Выбрать главу

Po tym, jak zabiła przynajmniej troje ludzi, wielokrotnie znajdowała się pod ostrzałem, ukradła dwa samochody, przeżyła śmiertelny pościg przez trzy okręgi – można było oczekiwać, że jej sny będą snami o śmierci, rozszarpywanych ciałach i rozlanej krwi, a tłem dźwiękowym tych koszmarów będzie grzechot broni automatycznej. Można było przypuszczać, że będzie śniła o stracie Chrisa, bo był jednym z dwóch ostatnich źródeł światła w otaczających ją ciemnościach: on i Thelma. Przerażała ją myśl o życiu bez niego. Ale zamiast tego śniła o Dannym i nie były to koszmary, ale cudowne sny. Danny był znowu pełen życia i powtórnie przeżywali sprzedaż Shadrach za ponad milion dolarów, ale Chris był tam również i miał osiem lat, choć w istocie Chrisa nie było przecież wtedy na świecie. Świętowali jej szczęśliwy los, spędzając dzień w Disneylandzie, gdzie całą trójką zrobili sobie zdjęcie z Myszką Miki, a w Pawilonie Goździków Danny powiedział jej, że ją kocha po wieczne czasy, podczas kiedy Chris udawał, że potrafi wyłącznie chrumkać w chrząkliwym języku świń, którego nauczył się od Carla Dockweilera, siedzącego przy następnym stoliku z Niną i z ojcem Laury, a przy innym siedziały zadziwiające bliźniaczki Ackerson, zajadając lody truskawkowe z orzechami i polewą czekoladową…

Obudziła się po trzech godzinach, o 8.26. Czuła się wypoczęta zarówno dzięki duchowemu kontaktowi z najbliższymi, za który odpowiedzialna była jej podświadomość, jak i dzięki samemu snowi. Światło słoneczne padające z bezchmurnego nieba połyskiwało na chromowanych częściach samochodu i wpadało jasnymi strzałami koloru miedzi przez tylną szybę. Chris dalej spał. Na tylnym siedzeniu ranny mężczyzna nie odzyskał przytomności. Zaryzykowała szybki spacer do budki telefonicznej przy supermarkecie. Samochód miała w zasięgu wzroku. Wrzucając drobne, znalezione w torebce, zadzwoniła do Idy Palomar, prywatnej nauczycielki Chrisa z Arrowhead, aby powiedzieć jej, że nie będzie ich w domu przez resztę tygodnia. Nie chciała narażać biednej Idy na niespodziewane znalezienie się w zrytym kulami, poplamionym krwią domu, w którym z pewnością harowały już ciężko policyjne ekipy śledcze. Nie powiedziała Idzie, skąd dzwoni, niemniej jednak nie zamierzała pozostawać w Yorba Linda dużo dłużej.

Po powrocie do wozu usiadła, ziewając, przeciągając się i masując sobie kark, obserwując równocześnie, jak kilkaset stóp dalej poranni klienci wchodzą i wychodzą z supermarketu. Była głodna. Chris obudził się po niecałych dziesięciu minutach ze sklejonymi od snu oczami i nieświeżym oddechem. Dała mu pieniądze, by poszedł do sklepu i kupił torebkę słodkich bułeczek i dwa kartonowe opakowania soku pomarańczowego, co może nie było najbardziej pożywnym śniadaniem, ale miało im dostarczyć niezbędnej energii.

– A co z nim? – spytał Chris, wskazując na jej obrońcę.

Pamiętała ostrzeżenia doktora Brenkshawa o ryzyku odwodnienia pacjenta, ale wiedziała również, że nie może pozostającemu w stanie śpiączki wlewać na siłę płynów, bo zadławi się na śmierć.

– No… przynieś jeszcze jeden sok. Może uda mi się go obudzić.

Kiedy Chris wysiadł z auta, powiedziała:

– Mógłbyś kupić też coś na lunch – coś, co się nie zepsuje, powiedzmy bochenek chleba i słoik masła orzechowego. I weź jeden dezodorant i szampon.

Uśmiechnął się szeroko:

– Dlaczego nie pozwalasz mi tak jeść w domu?

– Bo jak nie będziesz odżywiał się właściwie, to będziesz miał jeszcze większy mętlik w głowie niż teraz, mój mały.

– Dziwię ci się, że nawet kiedy uciekamy przed wynajętymi mordercami, nie wzięłaś ze sobą kuchenki mikrofalowej, świeżych jarzyn i butli witamin.

