– Z jakiego czasu pan jest? – spytał Chris, bardzo zaciekawiony, nie zwracając uwagi na krople wody, które spływały mu z mokrej głowy na twarz. – Skąd?
– Kochanie – powiedziała Laura – on jest bardzo osłabiony i nie uważam, że powinniśmy go teraz męczyć zbyt wielu pytaniami.
– Tyle w każdym razie może nam powiedzieć, mamo.
Chris zwrócił się do rannego mężczyzny:
– Z jakiego czasu pan pochodzi?
Popatrzył na Chrisa, potem na Laurę i wyraz lęku znów pojawił się w jego oczach.
– Z jakich czasów pan przywędrował? Z dwutysięcznego setnego? trzechtysięcznego?
Swym suchym jak szeleszczący papier głosem obrońca powiedział:
– Z tysiąc dziewięćset czterdziestego czwartego.
Ta odrobina aktywności wyraźnie go wyczerpała, gdyż powieki opadły mu, a głos zabrzmiał słabiej niż poprzednio. Laura była pewna, że znów zapadnie w śpiączkę.
– Co? – spytał Chris, oszołomiony odpowiedzią.
– Tysiąc dziewięćset czterdziesty czwarty.
– To niemożliwe – powiedział Chris.
– Berlin – odezwał się jej obrońca.
– Jest nieprzytomny – wyjaśniła Laura Chrisowi.
Głos zabrzmiał mu bełkotliwie od zmęczenia, ale to, co powiedział, nie pozostawiało wątpliwości.
– Berlin.
– Berlin? – powtórzył Chris. – Masz na myśli Berlin w Niemczech?
Ranny mężczyzna zasnął, ale nie była to już chorobliwa śpiączka, lecz sen niosący zdrowie. Natychmiast potwierdziło to lekkie chrapanie; tylko jeszcze na moment przed odpłynięciem w sen powiedział:
– W nazistowskich Niemczech.
4.
W telewizji leciało teraz One Life to Live, ale ani ona, ani Chris nie zwracali uwagi na tę mydlaną operę. Przysunęli oba krzesła do łóżka, aby być bliżej śpiącego mężczyzny. Chris ubrał się i włosy prawie mu wyschły, choć na karku pozostały jeszcze wilgotne pasma. Laura czuła się jak oblepiona brudem i marzyła o prysznicu, ale nie zamierzała opuścić swego obrońcy, bo mógł ocknąć się znowu i przemówić. Rozmawiała szeptem z chłopcem.
– Chris, właśnie do mnie dotarło, że gdyby ci ludzie byli z przyszłości, to czy napadając na nas nie mieliby broni laserowej albo czegoś takiego przyszłościowego?
– Nie chcieliby, żeby wszyscy zorientowali się, że są z przyszłości – wyjaśnił Chris. – Mieliby broń i ubrania pasujące do tego, co jest teraz. Ale mamo, on powiedział, że jest z…
– Wiem, co powiedział. Ale to nie ma sensu, prawda? Gdyby potrafiono podróżować w czasie w roku 1944, to chyba wiedzielibyśmy o tym teraz?
O wpół do drugiej jej obrońca obudził się i przez moment wyglądał na człowieka, który ma trudności z odnalezieniem się w tym miejscu. Poprosił jeszcze o wodę i Laura pomogła mu się napić. Powiedział, że czuje się trochę lepiej, choć jest bardzo słaby i nadal straszliwie śpiący. Poprosił też, by podnieść mu wyżej głowę. Chris wyciągnął dwie dodatkowe poduszki z szafy i pomógł matce unieść rannego.
– Jak się nazywasz? – spytała Laura.
– Stefan. Stefan Krieger.
Powtórzyła miękko to imię, niezbyt melodyjne, ale brzmiące solidnie, po męsku. To jednak nie było imię dla anioła stróża i była nieco rozbawiona, że po tylu latach, włączając w to dwa dziesięciolecia, podczas których utrzymywała, że w niego nie wierzy, dalej oczekiwała, że imię będzie miał muzykalne, nieziemskie.
– I naprawdę przybywasz z…
– Tysiąc dziewięćset czterdziestego czwartego roku – powtórzył. Wysiłek wywołany zmianą pozycji wycisnął na jego czole wyraźne krople potu. Może był to również wynik myśli o miejscu i czasie, w którym rozpoczął tę podróż.
