Выбрать главу

Laura ujrzała, jak morderca unosi broń…

* * *

W głównym laboratorium Stefan podniósł umocowaną na zawiasach pokrywę automatycznego urządzenia rejestrującego wycieczki w czasie.

Zapis na szpuli dwucalowej białej taśmy wskazywał, że dziś wieczór brama zostanie wykorzystana w celu wycieczki do 10 stycznia 1989 roku, co oznaczało wyprawę Heinricha Kokoschki w góry San Bernardino, kiedy to zabił Danny’ego Packarda. Taśma miała naniesiony automatyczny zapis ośmiu wypraw do roku 6 000 000 000 n.e. – pięciu ludzi i trzy tobołki ze zwierzętami doświadczalnymi. Również zanotowane były dwie wycieczki Stefana: 20 marca 1944 roku z podaną długością i szerokością geograficzną schronu w pobliżu St. James Park w Londynie; 21 marca 1944 roku z dokładną – długością i szerokością geograficzną bunkra Hitlera. Była też naniesiona lokalizacja docelowej wycieczki, którą już przygotował, ale jeszcze nie odbył: Palm Springs, 25 stycznia 1989. Porwał taśmę, schował skrawki do kieszeni i założył nową szpulę. Nastawił już zegary tablicy programującej, aby skasowały się i zaczęły pracę od zera, kiedy przekroczy bramę. Zorientują się, że ktoś manipulował przy mechanizmie zapisującym, ale obciążą tym Kokoschkę i innych dezerterów, podejrzewając ich, że chcieli zatrzeć ślady.

Zamknął pokrywę i zapiął plecak, pełen tomów dzieła Churchilla. Przerzucił przez ramię pasek od uzi i podniósł pistolet z tłumikiem ze stołu laboratoryjnego.

Szybko omiótł wzrokiem pomieszczenie, aby upewnić się, że nie zostawił niczego, co mogłoby zdradzić jego dzisiejszą obecność. Wydruki z IBM miał zwinięte w kieszeni dżinsów. Pusty cylinder vexxonu dawno już wysłał do przyszłości, gdzie Słońce umarło lub jeszcze konało. Chyba nie zaniedbał niczego.

Wkroczył do bramy i dotarł do punktu transmisji czując, jak po raz pierwszy od wielu lat napełnia go nadzieja. Zapewnił zniszczenie instytutu i klęskę nazistowskich Niemiec poprzez serię machinacji w czasie i przestrzeni godnych Machiavellego. On i Laura na pewno poradzą sobie z tym pojedynczym oddziałem SS, który znajdował się gdzieś w Palm Springs w 1989 roku.

* * *

Sparaliżowana, leżąc na pustynnej skale, Laura chciała krzyknąć „Nie!” – jej głos nie był jednak głośniejszy niż szept. Nie miała ani sił, ani powietrza w płucach, żeby krzyczeć.

Automatyczny karabinek zaniósł się serią wymierzoną w Chrisa. Przez moment uwierzyła, że chłopiec wyrwie się poza jego zasięg, ale była to ostatnia, nieprawdopodobna mrzonka, bo to był tylko chłopiec, mały chłopiec na krótkich nóżkach i rozrzucony początkowo płaszcz kul zaraz otulił go pewnie, pociski przeszyły równym ściegiem środek kruchych pleców, wduszając go w piasek. Upadł, nieruchomiejąc w pulsującej kałuży krwi.

Cały nieodczuty ból jej zrujnowanego ciała był niczym wobec udręki, jaka przeszyła ją na widok martwego ciała jej chłopczyka. Przy wszystkich tragediach swojego życia nie zaznała takiego cierpienia. Było to tak, jakby przeżyła znów wszystkie straty – matki, której nigdy nie poznała, jej ukochanego ojca, Niny Dockweiler, łagodnej Ruthie i Danny’ego, za którego chętnie oddałaby własne życie – w tym nowym okrucieństwie losu. Nie tylko przeżywała rozpacz z powodu śmierci Chrisa, ale na nowo odczuła straszliwe męczarnie, jakie przyniosły jej wszystkie tamte odejścia. Leżała sparaliżowana i bez czucia, ale w mękach, zmiażdżona duchowo, w końcu złamana i bezsilna na nienawistnym kole fortuny, wyprana z odwagi i nadziei. Bez celu w życiu. Jej chłopiec nie żył. Nie udało się jej go uratować, a z nim zniknęła cała radość życia. Czuła się okrutnie samotna w zimnym, wrogim wszechświecie i wszystko, czego oczekiwała, to śmierć, pustka, bezgraniczna nicość i wreszcie koniec tego wszystkiego, wszystkich strat i smutków.

