Выбрать главу

Był spokojny, spędzał wiele czasu na rozmyślaniu, czasem trapiony głęboką melancholią, co jak przypuszczała, było wynikiem potworności, których był świadkiem w dawnych Niemczech. Być może źródłem smutku były uczynki, które sam popełnił i których teraz żałował, uczynki, których nigdy nie zdoła odpokutować. Przecież powiedział, że w piekle i na niego czeka miejsce. Nie ujawnił niczego więcej o swojej przeszłości ponad to, co dziesięć dni temu powiedział jej i Chrisowi w motelowym pokoju. Czuła jednak, że pragnął wyznać jej wszystko, zarówno to, co rzucało na niego cień, jak i to, co stawiało go w dobrym świetle. Nie będzie niczego przed nią ukrywał, czekał jedynie, aż zadecyduje, co o nim myśli i czy chce wiedzieć więcej.

Mimo przepełniającego go głębokiego smutku posiadał żywe poczucie humoru. Potrafił znaleźć wspólny język z Chrisem i zabawiać chłopca, co Laura umiała docenić. Jego uśmiech był ciepły i delikatny.

Nie kochała go i nie sądziła, by miała go kiedyś pokochać. Zastanawiała się, z czego wynika ta pewność. Myśląc nad tym, leżała parę godzin w ciemnej sypialni, aż w końcu zaczęła podejrzewać, że jedyną przyczynę stanowił fakt, że nie był Dannym. Jej Danny był wyjątkowym mężczyzną i z nim poznała miłość tak bliską doskonałości, jak tylko świat na to pozwalał. Teraz, szukając w niej odzewu na swoje uczucie, Stefan Krieger zawsze będzie skazany na współzawodnictwo z duchem.

Dostrzegała patos tej sytuacji i była świadoma, że ona sama była kluczem do jej samotności. W głębi serca potrzebowała miłości i chciała móc ją dawać, ale w ich wzajemnym stosunku ze Stefanem dostrzegła tylko jego nieodwzajemnione uczucia i jej nadzieje – niespełnione.

Obok niej Chris zamruczał we śnie, a potem westchnął.

Kocham cię, mój najdroższy, pomyślała. Kocham cię tak bardzo. Jej syn, jedyne dziecko, jakie mogła mieć, był teraz najważniejszą sprawą w jej życiu – teraz i w dającej się przewidzieć przyszłości. To głównie ze względu na niego uparcie nie poddawała się losowi. Jeżeli coś miałoby spotkać Chrisa, Laura wiedziała, że nie potrafiłaby już znaleźć pocieszenia w czarnym humorze życia. Świat, w którym tragedia i komedia były ze sobą tak nierozłącznie splecione, stałby się dla niej wyłącznie miejscem tragedii, zbyt czarnej i ponurej, aby mogła być jej widzem i uczestnikiem.

11.

Trzy ulice za kościołem Kleitmann ustawił białą toyotę przy krawężniku, parkując w bocznej uliczce Palm Canyon Drive, w centrum handlowym miasta. Tłumy ludzi spacerowały po ulicach, oglądając wystawy. Niektóre z młodych kobiet nosiły szorty i krótkie koszulki, niedbale odsłaniające ciało w sposób niespotykany w jego własnej erze, co Kleitmann uważał nie tylko za rzecz skandaliczną, ale i krępującą. Pod żelazną pięścią Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotniczej z Führerem na czele, takie bezwstydne zachowanie nie byłoby dozwolone; triumf Hitlera stworzy w rezultacie inny świat, w którym moralność będzie ściśle pilnowana, w którym te obnażone, nie noszące biustonoszy kobiety będą mogły paradować tylko narażając się na więzienie i reedukację, gdzie dekadenci nie będą tolerowani. Kiedy patrzył na ich pośladki, prężące się pod ciasnymi szortami, na swobodnie kołyszące się pod cienką tkaniną T-shirtów piersi, najbardziej doskwierało mu rozpaczliwe pragnienie, aby posiąść każdą z tych kobiet, nawet gdyby miały być szczątkami zdegenerowanej rasy, którą rozdepce kiedyś but Wodza.

Siedzący obok Kleitmanna Rudi von Manstein rozwinął mapę Palm Springs, dostarczoną mu przez zespół zwiadowczy, który zlokalizował miejsce pobytu kobiety i chłopca. Zapytał:

– Gdzie uderzamy?

