Выбрать главу

– Ułożyłem plan.

– Sposób zniszczenia instytutu?

– Tak. Jest bardzo skomplikowany i potrzeba nam wielu rzeczy. Nie wiem na pewno… ale podejrzewam, że prywatne osoby nie są w stanie kupić niektórych artykułów.

– Mogę dostać wszystko, czego ci trzeba – powiedziała z pewnością w głosie. – Mam dojścia.

– Potrzeba nam naprawdę dużo pieniędzy.

– To gorzej. Zostało mi tylko czterdzieści dolców i nie mogę iść do banku i wyciągnąć pieniędzy, ponieważ to zostawi ślad…

– Tak. To naprowadzi ich prosto do nas. Czy istnieje ktoś, komu ufasz i kto ufa tobie, ktoś, kto wręczyłby ci dużo pieniędzy i nie zdradził nikomu, co się stało?

– Wiesz o mnie wszystko – powiedziała Laura – więc wiesz o Thelmie Ackerson. Ale, mój Boże, nie chcę jej w to wciągać; jeżeli coś stałoby się Thelmie…

– Potrafię to tak zorganizować, żeby nic się jej nie stało – powiedział z naciskiem.

Na zewnątrz zapowiadany deszcz spadł nagłą ulewą.

Laura powiedziała:

– Nie.

– Ale ona jest naszą jedyną nadzieją.

– Nie.

– Skąd jeszcze możesz wyciągnąć pieniądze?

– Możemy ułożyć inny plan, przy którym obejdzie się bez wykładania dużej forsy.

– Zajmiemy się tym tak czy inaczej – ale pieniądze będą nam potrzebne. Twoje czterdzieści dolarów nie wystarczy nawet na jeden dzień. Ja nie mam nic.

– Nie będę narażała Thelmy na ryzyko – upierała się.

– Powiedziałem, możemy zrobić to bez ryzyka, bez…

– Nie.

– No to przegraliśmy – powiedział ponuro.

Słuchała deszczu, który w jej wyobraźni zabrzmiał jak ciężki ryk bombowców z II wojny światowej – a potem usłyszała zawodzący, szalejący tłum.

W końcu odezwała się:

– Ale jeżeli nawet zachowamy środki ostrożności, by nie narażać Thelmy, to przecież SS może ją mieć na oku? Muszą wiedzieć, że jest moją najlepszą przyjaciółką – jedyną prawdziwą przyjaciółką. Więc dlaczego nie mieliby wysłać w przyszłość jednego ze swoich zespołów, po to tylko, aby obserwować Thelmę z nadzieją, że zaprowadzi ich do nas?

– Ponieważ jest to zbyt absorbujący sposób odszukania nas – powiedział. – Mogą po prostu wysłać zespoły zwiadowcze w przyszłość, do lutego tego roku, a potem marca, kwietnia i miesiąc po miesiącu, by sprawdzały prasę, aż odkryją, gdzie pojawiliśmy się po raz pierwszy. Każda z tych wycieczek zajmuje tylko jedenaście minut ich czasu, pamiętaj, więc dzieje się to szybko i ta metoda zadziała z pewnością wcześniej czy później, ponieważ jest wątpliwe, że zdołamy przetrwać w ukryciu przez resztę naszego życia.

– Dobrze, ale…

Odczekał dłuższą chwilę. Potem powiedział:

– Wy dwie jesteście jak siostry. I jeżeli w takiej sytuacji jak ta nie możesz zwrócić się o pomoc do siostry, to do kogo masz się zwrócić, Lauro?

– Gdybyśmy mogli otrzymać od niej pomoc bez narażenia jej… Ale chyba musimy spróbować.

– Jutro od tego zaczniemy – powiedział.

To była deszczowa noc i deszcz wypełnił również jej sny i były w nich wybuchy piorunów. Obudziła się ogarnięta straszliwym przerażeniem, ale deszczowa noc w Santa Ana nie została skażona tymi jasnymi, hałaśliwymi zapowiedziami śmierci. Była to stosunkowo spokojna ulewa bez grzmotów, błyskawic i wiatru. Ale wiedziała, że nie zawsze tak będzie.

3.

Maszyneria szumiała i tykała.

Erich Kleitmann spojrzał na zegar. Dokładnie za trzy minuty zespół zwiadowców powróci do instytutu.

Dwóch naukowców, następców Penlowskiego, Janowskiego i Wołkowa, stało przy tablicy programującej, obserwując nieskończoną liczbę zegarów i wskaźników. Oświetlenie w pomieszczeniu było sztuczne. Nie ograniczono się do zaciemnienia okien – zamurowano je. Nie tyle z powodu nocnych bombardowań, ile dla zachowania tajności. Było duszno.