Zobaczyła zbliżającego się bandytę.

Powiedziała:

– Zabij mnie, proszę, zabij mnie, skończ ze mną – ale jej głos był tak nikły, że chyba nie docierał do niego.

Po co miała żyć? Po co przeszła przez te wszystkie tragedie? Po co cierpiała i trzymała się życia, jeżeli jedynym kresem miało być to? Jaki okrutny rozum krył się za działaniami wszechświata? Dlaczego zmuszono ją do walki, która nie miała żadnego sensu, która nie zmierzała do żadnego celu?

Christopher Robert był martwy.

Czuła spływające po twarzy łzy, ale to było wszystko, co czuło jej ciało – to i szorstkość skały pod prawym policzkiem.

W paru krokach bandyta był przy niej, stanął i kopnął ją w bok. Wiedziała, że ją kopnął, bo patrzyła na swoje nieruchome ciało i zobaczyła, jak jego stopa uderza ją w żebra, ale nie czuła niczego.

– Zabij mnie – wymamrotała.

Nagle ogarnęła ją groza, że przeznaczenie będzie usiłowało zbyt wiernie trzymać się wyznaczonego dla niej planu, że spędzi życie przykuta do wózka inwalidzkiego, od którego wybawił ją Stefan, zmieniając okoliczności jej narodzin. Chris był dzieckiem, które nigdy nie było częścią planów przeznaczenia i teraz został wytarty z życia. Ale ona nie musiała być wymazana, gdyż jej przeznaczone było życie w kalectwie. Ujrzała wizję swojej przyszłości: przeżyje, ale jej nogi lub całe ciało zostanie sparaliżowane; przeżyje skazana na wózek inwalidzki i na coś jeszcze gorszego – na życie w nieszczęściu, gorzkie wspominanie, bezgraniczny smutek, nieznośną tęsknotę za swym synem, mężem, ojcem, za wszystkimi, których straciła.

– Och, Boże, proszę, proszę, zabij mnie.

Stojący nad nią bandyta uśmiechnął się i powiedział:

– No, chyba muszę być jednak wysłannikiem boskim.

Zaśmiał się jeszcze głośniej i jeszcze okrutniej.

– W każdym razie wysłucham twojej modlitwy.

Błysnął piorun i huk przetoczył się nad pustynią.

* * *

Dzięki obliczeniom przeprowadzonym na komputerze Stefan powrócił na to samo miejsce na pustyni, z którego wyruszył do roku 1944, dokładnie w pięć minut po tym, jak znikł. Pierwszą rzeczą, którą zobaczył w oślepiającym blasku pustynnego światła, było zakrwawione ciało Laury i stojący nad nią bandyta z SS. Potem ujrzał Chrisa.

Bandyta zareagował na grom i błyskawicę. Zaczął rozglądać się w poszukiwaniu Stefana.

Stefan nacisnął trzy razy przycisk na swoim powrotnym pasie. Ciśnienie natychmiast wzrosło; smród gorących przewodów i woń ozonu wypełniły powietrze.

Zbir z SS dojrzał go, podniósł automat i otworzył ogień. Pierwsze kule padły daleko od Stefana, ale kolejne uderzały coraz bliżej.

Zanim doszły celu, Stefan wyskoczył z roku 1989 i powrócił do instytutu, do nocy 16 marca 1944 roku.

* * *

– Gówno! – zaklął Kleitmann, kiedy Krieger wyślizgnął się nietknięty i zniknął w strumieniu czasu. Bracher nadbiegł od toyoty, krzycząc:

– To on! To był on!

– Wiem, że to był on – wycedził Kleitmann, kiedy tamten dotarł do niego. – A kto by to miał być – Jezus w swoim drugim przyjściu?

– Czego chciał? – zastanawiał się Bracher. – Co on wyczynia tam, skąd się zjawił, o co w tym wszystkim chodzi?

– Nie wiem – powiedział ze złością Kleitmann. Spojrzał w dół na ciężko ranną kobietę. – Wiem tylko, że jak zobaczył ciebie i trupa twojego chłopaka, to nawet nie próbował mnie zabić za to, co zrobiłem. Zwinął się i uciekł, ratując własną skórę. Co teraz myślisz o swoim bohaterze?

Prosiła tylko o śmierć.

Cofając się od niej na krok, Kleitmann rzucił: