Выбрать главу

– Thelma – powiedziała Laura – dziesięciu twardzieli nie dałoby temu rady.

– Zgadza się, ale pomyślałam sobie, że muszę zabrać też coś dla karaluchów. Gdyby nic nie dostały, mogłyby stać się niemiłe, wybiegłyby na parking i przewróciłyby wóz mojego ogrodnika. Chyba macie tu karaluchy? Myślę, że takie miluchne ustronie bez karaluchów to jak Beverly Hills bez szczurów drzewnych.

Kiedy jedli, Stefan przedstawił opracowany przez siebie plan zamknięcia bramy i zniszczenia instytutu. Thelma przerywała mu dowcipami, ale gdy skończył, była poważna.

– To jest cholernie niebezpieczne, Stefan. Tak odważne, że chyba głupie.

– Nie ma innego wyjścia.

– Rozumiem – rzekła. – Więc w czym mogę pomóc?

Zatrzymując w połowie drogi wędrującą do ust garść prażonej kukurydzy, Chris powiedział:

– Potrzebujemy cię, żebyś kupiła nam komputer osobisty, ciociu Thelmo.

Laura dodała:

– IBM PC, najlepszy model, taki jaki mam w domu, żebym nie musiała się z nim męczyć. Nie mamy czasu na uczenie się obsługi innego. Wszystko masz zapisane. Jak sądzę, mogłabym kupić go sama za pieniądze, jakie dostałam od ciebie, ale boję się pokazywać swoją twarz w miejscach publicznych.

– I będziemy potrzebowali jakiegoś miejsca do ukrycia się – powiedział Stefan.

– Nie możemy tu zostać – powiedział Chris, ciesząc się z możliwości uczestnictwa w rozmowie – to nie byłoby rozsądne, jeżeli mamy zajmować się takimi niezwyczajnymi sprawami, jak praca z komputerem. Nawet gdybyśmy bardzo się z tym kryli, pokojówka może coś zobaczyć i będzie o tym gadała, no bo to niezbyt pasuje, żebyśmy w takiej dziurze zaszywali się z komputerem.

Stefan podsunął:

– Laura powiedziała, że macie drugi dom w Palm Springs.

– Mamy dom w Palm Springs i posiadłość w Monterey i inną posiadłość w Vegas i nie zdziwiłoby mnie, gdybyśmy mieli – albo chociaż wynajmowali – jakiś własny wulkanik na Hawajach. Mój mąż jest zbyt bogaty. Więc wybierajcie, co chcecie. Tylko nie używajcie ręczników do polerowania dekli kół waszego samochodu, a jak musicie żuć tytoń i spluwać na podłogę, to nie uświńcie nam kątów, błagam.

– Tak sobie myślałam, że dom w Palm Springs byłby idealny – powiedziała Laura. – Mówiłaś, że jest na uboczu.

– Jest położony na dużym terenie, z masą drzew. W tej dzielnicy mieszkają ludzie z przemysłu rozrywkowego i nie musicie się martwić, że będą u was przesiadywać na kawie, bo sami mają mało czasu. Nikt nie będzie wam zawracał głowy.

– W porządku – powiedziała Laura. – Jest jeszcze parę innych spraw. Potrzeba nam rzeczy do przebrania się, wygodnych butów i drobiazgów niezbędnych do normalnego życia. Listę zrobiłam – wymiary i tak dalej. I oczywiście kiedy będzie po wszystkim, oddaję ci z powrotem gotówkę i to, co wydasz na komputer i inne rzeczy.

– Niech cię cholera, Shane, jasne, że mi oddasz. I czterdzieści procent odsetek. Tygodniowo. Kapitalizowane godzinowo. Plus twoje dziecko. Twoje dziecko zostaje u mnie.

Chris roześmiał się:

– Moja ciocia Rumpelstiltskin.

– Już ci zrzednie mina, kiedy zostaniesz moim dzieckiem, Christopherze Robinie. Chyba że przynajmniej zaczniesz do mnie zwracać się: „Matko Rumpelstiltskin, proszę Matki”.

– Tak jest, Matko Rumpelstiltskin, proszę Matki! – wykrzyknął Chris i zasalutował.

O wpół do dziewiątej Thelma przygotowała się do odjazdu z listą zakupów i danymi komputera.

– Wracam jutro po południu, najszybciej jak się da – powiedziała ściskając po raz ostatni najpierw Laurę, a potem Chrisa. – Naprawdę jesteście tu bezpieczni, Shane?

– Chyba tak. Gdyby odkryli, że tu jesteśmy, pojawiliby się wcześniej.

– Zapamiętaj, Thelma – powiedział Stefan – to są podróżni w czasie. Kiedy tylko zdobędą informację, gdzie się ukrywaliśmy, mogą po prostu odbyć wycieczkę w przyszłość, do momentu, w którym pojawiliśmy się tam po raz pierwszy. W istocie mogliby czekać na nas, kiedy przyjechaliśmy do tego motelu we środę. Fakt, że pozostajemy tu tak długo nie napastowani, jest najlepszym dowodem, że informacja o tej kryjówce nigdy nie przedostała się do publicznej wiadomości.