Z wewnętrznej kieszeni swej marynarki Kleitmann wyciągnął złożoną kartkę papieru, którą doktor Juttner wręczył mu w laboratorium, rozwinął ją i zaczął czytać na głos:

– Droga stanowa 111, w przybliżeniu sześć mil na północ od granic miasta Palm Springs. Kobieta zostanie zaaresztowana przez policjanta z patrolu drogowego policji kalifornijskiej. Czas: jedenasta dwadzieścia, środa rano, 25 stycznia. Będzie prowadziła czarnego buicka riviera. Chłopiec będzie przy niej; zostanie oddany pod opiekę kuratora. Krieger może być z nimi, ale co do tego nie ma pewności, może wywinąć się policjantowi, ale nie wiadomo jak.

Von Manstein wyznaczył już trasę, którą wyjadą z Palm Springs na szosę 111.

– Mamy trzydzieści jeden minut – powiedział Kleitmann, zerkając na zegar na desce rozdzielczej.

– To będzie łatwe zadanie – osądził von Manstein. – Zajmie nam najwyżej piętnaście minut.

– Jeżeli znajdziemy się tam wcześniej – powiedział Kleitmann – zdołamy zabić Kriegera, zanim wymknie się policji drogowej. W każdym razie musimy dostać się tam, zanim kobieta i chłopiec zostaną aresztowani, bo będzie dużo trudniej dobrać się do nich, kiedy już wpakują ich do pudła.

Obejrzał się, omiótł spojrzeniem Brachera i Hubatscha na tylnym siedzeniu.

– Zrozumiano?

Obydwaj kiwnęli twierdząco głowami, ale sierżant Hubatsch klepnął się jeszcze po kieszonce na piersi i spytał:

– Panie poruczniku, a co z okularami?

– O co chodzi? – spytał niecierpliwie Kleitmann.

– Powinniśmy teraz je nałożyć? Może ułatwi nam to wtopienie się w tłum tutejszych obywateli? Obserwowałem ludzi na ulicach i choć wielu z nich nosi okulary, to jednak część nie.

Kleitmann spojrzał na pieszych, usiłując zachować zimną krew na widok skąpo ubranych kobiet, i stwierdził, że Hubatsch miał rację. Co więcej, zauważył, iż żaden z ludzi w zasięgu jego wzroku nie prezentował na sobie „stylu mocy”, preferowanego przez młodych menedżerów. Czyżby wszyscy młodzi menedżerowie byli o tej porze w swoich biurach? Bez względu na przyczynę, dla której nie widziało się ani ciemnych garniturów, ani czarnych półbutów od Ballego, nawet wewnątrz samochodu Kleitmann czuł się ze swymi ludźmi jak na widelcu. Ponieważ wielu przechodniów nosiło okulary słoneczne, zdecydował, że założenie własnych pozwoli mu zamanifestować przynajmniej jedną wspólną cechę z częścią miejscowej społeczności.

Kiedy porucznik nałożył swoje ray-bans, podobnie zrobili von Manstein, Bracher i Hubatsch.

– W porządku, ruszamy – powiedział Kleitmann.

Ale zanim zdążył spuścić hamulec ręczny i wrzucić bieg, ktoś zapukał w okno od strony kierowcy, tuż przy jego głowie. Był to policjant z Palm Springs.

12.

Laura czuła, że tak czy inaczej czekająca ich próba ogniowa wkrótce nadejdzie. Uda im się zniszczyć instytut albo sami zginą podczas tych usiłowań. Dotarła już prawie do punktu, w którym marzyła tylko, aby strach przestał ją dręczyć, bez względu na cenę, jaką przyjdzie za to zapłacić.

W środę rano, 25 stycznia, Stefan nadal odczuwał promieniujący z głębi ból, ale nie był on już tak ostry jak poprzednio. Ramię i ręka nie drętwiały, co znaczyło, że kula nie uszkodziła żadnego nerwu. Ponieważ ostrożnie ćwiczył każdego dnia, odzyskał ponad połowę swojej normalnej władzy w lewej ręce, wystarczająco, aby nabrać pewności, że zdoła wykonać swój plan. Ale Laura czuła, że obawia się czekającej go wyprawy.

Założył powrotny pas Kokoschki, wyjęty z sejfu tamtej nocy, kiedy ranny Stefan pojawił się na jej progu. Wciąż jeszcze widoczny niepokój zastąpiła teraz żelazna determinacja.

O godzinie dziesiątej każde z nich, w tym również Chris, zażyło dwie pigułki, które miały ich zabezpieczyć przed efektem działania gazu paraliżującego – vexxonu. Popili je sokiem pomarańczowym o wysokiej zawartości witaminy C.