Kleitmann przeszedł szkolenie z uzi. Obdarzał tę broń takim uczuciem, jakiego nigdy nie skierował ku żadnej ludzkiej istocie. Jedyne, co go martwiło, to fakt, że był to automat zaprojektowany i wyprodukowany przez bandę Żydów w Izraelu. Z drugiej strony za parę dni nowi dyrektorzy instytutu prawdopodobnie zaaprobują włączenie uzi w świat 1944 roku i zaopatrzeni w nie niemieccy żołnierze będą mogli skutecznie odeprzeć hordy podludzi, które śmiały targnąć się na Führera. Spojrzał na zegar na tablicy programującej bramy i zauważył, że minęło siedem minut, odkąd zespół zwiadowczy wyruszył do Kalifornii 15 lutego 1989 roku. Jego członkowie mieli tam przejrzeć powszechnie dostępne źródła informacji – głównie stare numery gazet – aby uzyskać wiadomość, czy w miesiąc po strzelaninie w Big Bear i San Bernardino Krieger, kobieta i chłopiec zostali odnalezieni i zatrzymani przez policję. Potem wrócą do 1944 roku i podadzą Kleitmannowi dzień, czas i miejsce, w którym można znaleźć Kriegera i kobietę. Ponieważ za każdym razem, niezależnie od ilości czasu spędzanego w przyszłości, podróżny wracał z wycieczki dokładnie jedenaście minut od chwili wyruszenia, Kleitmann i jego oddział mieli przed sobą zaledwie cztery minuty oczekiwania.
2.
W czwartek 12 stycznia 1989 roku przypadały trzydzieste czwarte urodziny Laury i spędzili je w tym samym pokoju motelu „Szczęśliwy Drozd”. Stefan potrzebował jeszcze jednego dnia odpoczynku, aby nabrać sił i dać penicylinie czas na działanie. Potrzebował również czasu na myślenie – musiał ułożyć plan zniszczenia instytutu, a ten problem był wystarczająco zawikłany, aby niezbędne mu były długie godziny intensywnego skupienia.
Deszcz przestał padać, ale niebo dalej wyglądało jak pokryte szramami i spuchnięte. Po pierwszej, zapowiadana była następna burza – miała przyjść o północy.
Oglądali lokalne wiadomości TV, nadawane o piątej po południu, i obejrzeli reportaż o niej, Chrisie i tajemniczym, rannym mężczyźnie, którego przywieźli do doktora Brenkshawa. Policja szukała jej nadal i wszystko, na co było ją stać, to snucie przypuszczeń, że handlarze narkotyków, którzy zabili jej męża, teraz ścigali ją i syna, ponieważ mogli ich zidentyfikować, albo dlatego, że sama była w jakiś sposób zamieszana w handel narkotykami.
– Moja mama handlarką narkotyków? – powiedział Chris, oburzony tą insynuacją. – Ale z nich kupa durniów!
Choć ani w Big Bear, ani w San Bernardino nie znaleziono ciał, cała historia miała tak sensacyjny posmak, że zapewniała dalsze zainteresowanie mass mediów. Reporterzy dowiedzieli się, że w obydwu miejscach natrafiono na krew, a w uliczce za domem Brenkshawa, między dwoma pojemnikami na śmieci, na odciętą ludzką głowę.
Laura przypomniała sobie, jak po przekroczeniu sekwojowej furtki przy posesji Cartera Brenkshawa zobaczyła zaskoczonego bandytę i otworzyła do niego ogień z uzi. Seria trafiła go w gardło i twarz i wtedy pomyślała, że skoncentrowany ogień broni automatycznej mógłby gładko odrąbać głowę.
– Pozostali SS-mani wcisnęli przycisk na pasie powrotnym trupa – wyjaśnił Stefan – i odesłali ciało w przeszłość.
– Ale dlaczego nie głowę? – spytała Laura, czując obrzydzenie do tematu rozmowy, ale zbyt zaciekawiona, aby nie zadać pytania.
– Musiała potoczyć się daleko od nich, pomiędzy pojemniki na śmieci – wyjaśnił Stefan – i nie potrafili jej znaleźć w ciągu tych paru sekund, jakie mieli na szukanie. Gdyby ją znaleźli, mogliby położyć na trupie i opleść ją jego rękami. Wszystko, co podróżny w czasie ma na sobie lub ze sobą, jest zabierane w drogę. Ale w obliczu zbliżających się policyjnych syren i w ciemnościach panujących na uliczce… nie mieli czasu na znalezienie głowy.
