Wchodzili właśnie przez kutą bramę na tyły posesji po drugiej stronie uliczki, dwa domy dalej. Kiedy tam dotarła i weszła na podwórze, zauważyła, że stare krzewy zostały zasadzone wzdłuż żelaznego ogrodzenia po obu stronach bramy. Zarosły jak gęsty żywopłot i nikt z uliczki nie byłby w stanie ich dostrzec, chyba że stanąłby na wprost bramy.
Lekarz przepchnął fotel na drugą stronę domu. Dom był w stylu elżbietańskim, nie wiktoriańskim, jak u Brenkshawa, ale także mógł mieć pięćdziesiąt, sześćdziesiąt lat. Doktor minął już róg domu i zmierzał wzdłuż jego boku po podjeździe, kierując się ku następnej, tym razem dużej ulicy.
Światła rozbłyskiwały w oknach, a była pewna, że również tam, gdzie się nie zapaliły, do okien przylgnęły twarze, ale nie sądziła, żeby ktokolwiek był w stanie wiele dojrzeć.
Dotarła do Brenkshawa i Chrisa znajdujących się teraz przed domem; zatrzymała ich w cieniu jakiegoś rozrośniętego krzaka.
– Doktorku, niech pan tu zaczeka ze swoim pacjentem – wyszeptała.
Lekarz trząsł się i modliła się do Boga, żeby nie dostał ataku serca, ale zachował jeszcze nieco sił.
– Zaczekam.
Wyszła z Chrisem na następną ulicę, gdzie co najmniej kilka samochodów parkowało przy obu krawężnikach. W niebieskim świetle lampy ulicznej jej chłopiec nie wyglądał tak źle, jak się obawiała, nie był tak przerażony jak lekarz; przyzwyczajał się do sytuacji wyzwalających paniczny strach.
– Dobra, sprawdzimy te samochody. Ty bierzesz tę stronę, a ja tę dalszą. Jeżeli będą otwarte drzwi, poszukaj kluczy w stacyjce, pod siedzeniem kierowcy i za osłonami słonecznymi.
– Nie ma sprawy.
Zbierając kiedyś materiały do książki, w której drugoplanową postacią był złodziej samochodów, dowiedziała się między innymi, że przeciętnie jeden na siedemnastu kierowców zostawia na noc klucze w samochodzie. Miała nadzieję, że ta liczba zwiększy się na jej korzyść w takim miejscu jak San Bernardino; w gruncie rzeczy w Nowym Jorku, Chicago, LA i innych wielkich miastach nikt poza masochistami nie zostawiał kluczy w samochodzie, więc aby przeciętnie wypadło to jak jeden do siedemnastu, musiało być więcej ufnych ludzi wśród mieszkańców pozostałych miast Ameryki.
Usiłowała śledzić Chrisa wzrokiem, kiedy sprawdzała drzwi wozów po dalszej stronie ulicy, ale wkrótce straciła go z oczu. Z pierwszych ośmiu samochodów cztery nie były zamknięte, ale w żadnym nie było kluczyków.
Z daleka zaczęło narastać wycie syren.
To chyba odstraszy ludzi w czerni. W każdym razie było najbardziej prawdopodobne, że szukali dalej wzdłuż uliczki za domem Brenkshawa, unikając pośpiechu, aby nie wejść pod lufę.
Laura poruszała się śmiało, nie zachowując ostrożności, nie dbając, czy zostanie dostrzeżona przez mieszkańców sąsiednich domów. Ulica była wysadzona rozłożystymi palmami karłowatymi, które dobrze ją zasłaniały. A w każdym razie, gdyby ktoś obudził się o tej porze w środku nocy, to prawdopodobnie stałby teraz przy oknie na piętrze, spoglądając daleko ku domowi Brenkshawa, skąd dobiegały strzały. Nie wysilałby raczej oczu, usiłując dojrzeć między palmami, co też dzieje się na jego spokojnej ulicy.
Dziewiątym samochodem był oldsmobile cutlass i miał klucze od stacyjki pod siedzeniem. Właśnie kiedy zapaliła silnik i zamknęła drzwi, Chris znalazł się przy samochodzie od strony pasażera, prezentując jej pęk znalezionych kluczy.
– Nowa toyota – powiedział.
– Ten będzie dobry – odparła.
Syreny wyły coraz bliżej.
Chris cisnął klucze toyoty, wskoczył do oldsmobila i razem podjechali do domu stojącego po drugiej stronie ulicy, przy rogu, gdzie doktor czekał na zacienionym podjeździe. Tu światła nie zapaliły się jeszcze. Może mieli szczęście, a może w domu nie było nikogo. Podnieśli jej obrońcę z fotela i opuścili go na tylne siedzenie.