– Z Berlina. Z Niemiec. Ale ta historia zaczyna się w Warszawie, gdzie żył i pracował wybitny polski uczony, Włodzimierz Penlowski. Jedni uważali go za geniusza, inni za szaleńca. Ja myślę, że był kompletnie szalony. Pracował nad pewnymi teoriami dotyczącymi natury czasu; zajęło mu to ponad dwadzieścia pięć lat. W 1939 roku Niemcy i Rosja wspólnie najechały na Polskę…
Według Stefana Penlowski był sympatykiem nazistów i z radością przywitał hitlerowskie armie. Być może wiedział, że otrzyma od Hitlera takie finansowe wsparcie na potrzeby swych badań, jakiego nie mógł oczekiwać od trzeźwiej myślących ludzi. Penlowski i jego najbliższy asystent, Władysław Janowski, udali się do Berlina, żeby pod osobistym patronatem Hitlera stworzyć tam instytut zajmujący się badaniem czasu. Został on otoczony taką tajemnicą, że nawet nie nadano mu nazwy. Nazywano go po prostu instytutem. Tam we współpracy z niemieckimi uczonymi, równie zaangażowanymi w badania i także wybiegającymi myślami daleko w przyszłość, finansowany przez niewyczerpane niemal fundusze Trzeciej Rzeszy, Penlowski znalazł sposób na przebicie arterii czasu i dowolne poruszanie się w krwiobiegu dni, miesięcy i lat.
– Blitzstrasse – powiedział Stefan.
– Blitz to znaczy błyskawica – powiedział Chris. – Blitzkrieg to wojna błyskawiczna, jak w tych wszystkich starych filmach.
– A w tym przypadku jest to droga błyskawic, „Piorunowa Droga” – powiedział Stefan. – Droga przez czas. Droga do przyszłości.
Dosłownie mogłaby zostać nazwana Zukunftstrasse, czyli „Droga do Przyszłości”, wyjaśniał Stefan, gdyż Włodzimierz Penlowski nie był w stanie odkryć sposobu na przesyłanie ludzi wstecz czasu od stworzonej przez siebie bramy. Można było poruszać się tylko do przodu, w swoją przyszłość, i automatycznie powracać do własnego czasu.
– Chyba istnieje jakiś kosmiczny mechanizm, który uniemożliwia podróżnym w czasie wtrącanie się do ich własnej przeszłości, jeśliby zechcieli zmieniać swoje własne życie. Rozumiecie, gdyby mogli podróżować wstecz w czasie do własnej przeszłości, to powstałyby pewne…
– Paradoksy! – wykrzyknął podniecony Chris.
Stefan wyglądał na zaskoczonego, usłyszawszy to słowo z ust chłopca.
Uśmiechając się Laura powiedziała:
– Jak ci mówiłam, rozmawialiśmy długo o twoim ewentualnym pochodzeniu i podróż w czasie okazała się najbardziej logiczna. A w Chrisie masz tu mojego eksperta od niezwykłości.
– Tak. Paradoks – zgodził się Stefan. – Tak samo to brzmi po angielsku i po niemiecku. Gdyby podróżny w czasie był zdolny powrócić do swojej własnej przeszłości i wywrzeć wpływ na jakieś zdarzenie w historii, taka zmiana miałaby potężne skutki. Odmieniłaby przyszłość, z jakiej przybył. Dlatego też nie byłby w stanie powrócić do takiego samego świata, jaki opuścił…
– Paradoks – powiedział rozpromieniony Chris.
– Paradoks – zgodził się Stefan. – Wydaje się, że natura czuje odrazę do paradoksów i dla zasady nie pozwoli, aby podróż w czasie stworzyła coś takiego. I dzięki Bogu za to. Ponieważ… przypuśćmy, że Hitler wysłałby mordercę wstecz czasu, aby zabił Franklina Roosevelta i Winstona Churchilla na długo przedtem, zanim zdążą objąć wysokie stanowiska. Wtedy wybrano by innych ludzi w USA i Anglii, ludzi miernych, z którymi łatwiej byłoby sobie poradzić i doprowadziłoby to do triumfu Hitlera w 1944 roku lub wcześniej.
Mówił teraz z takim żarem, na jaki jego stan nie pozwalał, i Laura widziała, ile kosztowało go każde słowo. Pot na jego bladym czole poprzednio prawie już wysechł, ale teraz, mimo że nawet nie gestykulował, znów pojawiły się nowe srebrzyste kropelki. Cienie pod oczami stały się jeszcze ciemniejsze. Ale nie potrafiła wykrzesać z siebie siły, by go powstrzymać od mówienia i kazać mu odpocząć, ponieważ musiała usłyszeć wszystko, co miał do powiedzenia, a i on nie dałby się uciszyć.
– Przypuśćmy, że Führer wysłałby w przeszłość morderców, którzy zabiliby Dwighta Eisenhovera, George’a Pattona, marszałka Montgomery’ego, zabiliby ich w kołyskach, kiedy byli niemowlętami, eliminując ich oraz innych, wszystkie najwybitniejsze talenty wojskowe, jakimi dysponowali alianci. Wtedy większa część świata znalazłaby się do 1944 roku w jego rękach – a w takim razie podróżni w czasie cofnęliby się, aby zabić ludzi, którzy już dawno zostali zabici i nie stanowili zagrożenia. Paradoks, rozumiecie. Ale, dzięki Bogu, natura nie zezwala na takie paradoksy, na żadne ingerencje we własną przeszłość. Gdyby było inaczej, Adolf Hitler zamieniłby cały świat w obóz koncentracyjny i w gigantyczne krematorium.