Выбрать главу

Pół godziny później podszedł do niego doktor Mason Crocker.

– Wydaje się, że fizycznie wszystko z nią w porządku, szeryfie. Prześwietlenie nic nie wykazało. Nie ma śladu żadnych złamań ani obrażeń wewnętrznych. Może cierpieć na wstrząs pourazowy i myślę, że jest pod wpływem narkotyków. Coś jest nie tak z jej oczami, są rozszerzone i mgliste. Jest niespokojna i ma wysokie ciśnienie. Nie wiem, co to za narkotyk, rzadko spotyka się takie objawy. Posłaliśmy jej krew na badania toksykologiczne.

– Myśli pan, że została podtruta? Doktor Crocker wzruszył ramionami.

– Nie mogę tego wykluczyć. Ale wydaje się, że ona już z tego wychodzi. Jednak będziemy musieli zatrzymać ją na obserwacji.

– Tak, proszę ją dokładnie zbadać.

– Powiedział pan, że znalazł ją w lesie.

– Tak. Właściwie to Brewster ją znalazł.

– Nie miała przy sobie żadnych dokumentów?

– Gdzieś w lesie może leżeć jej torebka, ale powiedziała mi, że nigdy jej ze sobą nie brała, chociaż nie pamięta, co robiła. Jutro poślę chłopców na poszukiwania.

Ona nie pamięta, kim jest, jak się zraniła ani jakim cudem znalazła się nieprzytomna w lesie.

– Myśli pan, że udaje?

Doktor Crocker potrząsnął głową.

– Nie sądzę. To może być amnezja histeryczna. Utrata pamięci dotyczy tylko konkretnych wydarzeń, bo ona wie, kto jest prezydentem i jak kiepsko grają Redskini. Czasami ludzie, którzy zostali ciężko skrzywdzenia albo sterroryzowani, muszą na jakiś czas o tym zapomnieć, taka reakcja obronna organizmu. Mam nadzieję, że ta kobieta nie uciekła z Więzienia Dobbsa.

– Też mam taką nadzieję. Zadzwonię do nich i poproszę, żeby sprawdzili. To był żart.

– Może była na pikniku czy coś.

– W taką pogodę?

Może jest z Kalifornii. Wie pan, szeryfie, jeśli ktoś uderzył ją w głowę, żeby ją obrabować, mógł ukraść dokumenty.

– Tak, wpadłem na to – powiedział Dix, unosząc brew.

– To co pan z nią zrobi? Jeśli wszystko będzie w porządku, jutro rano ją wypuścimy.

– Pomyślę o tym. Życzę panu nudnej nocy, doktorze.

Rozdział 5

– Dziękuję za podwiezienie, Penny – powiedział Dix do trzydziestoletniej policjantki, która umiała się boksować i była żoną dyrektora zakładu pogrzebowego. – Mam nadzieję, że masz mnóstwo gorącej kawy.

– Tommy nie wypuściłby mnie z domu, gdybym nie zabrała jego gigantycznego termosu wypełnionego po brzegi tą lurą, która on nazywa kawą. Nic mi nie będzie, szeryfie.

Brewster i obaj chłopcy czekali na niego spragnieni wszystkich krwawych szczegółów. Dopiero po pierwszej Dix, z psem przytulonym do pleców, wreszcie zasnął.

Następnego ranka śnieg osłabł, w ciągu nocy napadało go nie więcej niż stopę. Dix zabrał się do robienia śniadania, a chłopcy odśnieżyli podjazd i pobiegli do lasu, gdzie znalazł kobietę. Brewster dowodził wyprawą, co oznaczało, że ganiał wokół nich, aż zupełnie opadł z sił. Rob przyniósł psiaka do domu i położył w kuchni obok ciepłego pieca.

– Omal się nie udusił w zaspie, tato. Chyba ma dosyć. Nie znaleźliśmy portfela tej pani ani torebki, ani niczego. Za dużo śniegu.

– Dziękuję, że szukaliście. Siadajcie, śniadanie gotowe. Jeżeli Dix w czymś był naprawdę dobry, to w robieniu śniadań. Cały dom pachniał smażonym bekonem, jajkami, owsianką z brązowym cukrem i mufinkami z czarną borówką.