Syreny wyły teraz bardzo blisko i rzeczywiście patrol policyjny z czerwonym migającym światłem alarmowym przemknął boczną ulicą z odległej strony kwartału, zmierzając ku kwartałowi Brenkshawa.
– Z panem wszystko w porządku, doktorze? – spytała, zwracając się do niego i równocześnie zamykając tylne drzwi oldsmobila.
Opadł na fotel inwalidzki.
– Żadnej apopleksji, jeżeli tego pani się obawia. Co, do diabła, panią spotkało, dziewczyno?
– Nie mam czasu, doktorku. Muszę spływać.
– Posłuchaj – powiedział – może im nie powiem.
– Powiesz, powiesz – odparła. – Tak ci się wydaje, że nie, ale powiesz im wszystko. Gdybyś nie zamierzał im tego powiedzieć, to nie byłoby raportu policyjnego i artykułu w gazecie, a bez tego zapisu w przyszłości ci bandyci nie mogliby mnie znaleźć.
– Co oznacza ten bełkot?
Pochyliła się i pocałowała go w policzek.
– Nie mam czasu na wyjaśnienia, doktorku. Dzięki za pomoc. I przepraszam, ale muszę zabrać ci ten fotel.
Złożył go sam i wepchnął do bagażnika. Noc była teraz wypełniona wyciem syren. Siadła za kierownicą i zatrzasnęła drzwi.
– Pasy, Chris.
– Zapięte – powiedział.
Skręciła w lewo na końcu podjazdu i podjechała do dalszego końca kwartału, oddalając się od domu Brenkshawa, a zmierzając ku ulicy, którą przed momentem przemknął wóz patrolowy. Wyobraziła sobie, że jeżeli policja przyjedzie tu w odpowiedzi na doniesienia o strzałach z broni automatycznej, to będą to różne patrole przybywające z różnych obszarów miasta, więc może żaden inny wóz nie nadjedzie już tą samą drogą. Szeroka aleja była prawie opustoszała, a jedyne pojazdy, jakie dostrzegała, nie miały na dachach migających świateł. Skręciła w prawo, oddalając się coraz bardziej od domu Brenkshawa, przecinając San Bernardino i zastanawiając się, gdzie szukać schronienia.
3.
Laura dotarła do Riverside o 3.15 rano; ukradła z cichej, willowej ulicy buicka, przetransportowała do niego swego obrońcę i porzuciła oldsmobila. Podczas całej tej operacji Chris spał i trzeba go było przenosić z wozu do wozu.
W pół godziny później w innej okolicy, padając z braku snu i wyczerpania, ukradła komplet tablic rejestracyjnych z nissana. Użyła do tego celu śrubokręta z zestawu narzędziowego buicka. Tablice z nissana założyła na buicka, a tablice z tego ostatniego schowała do bagażnika, ponieważ mogły trafić do policyjnych wykazów skradzionych wozów.
Może minąć parę dni, zanim właściciel nissana zauważy brak tablic, a jeśli nawet zgłosi ich zniknięcie, policja potraktuje to doniesienie z dużo mniejszą uwagą niż kradzież samochodu. Tablice zwykle bywały odkręcane przez robiące głupie kawały dzieci lub przez chuliganów, a ich odnalezienie dla przepracowanej, zajętej poważnymi przestępstwami policji nie było sprawą najważniejszą. To jeszcze jeden pożyteczny fakt, jaki udało się jej ustalić podczas zbierania materiałów do książki, w której złodziej samochodów odgrywał jedną z drugorzędnych ról.
Zatrzymała się wystarczająco długo, aby przebrać swego obrońcę w wełniane skarpetki, buty i sweter z wykładanym kołnierzem. Teraz przynajmniej nie dostanie dreszczy. W pewnej chwili otworzył oczy, zamrugał na widok Laury i wypowiedział jej imię. Pomyślała, że dochodzi do siebie, ale potem znów stracił przytomność, mrucząc coś w języku, którego nie mogła zidentyfikować, gdyż żadne ze słów nie docierało do niej wyraźnie.
Przejechała z Riverside do Yorba Linda w Okręgu Orange, gdzie o 4:50 rano zaparkowała w rogu parkingu supermarketu Ralpha, obok miejsca, w którym organizacja dobroczynna prowadziła zbiórki dla ubogich. Zgasiła silnik i światła, odpięła pasy. Chris, nadal zapięty pasami, spał mocno z głową opartą o drzwi. Leżący na tylnym siedzeniu obrońca był wciąż nieprzytomny, choć przy oddychaniu już tak nie charczał, jak przed wizytą u Cartera Brenkshawa. Laura nie sądziła, że zdolna będzie zasnąć, miała tylko zamiar zebrać myśli i dać odpocząć oczom, ale po minucie czy dwóch już spała.