Chris, od którego można by oczekiwać żywego zainteresowania tymi groteskowymi komplikacjami, zapadł się w krzesło, podwinął nogi i milczał. Być może złowieszczy widok odciętej głowy uczynił obecność śmierci bardziej realną niż wszystkie strzały, które były w niego skierowane.
Laura zajęła się nim jak mogła najlepiej, tuliła czule i zapewniała, że wyjdą z tego wszyscy nietknięci, ale chyba i ona sama niezbyt była przekonana, iż łatwo sobie poradzą, i pocieszała go bez wiary w skuteczność tych zabiegów.
Na lunch i kolację mieli jedzenie z chińskiej knajpy z naprzeciwka. Poprzedniej nocy nikt z tamtejszych pracowników nie rozpoznał w niej sławnej pisarki ani uciekinierki, więc czuła się stosunkowo bezpieczna. Wydawało się głupotą chodzenie gdzie indziej i narażanie na ryzyko rozpoznania.
Pod koniec kolacji, kiedy Laura opróżniła kartonowe pojemniki, Chris wyczarował dwa czekoladowe torciki i świeczki. Kupił to wszystko w supermarkecie Ralpha wczoraj rano, a następnie ukrył. Z wielką ceremonią wyniósł z łazienki torciki, każdy z zatkniętą i zapaloną żółtą świeczką. Złote iskierki dwóch płomyków jasno odbijały się w jego oczach. Uśmiechnął się szeroko, ujrzawszy zaskoczenie i radość matki. Musiała zapanować nad sobą, żeby nie wybuchnąć płaczem. Wzruszyło ją, że nawet w szponach lęku, zagrożony śmiertelnym niebezpieczeństwem, miał tyle przytomności umysłu, by pomyśleć o jej urodzinach, i tyle miłości, by chcieć sprawić jej radość. To właśnie wydawało się jej istotą związku między matką a dzieckiem.
Każdy zjadł swoją porcję tortu. Kolację miało zakończyć pięć ciastek fortuny, każde zawierające jakąś wróżbę, zapisaną na skrawku papieru. Chińczyk dołożył je ekstra do posiłku.
Oparty plecami o łóżko Stefan odczytał swoją wróżbę:
– Gdyby to mogło się sprawdzić: „Żyć będziesz w czasach pokoju i obfitości”.
– To jeszcze może okazać się prawdą – powiedziała Laura.
Rozłamała swoje ciasteczko i wyciągnęła pasek papieru.
– No, dobrze, ale myślę, że dość już tego, serdeczne dzięki: „Przygoda będzie twym towarzyszem”.
Kiedy Chris otworzył swoje ciasteczko, w środku nie znalazł wiadomości od Fortuny. Milczała.
Strach obleciał Laurę, jakby nieme ciasteczko szczęścia naprawdę znaczyło, że nie oczekuje go żadna przyszłość. Idiotyczne przesądy. Ale nie mogła odpędzić nagłej obawy.
– Masz – powiedziała szybko wręczając mu dwa pozostałe ciasteczka. – Jeżeli nie dostałeś żadnego znaku od Fortuny, to będziesz miał dwa razy więcej szczęścia.
Chris otworzył pierwsze, przeczytał je po cichu, wybuchnął śmiechem a następnie odczytał na głos:
– „Zdobędziesz sławę i bogactwo”.
– Jeśli staniesz się odrażająco bogaty, czy będziesz mnie utrzymywał, gdy będę już staruszką?
– Jasne, mamo. No… pod warunkiem, że będziesz mi nadal gotować, przede wszystkim zupę jarzynową.
– Każesz swojej starej matce zarabiać na utrzymanie, co?
Rozbawiony z tej wymiany uprzejmości, Stefan Krieger powiedział:
– Twardy z niego klient, czyż nie?
– Będzie mnie pilnował, żebym szorowała podłogi, kiedy skończę osiemdziesiątkę – powiedziała Laura.
Chris rozłamał drugie ciasteczko: „Czeka cię wygodne życie, pełne drobnych przyjemności; książki, muzyka, sztuka”.
Ani Chris, ani Stefan zdawali się nie dostrzegać, iż zapowiedzi Fortuny w ostatecznym rezultacie wykluczają się nawzajem. W pewien sposób potwierdziła to złowróżbna zapowiedź pustego ciasteczka.
Ech, chyba rzeczywiście dostajesz kręćka, Shane – pomyślała – to są tylko ciasteczka szczęścia. Naprawdę to one nic nie zapowiadają.
Po paru godzinach, kiedy zgasili światło i Chris zasnął, z ciemności Stefan odezwał się do Laury: