Выбрать главу

W ciągu trzydziestu trzech lat życia nigdy jeszcze nie miała bólu głowy, który by tak szybko zmienił się z lekkiego pulsowania w skroniach w walenie młotem w czaszkę. Im bardziej usiłowała rozwikłać problem wymknięcia się eskadrze podróżujących w czasie morderców, tym silniej młot używał sobie wewnątrz jej czaszki.

W końcu powiedziała:

– Poddaję się. Chyba powinnam była przez wszystkie te lata oglądać Gwiezdną wędrówkę i czytać Roberta Heinleina, zamiast prowadzić żywot osoby dorosłej – po prostu nie jestem w stanie sobie z tym poradzić. Powiem ci, co zrobimy, żeby ich przechytrzyć – będziemy polegać na tobie. Będziesz musiał być o krok przed nimi. Chcą nas mieć martwych. Więc jak mogą nas zabić, nie stwarzając jednego z tych paradoksów? Gdzie pojawią się następnym razem… i jeszcze następnym? W tej chwili jedziemy tam, skąd przybyliśmy, obok mercedesa, i jeżeli się nie pomyliłeś, nikogo tam nie będzie. Gdzie więc pokażą się potem? Czy zobaczymy ich dziś w nocy? Myśl o tym, a kiedy ci coś zaświta, mów.

– Jasne, mamo.

Zapadł się w fotel, przez moment szeroko uśmiechnięty, a potem zagryzł wargi, włączając się na całego w tę grę.

Poza tym że, oczywiście, nie była to gra. Stawką było ich życie. Musieli wymknąć się zabójcom o niemalże nadludzkich możliwościach, a ich szansę przetrwania zależały tylko od bogactwa wyobraźni ośmioletniego chłopca.

Laura zapaliła dżipa, wrzuciła tylny bieg i cofała się paręset jardów, aż znalazła odcinek wystarczająco szeroki, by można było zawrócić. Potem skierowali się z powrotem tam, skąd przybyli, w kierunku leżącego w rowie mercedesa, w kierunku Big Bear.

Przerażenie nie miało nad nią władzy. W ich sytuacji zawarty był tak ogromny element niewiadomego – i niemożliwego do poznania – że strach nie miał tu pożywki. Przerażenie nie było podobne do szczęścia czy depresji, to było gwałtowne doznanie, które zgodnie ze swą naturą trwało krótko. Szybko traciło siły. Rosło w tobie – i albo mdlałeś, albo umierałeś ze strachu, krzycząc, aż jakieś naczynie krwionośne pękło ci w mózgu. Nie krzyczała i mimo bólu głowy nie sądziła, żeby miało jej tam coś pękać. Stan jej ducha ustabilizował się na poziomie umiarkowanego, chronicznego strachu, niewiele większego od niepokoju.

Co to była za noc. Co za rok. Co za życie.

Niesamowite wiadomości.

2.

Minęli rozkraczonego mercedesa i pojechali do końca polną drogą na północ, nie spotykając ludzi z automatami. Na skrzyżowaniu z drogą biegnącą obok jeziora Laura zatrzymała się i spojrzała na Chrisa.

– No i?

– Dopóki tylko kręcimy się tu i tam – powiedział – i dopóki jedziemy do miejsca, w którym nigdy nie byliśmy i do którego zwykle nie jeździmy, to jesteśmy całkowicie bezpieczni. Nie znajdą nas, nie mając pojęcia, gdzie moglibyśmy być. Tak jak zwyczajni włóczędzy.

Włóczędzy – pomyślała. W co ja się tu wplątałam – mieszanka H.G. Wellsa z Hill Street Blues?

– Widzisz – mówił dalej Chris – jak już daliśmy przed nimi dyla, to ci faceci szybko wrócą do przyszłości i przejrzą wszystkie oficjalne zapisy na twój temat, twoją historię i sprawdzą, gdzie się teraz pojawisz – na przykład kiedy zdecydujesz się na powrót do domu. Albo czy zaszyjesz się gdzieś na rok i napiszesz nową książkę, a potem wyjedziesz z nią na promocję. Wtedy pokażą się w księgarni, w której będziesz ją podpisywać, rozumiesz, bo będzie zapis w przyszłości: będą wiedzieli, że znajdziesz się w tym sklepie o określonym czasie w określonym dniu.

Zmarszczyła brwi.

– Chodzi ci o to, że jedyny sposób, żeby nie spotkać się z nimi do końca życia, to zmienić nazwisko, udać się na wieczną tułaczkę, nie pozostawiać po sobie ani śladu w publicznych zapisach – po prostu w tym miejscu i od tej chwili zniknąć z oficjalnej historii świata?