O dziesiątej chłopcy wyszli z sankami przerzuconymi przez ramię i skierowali się ku Wzgórzu Breakera, gdzie zbierze się połowa nastolatków z Maestro razem z kilkorgiem co bardziej surowych rodziców. Dix dokończył odśnieżanie podjazdu i pojechał do szpitala. Po drodze wstąpił na posterunek, ale na szczęście nie było większych katastrof, żadnych karamboli ani zerwanych linii wysokiego napięcia.

Nikt też nie znalazł porzuconego samochodu, nie zgłoszono zaginięcia żadnej kobiety. Nikt o odpowiednim rysopisie nie zameldował się w żadnym pobliskim motelu ani hotelu. Dix oczekiwał, że kobieta zatrzymała się w motelu Buda Baileya, gdzie na ogół gościli przyjezdni. Najwyraźniej ktoś ją uderzył. Zostawili ją samą w lesie czy udało się jej uciec i zemdlała? Potrzebował tylko jej samochodu. Czy napastnicy mogli uderzyć ją w głowę, a potem odjechać jej autem? Ukryć je gdzieś?

Może przyjechała tu w jakimś konkretnym celu, który komuś się nie spodobał. A może ktoś przewiózł ją kawał drogi od miejsca, w którym została zaatakowana.

Główne drogi zostały już odśnieżone, a padający drobny śnieg nie powinien przysporzyć problemów. Ale prognozy zapowiadały duże opady po południu.

Zadzwonił Emory, żeby sprawdzić, co się dzieje.

– Ktoś musiał ją widzieć – powiedział Dix. – Sprzedał jej benzynę, jedzenie, cokolwiek.

– Może nie przyjechała tu sama.

– Gdyby tak było, ktoś już na pewno zgłosiłby jej zaginięcie.

Emory westchnął.

– Może to jej staruszek próbował się jej pozbyć.

– Nie miała obrączki.

– Ja też nie noszę, szeryfie, a jestem tak żonaty, że Marty może kończyć za mnie zdania.

– To dziwne, ale ona nie wydawała mi się zamężna. Emory nie zrozumiał, co szeryf miał na myśli, ale nie drążył tematu.

Dix znalazł doktora Crockera w pokoju pielęgniarek na drugim piętrze, mężczyzna był jeszcze bardziej wymięty niż wczoraj, stetoskop niemal spadał mu z szyi.

– Był pan w ogóle w domu zeszłej nocy, doktorze?

– Nie, nie opuszczałem szpitala od sześciu tygodni. Żartuję, szeryfie. Nasza pacjentka bardzo się stara tego nie okazywać, ale jest przerażona, co zrozumiałe po takiej nocy. Poza tym wciąż nie pamięta, kim jest ani w jaki sposób znalazła się w twoim lesie. Rana na głowie nie jest groźna. Mamy weekend, więc większość wyników dostaniemy dopiero w poniedziałek.

Dix zadał doktorowi Crockerowi jeszcze parę pytań, po czym poszedł do pokoju dwieście czternaście. Sala była dwuosobowa, ale kobieta była sama. Siedziała, oglądając wyciszone kreskówki w telewizji. Na skroni miała biały plaster, nic więcej. Nie ruszała się.

– Liczysz w metrach? – spytała, zobaczywszy go.

– Słucham? W metrach? Nie, w stopach i calach, jak większość Amerykanów. Dlaczego pytasz?

– Przed chwilą mi to wpadło do głowy. Zdałam sobie sprawę, że bez trudu przeliczam na metry i centymetry i z powrotem. Nie mówię, jakbym była z Europy, prawda?

– Nie, jesteś Amerykanką do szpiku kości. Powiedziałbym, że z okolic Waszyngtonu w stanie Maryland.

– Może jestem nauczycielką matematyki i uczę systemu metrycznego.

– Może. Wygląda na to, że już niedługo sobie wszystko przypomnisz, ale nie forsuj się, dobrze? Zrelaksuj się. Jak twoja głowa?

– Boli, ale dam sobie radę.

Dziwne, ale wydawało mu się, że ona ze wszystkim sobie poradzi. Dix wyjął z kieszeni małe czarne pudełko, otworzył je i rozłożył przyrządy na stoliku przy łóżku.

Kobiet patrzyła przez chwilę, po czym spytała: