Światła samochodu zgasły, wycieraczki zatrzymały się i w chwilę później wysiadła z niej kobieta z baranią szopą blond włosów i podeszła do drzwi numeru Laury. Zastukała trzy razy.
Stojący za drzwiami Chris spojrzał na matkę.
Laura skinęła głową.
Chłopiec otworzył drzwi i powiedział:
– Cześć, ciociu Thelmo. Jezu, co za okropna peruka!
– No, no, serdeczne dzięki – powiedziała Thelma wchodząc do pokoju i ściskając go mocno. – A co byś powiedział, gdybym ci oświadczyła, że jesteś posiadaczem koszmarnego nochala, z jakim już się urodziłeś i z jakim zostaniesz do końca życia, a ja tę perukę mam na trochę krócej? No? Co byś wtedy powiedział?
Chris zachichotał:
– Nic. Bo wiem, że mam fajny nos.
– Fajny nos? Boże kochany, ty to naprawdę przepadasz za samym sobą – to się nazywa mieć aktorskie ego.
Puściła go, obrzuciła spojrzeniem Stefana Kriegera, siedzącego na stojącym przy telewizorze krześle, i zwróciła się do Laury:
– Shane, ty widzisz tego gruchota, w jakim się tu musiałam tłuc? Czyż nie jest to dowód prawdziwej przebiegłości? Kiedy ładowałam się do mojego merca, powiedziałam do siebie: Thelma – zawsze się tak do siebie zwracam – Thelma, powiedziałam, czy w tym marnym motelu to nie wywoła niezdrowej sensacji, kiedy zwalisz się w tym wózku za sześćdziesiąt tysięcy dolarów? Więc chciałam pożyczyć samochód od naszego kamerdynera, ale wiesz, czym on jeździ? Jaguarem. Czy Beverly Hills to już strefa, w której spełniają się wszystkie marzenia? Więc musiałam wziąć tę furgonetkę ogrodnika. Ale oto jestem. A co powiesz na to przebranie?
Miała na sobie ociekającą kroplami deszczu, absolutnie zwariowaną blond perukę i okulary w rogowej oprawie, a ponadto parę sztucznych szczęk wypychających wydatnie jej wargi.
– Wiesz, tak ci chyba lepiej – powiedziała Laura, szeroko się uśmiechając.
Thelma wypluła sztuczne zęby.
– Kiedy już udało mi się dopaść takich czterech kółek, które nie przyciągałyby uwagi, uświadomiłam sobie, że ja będę przyciągała uwagę, będąc gwiazdą pierwszej wielkości itd., itd. A ponieważ mass media dokopały się faktu, że jesteśmy przyjaciółkami i już usiłowano zadawać mi jakieś pytania, odnoszące się do ciebie, o sławną, biegającą z bronią maszynową autoressę – zdecydowałam się przybyć incognito.
Rzuciła torebkę i sztuczne zęby na łóżko.
– Ten kostium miałam już na sobie osiem razy u Ballego w Vegas. Przygotowałam nową postać na występy w nocnych klubach. Taki nieprawdopodobny nieudacznik. Reakcja – boska. Publika pluła na mnie, Shane, wezwali obstawę kasyna i usiłowali wsadzić mnie do pierdla, kwestionowali moje prawo do przebywania z nimi na jednej planecie – och, byli niezbyt mili, byli niemili…
Nagle ustała w środku tego potoku słów i wybuchnęła płaczem. Podbiegła do Laury i zarzuciła jej ręce na szyję.
– Och, mój Boże, Laura, byłam taka przerażona, taka przerażona. Kiedy usłyszałam wiadomości o San Bernardino, o broni maszynowej, a potem, w jakim stanie znaleźli twój dom w Big Bear, pomyślałam, że ty… albo może Chris… tak się bałam…
Odwzajemniając się Thelmie równie gorącym uściskiem, Laura powiedziała:
– Wszystkiego się dowiesz, ale najważniejsze jest to, że jesteśmy zdrowi i cali i chyba mamy sposób na wydostanie się z tego bagna.
– Dlaczego nie zadzwoniłaś do mnie, głupia krowo?
– Zadzwoniłam.
– Dopiero dziś rano! Dwa dni po tym, jak pojawiasz się na pierwszych stronach wszystkich gazet. Mało nie oszalałam.
– Przepraszam. Powinnam zadzwonić wcześniej. Po prostu tak długo, jak się dało, starałam utrzymać cię z dala od tego.
Thelma niechętnie wypuściła ją z objęć.
