje nam podświadomość, pracująca na szaleńczych obrotach i korzystająca z informacji, jakimi wzgardziła świadomość. Coś było nie tak. Ale co?

* * *

Robili mniej niż dwadzieścia mil na godzinę po tej wąskiej, krętej, pełnej dziur i kolein, zamarzniętej polnej drodze. Droga przez moment wiła się wzdłuż nagiego, skalistego grzbietu, a potem opadała wraz ze ścianą wzniesienia, schodząc w dolinę, po bokach której drzewa rosły tak gęsto, że światła odbijały się od szeregów sosen jak od drewnianej boazerii.

Z tyłu jej obrońca majaczył niezrozumiale w gorączkowym śnie. Martwiła się o niego i chętnie przyspieszyłaby, ale nie śmiała.

Przez pierwsze dwie mile po oderwaniu się od pościgu Chris milczał. W końcu powiedział:

– U nas w domu… zabiłaś jakiegoś?

Zawahała się.

– Tak. Dwóch.

– Dobrze.

Zaniepokojona tym tonem ponurej satysfakcji, Laura powiedziała:

– Nie, Chris, zabijać nie jest dobrze. Zemdliło mnie wtedy.

– Ale oni zasłużyli na śmierć.

– Tak, zasłużyli. Ale to nie znaczy, że było miło ich zabijać. Nie było. To żadna przyjemność. Wobec takiej konieczności czułam tylko obrzydzenie. I smutek.

– Chciałbym zabić jednego z nich – powiedział z zapiekłą, zimną nienawiścią, niepokojącą u chłopca w jego wieku.

Spojrzała na niego. Z twarzą, której rysy rzeźbiły padające cienie i blady, żółty poblask idący od tablicy rozdzielczej, wyglądał na starszego niż w rzeczywistości; dojrzała w nim cząstkę tego mężczyzny, na jakiego wyrośnie.

Kiedy dno doliny stawało się już zbyt kamieniste, aby można było po nim przejechać, droga podniosła się znów, idąc za wspinającą się po ścianie półką.

Nie odrywała wzroku od trudnej nawierzchni.

– Słoneczko, będziemy musieli o tym dłużej porozmawiać. Teraz tylko chcę, żebyś posłuchał uważnie i spróbował coś zrozumieć. Na świecie jest wiele złego myślenia, takich pomylonych filozofii. Wiesz, co to jest filozofia?

– Tak jakby. Nie… chyba nie.

– Więc powiedzmy tylko, że ludzie wierzą w wiele spraw, które potem obracają się przeciw nim. Są dwa rodzaje poglądów, w które wierzą różni ludzie, a które są najbardziej niebezpieczne, najgorsze ze wszystkich. Niektórzy ludzie wierzą, że najlepszym sposobem rozwiązywania problemów jest przemoc, dlatego biją albo zabijają każdego, kto się z nimi nie zgadza.

– Tak jak ci faceci, którzy nas gonią.

– Tak. Jasne, że to są tacy ludzie. To złe myślenie, bo przemoc prowadzi do jeszcze większej przemocy. Poza tym jeżeli załatwiasz spór z bronią w ręku, to nie ma sprawiedliwości, momentu spokoju, nie ma nadziei. Rozumiesz, o co chodzi?

– Chyba tak. A jaki jest ten drugi rodzaj najgorszego myślenia?

– Pacyfizm – powiedziała. – To przeciwieństwo tego pierwszego. Pacyfista wierzy, że nigdy nie powinien podnieść ręki na inną ludzką istotę, niezależnie od tego, co zrobiła albo co ma zamiar zrobić. Gdyby pacyfista stał obok swego brata i zorientował się, że ktoś chce go zabić, to zachęcałby brata do ucieczki, ale sam nie sięgnąłby po broń i nie powstrzymałby napastnika.

– Pozwoliłby, żeby tamten facet dopadł mu brata? – spytał zdumiony Chris.

– Tak. Gdyby miało stać się najgorsze, pozwoliłby raczej, żeby jego brat został zabity, niż złamałby swoje zasady i sam został zabójcą.

– Trzeba być kopniętym.

Wjechali na szczyt wzgórza i droga znów zaczęła opadać w inną dolinkę. Gałęzie pochylonych sosen zwisały tak nisko, że uderzały o dach, śniegowe czapy spadały na maskę i przednią szybę.

Laura włączyła wycieraczki i pochyliła się nad kierownicą. Wykorzystała pretekst, jakim była zmiana ukształtowania terenu, aby nie odzywać się, dopóki nie znajdzie lepszych argumentów na wyłożenie swojego punktu widzenia. Doświadczyli wiele przemocy przez ostatnią godzinę, bez wątpienia o wiele więcej jeszcze ich czekało i ważne było, aby Chris mógł zająć wobec niej odpowiednią postawę. Nie chciała, by opanowało go przekonanie, że broń i siła mięśni mogą zastąpić umysł. Z drugiej strony nie chciała, żeby przemoc napawała go takim lękiem, że wyzbyłby się godności i w odrętwieniu marzył tylko o przetrwaniu.

W końcu odezwała się:

– Niektórzy pacyfiści to zamaskowani tchórze, ale niektórzy głęboko wierzą, że lepiej jest pozwolić na zamordowanie niewinnej osoby, niż zabić samemu, by do tego nie dopuścić. Mylą się, bo nie sprzeciwiając się złu, stają się jego częścią. Są równie podli jak facet, który naciska spust. Może nie mieści ci się to teraz w głowie, może, aby to zrozumieć, musisz to jeszcze przemyśleć, ale ważne jest, abyś pojął, że można żyć nie będąc ani zabójcą, ani pacyfistą. Staraj się unikać przemocy. Nigdy nie stosuj jej pierwszy. Ale jeżeli ktoś inny zacznie jej używać, broń siebie, przyjaciół, swojej rodziny, każdego, kto jest zagrożony. Kiedy musiałam zabić tamtych ludzi u nas w domu, to byłam od tego chora. Nie jestem bohaterką. Nie napawa mnie dumą fakt, że ich zabiłam, ale również nie wstydzę się tego. Nie chcę, żebyś ty był z tego powodu ze mnie dumny albo pomyślał sobie, że zabicie ich przyniosło mi jakąś satysfakcję, że zemsta w jakikolwiek sposób powoduje, że lżej mi znieść zabójstwo twojego taty. Tak nie jest.

Milczał.

– Czy nie za dużo wepchnęłam ci do głowy? – spytała.

– Nie. Muszę po prostu o tym przez chwilę pomyśleć. Teraz chyba niedobrze myślę. Bo chciałem zabić ich wszystkich, wszystkich, którzy mieli coś wspólnego z… tym, co się stało z tatą. Ale popracuję nad tym, mamo. Spróbuję być lepszy.

Uśmiechnęła się.

– Wiem, że będziesz, Chris.

* * *

Podczas rozmowy z Chrisem i przez parę chwil obopólnego milczenia, które potem zapadło, Laurę w dalszym ciągu prześladowało uczucie, że nie znaleźli się jeszcze poza zasięgiem bezpośredniego niebezpieczeństwa. Przejechali około siedmiu mil po biegnącej granią drodze i mieli przed sobą jeszcze milę ziemnej nawierzchni i dwie mile asfaltu, nim wrócą na drogę stanową nr 38. Im dalej się posuwali, tym bardziej rosła w niej pewność, że pominęła coś i że zbliża się następne niebezpieczeństwo.