– W głowie mi się kręci – powiedziała Thelma. – A myślałam, że przebrnięcie przez kontrakt z dużą wytwórnią to wystarczająco skomplikowana sprawa!

Wyszła w noc i deszcz z peruką na głowie i okularami w rogowej oprawie na nosie, ale sztuczne, teatralne zęby schowała do kieszeni. Odjechała furgonetką swojego ogrodnika.

Wszyscy troje obserwowali ją z motelowego okna, a Stefan powiedział:

– Ona jest niezwykłą osobą.

– Tak – potwierdziła Laura. – Proszę Boga, żebyśmy nie narazili jej na żadne niebezpieczeństwo.

– Nie przejmuj się, mamo – uspokoił ją Chris. – Ciocia Thelma to twarda dupa. Zawsze tak o sobie mówi.

* * *

Tej nocy o godzinie dziewiątej, krótko po rozstaniu z Thelmą, Laura pojechała do domu Tłustego Jacka w Anaheim. Deszcz nie był już tak gęsty jak poprzednio, ale nadal siąpił monotonnie. Twarda nawierzchnia ulic błyszczała srebrem i czernią, a spływy kanałów wypluwały z powrotem nadmiar wody, w dziwacznym świetle sodowych lamp ulicznych mającej wygląd oleju. Nadciągnęła również mgła, ale nie powolutku – krokiem małego kotka, ale wślizgując się ciężko i pewnie, jak ogromny pełznący wąż.

Pozostawienie Stefana w motelu wiele ją kosztowało. Ale narażenie go na przenikliwy chłód rozpadanej, styczniowej nocy nie byłoby mądre, zważywszy jego brak sił. Poza tym byłby dla niej tylko dodatkowym kłopotem.

Chociaż Stefan pozostał w motelu, Chris towarzyszył matce – nie chciała się z nim rozstawać nawet na czas zakupu broni. Chłopiec był z nią także wtedy, gdy rok temu spotkała się z Tłustym Jackiem z okazji zakupu nielegalnie zmodyfikowanego uzi, więc grubas nie będzie zaskoczony jego widokiem. Niezadowolony – tak, gdyż nie przepadał za dziećmi, ale nie zaskoczony.

Kiedy jechali, Laura spoglądała często we wsteczne i boczne lusterka i oceniała innych kierowców z rozwagą, która nadawała nowe znaczenie pojęciu „ostrożna jazda”. Nie mogła pozwolić, by jakiś dureń, jadący z nadmierną prędkością, wyrzucił ją na pobocze. Policja zjawiłaby się na miejscu wypadku, rutynowo rzuciła okiem na tablice rejestracyjne i zanim nawet zdążyłaby ich aresztować, zmaterializowaliby się ludzie z bronią automatyczną i zabiliby ją i Chrisa.

Mimo protestów Stefana, zostawiła mu uzi. Nie chciała pozbawić go możliwości obrony. Przy sobie miała jednak chief’s special kaliber 38. A pięćdziesiąt zapasowych naboi porozkładała po zapinanych na zamek błyskawiczny kieszeniach narciarskiej kurtki.

W pobliżu Disneylandu objawił się, jak fantasmagoria, obwieszony neonami „Pałac Przyjęć z Pizzą” – duma i własność Tłustego Jacka. Wyglądał we mgle jak gwiezdny okręt z Bliskich spotkań trzeciego stopnia, spływający z chmur siłą własnego napędu. Laura odetchnęła z ulgą. Wjechała na zatłoczony parking i wyłączyła silnik. Wycieraczki przestały pracować i deszcz opadał na szybę jak szeleszczące prześcieradła. Pomarańczowe, czerwone, niebieskie, żółte, zielone, białe, purpurowe i różowe światła neonów połyskiwały w tańczących płachtach deszczu i Laura poczuła się jak w środku jednej z tych staromodnych, krzykliwych szaf grających z lat pięćdziesiątych.

Chris zauważył:

– Tłusty Jack podokładał neonów od zeszłego roku.

Wyszli z wozu i patrzyli w górę na mrugającą, pobłyskującą, drgającą kolorami, groteskowo migoczącą fasadę „Pałacu Przyjęć z Pizzą” Tłustego Jacka. Neon nie informował wyłącznie o nazwie budynku. Neonowe było również obramowanie gmachu, każdego okna, frontowych drzwi. Na dokładkę na dachu znajdowała się również para wielkich okularów słonecznych, a po drugiej stronie startowała wielka, kosmiczna rakieta. U dołu bez przerwy kłębiły się jej dymy i sypały skry, jakby wylatując z silników odrzutowych. Pizza o średnicy dziesięciu stóp była starym elementem, ale uśmiechnięta twarz klauna pojawiła się dopiero niedawno.