– Czy chcesz przez to powiedzieć, że jestem dobrą, ale nadopiekuńczą matką? Komplement przyjęty, krytyka zostanie rozpatrzona. Teraz wynocha.

Zaczął zamykać drzwi…

Powiedziała:

– Ale, Chris…

– Wiem: uważaj.

Kiedy Chris odmaszerował, zaczęła słuchać wiadomości porannych. Wysłuchała informacji o sobie: o wypadkach w jej domu koło Big Bear, o strzelaninie w San Bernardino. Jak większość informacji i ta była niedokładna, poprzekręcana i miała niewiele sensu. Ale stanowiła potwierdzenie faktu, że policja szuka jej w południowej Kalifornii. Według reportera władze spodziewały się znaleźć ją szybko – głównie dlatego, że jej twarz była szeroko znana.

Ostatniej nocy było dla niej szokiem, kiedy Carter Brenkshaw rozpoznał ją jako sławną pisarkę Laurę Shane. Nie myślała o sobie jako o kimś sławnym; była tylko autorką powieści, prządką bajek, która na warsztacie języka tka ze słów specjalną tkaninę. Odbyła tylko jedno tournee promocyjne przy okazji pierwszej powieści; znienawidziła ten koszmar i nie powtórzyła go nigdy. Nie była też regularnym gościem telewizyjnych spotkań. Nigdy nie zachwalała żadnego produktu w reklamach TV, nigdy nie pojawiła się publicznie, aby popierać jakiegoś politycznego kandydata i – generalnie rzecz biorąc – starała się stronić od tego cyrku, jakim były środki masowego przekazu. Stosowała się do tradycji, każącej umieszczać fotografię autora na tylnej stronie okładki, ponieważ wydawało się jej to nieszkodliwe, a także dlatego, że w wieku trzydziestu trzech lat mogła bez specjalnego zażenowania stwierdzić, że jest niezwykle atrakcyjną kobietą – ale nigdy nie wyobrażała sobie, że ma (jak to określiła policja) szeroko znaną twarz.

Teraz była skonsternowana – i to nie tylko dlatego, że utrata anonimowości łatwo sprowadzi jej na kark policję. Było coś dużo gorszego: wiedziała, że osiągnięcie we współczesnej Ameryce statusu „sławy” oznacza utratę zdolności samokrytycznych i gwałtowny spadek możliwości twórczych. Niewielu pisarzy, zostawszy osobami publicznymi, potrafiło dalej pisać; większość, jak się wydawało, ulegała deprawacji w blasku jupiterów. Laura obawiała się tej pułapki prawie tak samo, jak ujęcia przez policję.

Nagle z pewnym zdziwieniem uświadomiła sobie, że jeżeli jest zdolna lękać się sławy i utraty swego artystycznego „ja”, to wciąż musi wierzyć w bezpieczną przyszłość, kiedy będzie mogła nadal pisać książki. W nocy były momenty, gdy przysięgała sobie walczyć aż do śmierci, nie poddawać się aż do krwawego końca, aby tylko uchronić swego syna – ale cały czas czuła, że ich sytuacja jest w istocie beznadziejna, ich wróg zbyt potężny i nieosiągalny, aby można było go zniszczyć. Teraz coś ją odmieniło, zwróciło ku nieśmiałemu, ostrożnemu optymizmowi.

Może to sen.

Chris wrócił z dużą paczką bułeczek posypanych cynamonem i orzeszkami, trzema opakowaniami soku pomarańczowego i pozostałymi artykułami. Zjedli bułeczki, wypili sok – i nigdy nic im lepiej nie smakowało.

Kiedy sama skończyła jeść, przesiadła się do tyłu, próbując dobudzić swego obrońcę. Bez rezultatu. Oddała trzeci sok Chrisowi i powiedziała:

– Zatrzymaj to dla niego. Prawdopodobnie niedługo się obudzi.

– Jeżeli nie może pić, to i nie może wziąć penicyliny – powiedział Chris.

– Przez parę godzin nie musi jeszcze jej przyjmować. Doktor Brenkshaw dał mu w nocy bardzo silny zastrzyk i lek jeszcze działa.

Ale była zaniepokojona. Jeżeli mężczyzna nie odzyska świadomości, to nigdy nie dowie się o prawdziwej naturze niebezpiecznego labiryntu, w którym teraz się zgubili, i może nigdy nie znaleźć drogi wyjścia.

– Co teraz? – spytał Chris.