Miał dosyć sprytu, aby wyobrazić sobie sposób na wywiedzenie w pole podróżujących w czasie morderców, ale nie był wystarczająco dojrzały, by dostrzec, jak trudne byłoby dla nich porzucić wszystko, co posiadali i zacząć na nowo tylko z tym, co mają w kieszeniach. W pewien sposób był jak mędrzec-idiota, niezwykle przenikliwy i utalentowany w jednej wąskiej dziedzinie, a naiwny i szalenie ograniczony w innych. W sprawach podróży w czasie miał tysiąc lat, ale poza tym zbliżał się dopiero do dziewiątego roku życia.

– Nigdy nie będę mogła napisać następnej książki. Muszę przecież mieć kontakt z wydawcami i agentami, choćby telefoniczny, a to jest do sprawdzenia. I nie mogę odebrać honorariów, bo ilu bym miała pełnomocników, jak wiele bym miała różnych rachunków do transferu pieniędzy, wcześniej czy później musiałabym odebrać te pieniądze osobiście, a to zostawiłoby ślad. Więc będą mieli taki ślad w przyszłości i cofną się w przeszłość, do tego banku, i zetrą mnie z powierzchni ziemi, kiedy się tam pokażę. Jak mam podjąć nawet te pieniądze, które już posiadamy? Jak mogę gdziekolwiek zrealizować czek bez pozostawiania śladu, który znajdą w przyszłości? – zamrugała powiekami, patrząc w niebo. – Dobry Boże, Chris, jesteśmy w ślepym zaułku!

Teraz chłopiec był bezradny. Patrzył na nią niewiele rozumiejącym spojrzeniem. Nie wiedział, z jakich źródeł czerpie się pieniądze i jak odkłada się je do dalszego spożytkowania albo jak trudno w ogóle je zdobyć.

– No, przez parę dni możemy po prostu jeździć to tu, to tam, spać w motelach…

– W motelach możemy spać tylko wtedy, kiedy będę mieć gotówkę. Tylko tego potrzeba, żeby przez rachunek bankowy mojej karty kredytowej i dowód zapłaty znaleźli motel. Wtedy powrócą w czasie do tej nocy, kiedy płaciłam za nocleg, i zabiją mnie tam.

– Taak. Więc będziemy płacili gotówką. No to jemy tylko u McDonalda! Tam jest tanio i dają takie dobre jedzenie.

* * *

Wyjechali z gór, z zaśnieżonych terenów, i pojechali do San Bernardino, miasta liczącego 300 000 mieszkańców, nie napotykając po drodze morderców. Musiała zawieźć swego obrońcę do lekarza nie tylko dlatego, że miała wobec niego dług wdzięczności, ale i dlatego, ponieważ bez niego nie dowiedzą się prawdy o tym, co się stało i mogą nigdy nie wyjść ze ślepej uliczki, w jakiej się znaleźli.

Nie mogła zabrać go do szpitala, gdyż w szpitalnych archiwach jej wrogowie z przyszłości znaleźliby ślad, po którym trafiliby do niej. Musiała skorzystać z pomocy medycznej kogoś dyskretnego, kto nigdy nie ujawni ani jej nazwiska, ani niczego na temat pacjenta.

Tuż przed północą stanęła przy budce telefonicznej na stacji Shella. Telefon znajdował się za budynkiem, co było optymalną okolicznością, ponieważ nie mogła ryzykować, że obsługa zauważy stłuczone szyby lub nieprzytomnego mężczyznę.

Pomimo wcześniejszej godzinnej drzemki, którą sobie uciął, i całego podniecenia Chris spał. W części bagażowej wozu, za przednim siedzeniem, spał również ich obrońca, ale jego sen nie był ani spokojny, ani naturalny. Nie mamrotał już, ale od paru minut wciągał oddech charcząc i krztusząc się.

Zostawiła dżipa na luzie z włączonym silnikiem i poszła do budki, aby przejrzeć książkę telefoniczną. Wyrwała jedną z żółtych kart z adresami lekarzy.

Po zakupieniu u obsługującego stację planu San Bernardino zaczęła poszukiwać lekarza, który nie przyjmował pacjentów w klinice czy szpitalu, ale w gabinecie domowym, jak to dawniej czyniła większość lekarzy w małych miasteczkach, choć obecnie niewielu z nich prowadziło równocześnie praktykę szpitalną i domową. Była w pełni świadoma, że mi więcej czasu zajmie jej znalezienie medyka, tym mniejsza będzie szansa przeżycia ich obrońcy.