Stojąc w kącie głównego laboratorium, blisko bramy, porucznik Kleitmann podniecony oczekiwał podróży do roku 1989 nie tylko dlatego, że przyszłość była wypełniona wieloma cudami, ale ponieważ ta misja dawała mu szansę przysłużenia się Führerowi – szansę, jaka dana była niewielu. Jeżeli uda mu się zabić Kriegera, kobietę i chłopca, to zasłuży na prywatną audiencję u Hitlera – spotka się z tym wielkim człowiekiem twarzą w twarz. Dotknie jego dłoni i poprzez nią poczuje moc, wszechpotężną moc niemieckiego państwa i narodu, historii i przeznaczenia. Porucznik Kleitmann naraziłby się dziesięć razy, tysiąc razy na śmierć, gdyby dzięki temu miał szansę zwrócić uwagę Führera, gdyby Hitler w ten sposób stał się świadom istnienia jego osoby, nie tylko jako jeszcze jednego oficera SS, ale właśnie jako Ericha Kleitmanna, człowieka, który uratował Rzeszę przed straszliwym losem, który niemalże się spełnił.

Kleitmann nie był ideałem Aryjczyka i czuł to całą swą zbolałą duszą. Jego dziadek ze strony matki był Polakiem, wrednym słowiańskim kundlem, i Kleitmann był tylko w trzech czwartych Niemcem. Nie dość na tym; choć wszyscy jego pozostali przodkowie, w tym rodzice, mieli jasne włosy, niebieskie oczy i nordyckie rysy twarzy, Erich miał migdałowe oczy, ciemne włosy i grube, zmysłowe rysy po swym dziadku barbarzyńcy. Nienawidził swej powierzchowności i usiłował skompensować wady swego wyglądu postawą; był najbardziej czujnym nazistą, najodważniejszym żołnierzem i najbardziej gorliwym zwolennikiem Hitlera w Schutzstaffel. Było to piekielnie trudne, bo o ten honor toczył się zażarty wyścig. Czasami popadał nawet w rozpacz, że musi sprostać temu chwalebnemu zadaniu. Ale nigdy się nie poddawał, a oto teraz stał przed heroicznym skokiem, którym zasłuży sobie na Walhallę.

Chciał zabić Kriegera osobiście. Nie tylko po to, by Führer obdarzył go życzliwością, ale i dlatego, że Krieger był typem aryjskim: blond włosy i niebieskie oczy, prawdziwy nordyk w każdym calu, z dobrej zarodowej stajni. Führer został zdradzony przez człowieka, który mając taką przewagę nad Kleitmannem ośmielił się sprzeniewierzyć wodzowi. Rozwścieczało to porucznika, który w pocie czoła musiał trudzić się, aby osiągnąć wielkość, uginając się przy tym pod ciężarem kundlowatych genów.

Teraz, mając niewiele ponad dwie minuty do pojawienia się w bramie zwiadowców powracających z 1989 roku, Kleitmann spoglądał na swych trzech podwładnych, wszystkich ubranych jak młodzi menedżerowie z innej ery, i czuł na ich widok dumę i wzruszenie. Niewiele brakowało, a łzy zakręciłyby mu się w oczach.

Cała trójka pochodziła z samych nizin społecznych. Unterscharführer Felix Hubatsch, sierżant, zastępca Kleitmanna w tym małym oddziale, był synem stale zapitego tokarza i kurwy amatorki, których nienawidził. Ojciec Rottenführera Rudolpha von Mansteina był zrujnowanym junkrem, którego upadek do pozycji wieśniaka przyprawiał syna o palący wstyd. Rottenführer Martin Bracher nie znał swoich rodziców. Obaj kaprale, sierżant i porucznik Kleitmann nie urodzili się pod jednym dachem, ale mimo to spajał ich węzeł wyjątkowego braterstwa – zrozumienie, że najprawdziwsza, najgłębsza i najcenniejsza człowiecza więź nie dotyczy rodziny, ale państwa, ojczyzny i wodza, wodza, który jest ucieleśnieniem ojczyzny. A ojczyzna jest jedyną rodziną, jaka się liczy. Ta skromna cząstka wiedzy wywyższała ich i czyniła godnymi ojcostwa przyszłej rasy nadludzi.

Kleitmann dyskretnie przetarł sobie oczy, opędzając się od łez, nad którymi nie był w stanie zapanować.

Za minutę powróci oddział zwiadowczy.

Maszyneria szumiała i tykała.

4.

W piątkowe popołudnie 13 stycznia o godzinie trzeciej biała furgonetka wjechała na zlany deszczem parking motelu; podjechała prosto do tylnego skrzydła i zaparkowała tuż obok buicka ze skradzionymi z nissana tablicami rejestracyjnymi. Drzwi od strony kierowcy były poobijane, a nadproże przeżarte rdzą. Widać było, że właściciel przeprowadzał zabiegi renowacyjne w sposób chałupniczy, ponieważ część plam rdzy została przeszlifowana i zagruntowana, ale czekała jeszcze na lakierowanie, Laura obserwowała furgonetkę zza ledwie rozsuniętych zasłon. W ręce trzymała uzi.