– Jestem w tym, jestem w tym po uszy i bez nadziei na szybkie wyjście, ty kretynko, bo ty w tym jesteś.
Wyjęła papierową chusteczkę z kieszeni zamszowej kurtki, by wytrzeć oczy.
– Nie masz jeszcze jednej? – spytała Laura.
Thelma dała jej chusteczkę i obie wysiąkały nosy.
– Nawiewaliśmy, ciociu Thelmo – wyjaśnił Chris. – Ciężko jest być z kimś w kontakcie, jak się nawiewa.
Wciągając długi, drżący oddech, Thelma powiedziała:
– Więc, Shane, gdzie trzymasz swoją kolekcję odciętych głów? W łazience? Słyszałam, że jedna wypadła ci w San Bernardino? Niezdara. Czy to jakieś twoje nowe hobby, czy też zawsze żywiłaś uwielbienie dla piękna ludzkiej głowy nie skażonego płatającymi się dodatkami?
– Chcę, żebyś kogoś poznała – powiedziała Laura. – Thelma Ackerson, to jest Stefan Krieger.
– Miło mi pana poznać – powiedziała Thelma.
– Proszę mi wybaczyć, że nie wstaję – powiedział Stefan. – Dochodzę jeszcze do siebie.
– Jeżeli pan wybaczy mi tę perukę, wybaczę panu wszystko.
Spytała:
– To on?
– Tak.
– Twój obrońca?
– Tak.
Thelma podeszła do Stefana i ucałowała go serdecznie w oba policzki.
– Nie mam pojęcia, skąd przybywasz ani kim, u diabła, jesteś, Stefanie Krieger, ale będę kochać cię po wszystkie czasy za to, że pomagałeś mojej Laurze. – Cofnęła się i usiadła w nogach łóżka obok Chrisa. – Shane, ten mężczyzna, którego tu masz, jest wspaniały. Popatrz, jakie to cudo, założę się, że to ty go postrzeliłaś, żeby nie dał nogi. Wygląda tak, jak anioł stróż wyglądać powinien.
Stefan był zażenowany, ale Thelma była nie do powstrzymania.
– Smaczny z ciebie kąsek, Stefanku. Musisz mi wszystko o sobie opowiedzieć. Ale najpierw forsa, o którą prosiłaś, Shane.
Rozwarła gigantycznych rozmiarów torebkę i wyciągnęła gruby plik studolarowych banknotów.
Rzuciwszy na nie okiem, Laura powiedziała:
– Thelma, prosiłam cię o cztery tysiące. Tu jest co najmniej dwa razy tyle.
– Dziesięć albo dwanaście tysięcy. – Thelma mrugnęła do Chrisa i powiedziała: – Kiedy moi przyjaciele nawiewają, życzę sobie, żeby korzystali z pierwszej klasy.
Thelma wysłuchała całej opowieści ani razu nie wyrażając niewiary w przedstawioną historię. Stefanowi, zdumionemu otwartością jej umysłu, powiedziała:
– Wiesz, kiedy się przeżyło Dom McIlroya i Caswell Hall, wszechświat nie kryje już żadnych tajemnic. Podróżny w czasie z roku 1944? Phi! U McIlroya mogłabym ci pokazać kobietę wielkości kanapy, ubraną w ciuchy z okropnej tapicerki, kasującą niezłą pensję urzędnika państwowego za to, że traktowała osierocone dzieci jak robactwo. To jest powód do zdumienia.
Była wyraźnie poruszona pochodzeniem Stefana, przerażona i oszołomiona sytuacją, w jakiej się znaleźli, ale nawet w takiej chwili pozostała Thelma Ackerson, szukającą wszędzie okazji do śmiechu.
O godzinie szóstej założyła znowu monstrualne szczęki i poszła w górę ulicy, aby przynieść jedzenie z meksykańskiej restauracji.
– Kiedy uciekasz przed prawem, musisz wrzucić na ruszt trochę fasoli, żarcia dla twardych gości.
Wróciła przemoknięta. Uginała się pod ciężarem toreb i pojemniczków wypełnionych naleśnikami z rozmaitym nadzieniem. Siekana wieprzowina z soczystą sałatą, różne rodzaje mięs wymieszanych i wspólnie podsmażonych, parująca fasolka polana obficie chili, zapiekanki z żółtym serem i oczywiście chimichanga. Położyli jedzenie w nogach łóżka, a Thelma i chłopiec usiedli w głowach. Pozostała dwójka ulokowała się na dosuniętych do tego prowizorycznego stołu krzesłach.