Выбрать главу

W końcu otworzył oczy.

To były piękne niebieskie oczy. Lecz były przepełnione cierpieniem.

Była mu niewyobrażalnie wdzięczna, ale nie odwzajemniała jego uczuć – przecież prawie go nie znała. Ale wyznając, że ją kocha, wyznając uczucie, które spowodowało, że zmienił jej przeznaczenie i odbył podróż przez rozległe morza czasu, aby znaleźć się przy jej boku – w jakiejś mierze odzyskał magiczną aurę, jaką niegdyś w jej oczach posiadał. Znów zdawał się wyrastać ponad zwyczajne życie: jeżeli nie bóg, to półbóg wyniesiony ponad zwyczajny status śmiertelnika na tyle, na ile wyzbyte egoizmu było jego przywiązanie.

* * *

Tej nocy Chris dzielił poskrzypujące sprężynami łoże ze Stefanem Kriegerem. Laura usiłowała zasnąć, siedząc na jednym krześle i opierając nogi na drugim.

Deszcz padał w nieustającym, kołyszącym do snu rytmie, który wkrótce uśpił Chrisa. Laura usłyszała, jak cichutko pochrapuje.

Przesiedziawszy godzinę w ciemnościach, spokojnie zapytała:

– Śpisz?

– Nie – od razu odpowiedział Stefan.

– Danny – powiedziała – mój Danny…

– Tak?

– Dlaczego nie…

– …zrobiłem drugiej wyprawy do tej nocy 1988 roku i nie zabiłem Kokoschki, zanim zdołał zabić Danny’ego?

– Tak. Dlaczego tego nie zrobiłeś?

– Ponieważ… zrozum, Kokoschka był ze świata roku 1944, więc zabicie Danny’ego i jego własna śmierć były częścią mojej przeszłości, a tego nie mogłem anulować. Gdybym usiłował dotrzeć do wcześniejszego momentu tamtej nocy, aby zatrzymać Kokoschkę, zanim zabije Danny’ego, zostałbym natychmiast cofnięty do bramy, z powrotem do instytutu, nie dostawszy się nigdzie; prawo natury nie dopuszczające paradoksów powstrzymałoby mnie przed dostaniem się tam.

Laura milczała.

– Rozumiesz? – zapytał.

– Tak.

– Godzisz się z tym?

– Nigdy nie zgodzę się z faktem jego śmierci

– Ale… wierzysz mi?

– Chyba tak, tak.

– Lauro, wiem, jak bardzo kochałaś Danny’ego Packarda. Gdybym mógł go uratować, nawet za cenę własnego życia, zrobiłbym to. Nie zawahałbym się.

– Wierzę ci – powiedziała. – Bo bez ciebie… nigdy nie miałabym Danny’ego.

* * *

– A Węgorz? – spytała.

– Przeznaczenie walczy o przywrócenie tego kształtu, jaki miało posiadać – mówił w ciemnościach Stefan. – Kiedy miałaś osiem lat, zastrzeliłem ćpuna, uniemożliwiając zgwałcenie cię i zabicie, ale los nieuchronnie pchnął cię ku innemu pedofilowi, który był potencjalnym mordercą. Willy Sheener. Węgorz. Ale los zdecydował również, że zostaniesz pisarką, że będziesz znaną autorką, która niezależnie od tego, co ja zrobię, aby zmienić twoje życie, przyniesie światu to samo posłanie. To dobry los. Jest coś przerażającego, a równocześnie uspokajającego w sposobie, w jaki różne siły próbują przywrócić przeznaczeniu jego zmieniony kształt… prawie tak, jakby we wszechświecie istniał jakiś porządek – coś, co mimo że nieprzerwanie skazuje nas na cierpienie, moglibyśmy nawet nazwać Bogiem.

Przez chwilę słuchali deszczu i wiatru oczyszczających świat.

– Ale dlaczego sam nie zająłeś się Węgorzem, zostawiając to mnie?

– Czekałem na niego pewnej nocy w jego mieszkaniu…

– Pobiłeś go ciężko. Tak, wiedziałam, że to ty.

– Pobiłem i ostrzegłem, że ma się trzymać z daleka od ciebie. Powiedziałem mu, że następnym razem go zabiję.

– Ale pobicie tylko tym mocniej pchnęło go ku mnie. Dlaczego nie zabiłeś go od razu?

– Powinienem, ale… nie wiem. Być może widziałem już tyle zabójstw i w tylu brałem udział, że… tym razem miałem nadzieję, że to nie jest konieczne.

Myślała o jego świecie wojen, obozów koncentracyjnych, ludobójstwa i była zdolna zrozumieć, skąd brała się ta nadzieja, że nie będzie musiał zabijać, choć trudno byłoby powiedzieć, że Sheener zasługiwał na to, by żyć.

– Ale kiedy Sheener napadł na mnie w domu Dockweilerów, dlaczego cię tam nie było, aby go powstrzymać?

– Następnym razem, kiedy sprawdzałem twoje życie, miałaś trzynaście lat; było to po tym, jak sama zabiłaś Sheenera i przeżyłaś. Zdecydowałem, że nie wrócę i nie załatwię tego za ciebie.

– Przeżyłam – powiedziała – ale Nina Dockweiler nie przeżyła. Może gdyby nie przyszła do domu i nie zobaczyła tego ciała, krwi…

– Może tak, a może nie. Przeznaczenie usiłuje powrócić do raz nadanego kształtu – najlepiej jak potrafi. Może umarłaby i tak. Poza tym nie zdołałbym uchronić cię przed każdym bolesnym doświadczeniem. Potrzebowałbym dziesięciu tysięcy wypraw w czasie, aby tego dokonać. A może taki stopień ingerencji nie byłby dla ciebie korzystny. Nie napotykając w życiu przeciwności, nie stałabyś się kobietą, którą pokochałem.

Zapadło między nimi milczenie. Słuchała wiatru i deszczu. W końcu odezwała się:

– Nie kocham cię.

– Rozumiem to.

– Zdaje się, że trochę powinnam.

– Nawet mnie jeszcze nie znasz.

– Może nigdy nie będę mogła cię pokochać.

– Wiem.

– Pomimo wszystkiego, co dla mnie zrobiłeś…

– Wiem. Ale jeżeli uda nam się przeżyć… cóż, jest zawsze czas.

– Tak – powiedziała. – Myślę, że jest zawsze czas.

ROZDZIAŁ VI

TOWARZYSZ NOCY

1.

W sobotę 18 marca 1944 roku w głównym parterowym laboratorium instytutu Obersturmführer SS Erich Kleitmann i jego oddział, trzech doskonale wyszkolonych ludzi, szykowali się do skoku w przyszłość i do wyeliminowania Kriegera, kobiety i chłopca. Byli odpowiednio ubrani, aby mogli uchodzić za młodych kalifornijskich menedżerów: wytworne garnitury od Yves St. Laurenta, białe koszule, ciemne krawaty, czarne miękkie półbuty od Ballego, czarne skarpetki i na wypadek słonecznej pogody – okulary Ray-Ban. Powiedziano im, że w przyszłości nazywa się to „styl mocy” i chociaż Kleitmann nie rozumiał dokładnie tego określenia, podobało mu się jego brzmienie. Ubrania zostały zakupione przez naukowców z instytutu podczas poprzedniej wycieczki w przyszłość; nic, z bielizną włącznie, nie było anachroniczne.

Każdy z tej czwórki miał przy sobie dyplomatkę od Marka Crossa – elegancki model z cielęcej skóry z pozłacanymi dodatkami. Również teczki sprowadzone zostały z przyszłości, podobnie jak schowane do dyplomatek przerobione na ogień automatyczny karabinki uzi i zapasowe magazynki.

Zespół badawczy instytutu odbył podróż do USA w rok i miesiąc, w którym John Hinckley usiłował zabić Ronalda Reagana. Oglądając w telewizji film z zamachu byli pod niezwykłym wrażeniem łatwości, z jaką agenci ochrony mogli użyć broni automatycznej, ukrytej w ich dyplomatkach. Mogli wyciągnąć swoje karabinki w ciągu jednej – dwóch sekund. Dlatego też uzi był nie tylko karabinkiem automatycznym stosowanym najchętniej przez wiele policji i armii w 1989 roku, ale i ulubioną bronią podróżujących w czasie oddziałów Schutzstaffel.