– Zamierzasz pobrać moje odciski palców?
– Tak. Mam taki przenośny zestaw, którego używam, kiedy ktoś nie może przyjść na posterunek. Może miałaś pracę, która wymagała rejestracji odcisków.
– Mogę być w NCIC? * – Gdy tylko wypowiedziała te słowa, zmarła.
– NCIC… Wiesz, co to znaczy?
Widział, że kobieta bardzo się stara, i uniósł dłoń.
– Nie, przestań. Prześlę twoje odciski do IAPIS. To Zintegrowany System Identyfikacji Linii Papilarnych. Jeśli jesteś jednym z czterdziestu milionów pracowników służby cywilnej, otrzymamy odpowiedź w ciągu dwudziestu czterech godzin.
– Zapomniałam, jak masz na imię.
– Dixon Noble. Jestem szeryfem Maestro.
– Maestro. Jaka dziwna nazwa. Czarująca, ale dziwna.
– Lepsze niż Tulipan w Montanie.
Uśmiechnęła się, ale z jej oczu nie zniknął ból. Znał to spojrzenie, znał aż za dobrze. I prawie czuł, jak kobieta usiłuje opanować panikę.
– Chcesz aspirynę?
Nie, aż tak bardzo nie boli. Słyszałam, jak pielęgniarki o mnie rozmawiały. Zastanawiały się, co lekarze ze mną zrobią.
– To żaden problem – powiedział Dix. – Zabieram cię do domu.
Pielęgniarka uparła się, żeby kobieta dojechała do drzwi wyjściowych na wózku. Gdy usiadła w fotelu pasażera w range roverze, przyjrzała się szeryfowi, który wycofywał auto z parkingu, po czym wpatrzyła w jaskrawe, poranne słońce, odbijające się od śniegu.
– Ten widok jest taki piękny i wydaje się znajomy, więc chyba nie jestem z Arizony.
– A to ciekawe. Jakaś część ciebie czuje się dobrze przy tej okropnej pogodzie.
– Raczej żałosne.
– Moi chłopcy szukali w lesie, tam, gdzie cię znalazłem, ale na nic nie natrafili. Na dziś popołudnie zapowiadali więcej śniegu, ale wygląda na to, że spece od pogody znowu się pomylili. Później przyjdzie Emory i zrobi ci kilka zdjęć. Pokażemy je wszystkim w okolicy. Ktoś musiał cię widzieć, ktoś na pewno cię zapamiętał.
– Jestem prawie pewna, że nie mieszkam w okolicy, więc musiałam gdzieś wynająć jakiś pokój. Podoba mi się twój samochód – powiedziała, zaskakując go. – range rovery świetnie trzymają się drogi, ale kiedy jadę jako pasażer i trasa jest wyboista, robi mi się w nich niedobrze.
– A jaki masz 'samochód?
– Bmw. No tak, świetna próba, ale nie jestem pewna, przepraszam. Bmw był pierwszym, jaki przyszedł mi do głowy, więc może… Mam nadzieję, że bez względu na to, jaki jest, wkrótce znajdziecie mój samochód. Wtedy w sekundę będziecie wiedzieli, kim jestem.
– Skąd?
– Sprawdzicie numer nadwozia, nie mówiąc już o tablicach rejestracyjnych.
– Tak, to prawda – przyznał. – Moi ludzie szukają twojego auta. Jeśli ten ktoś, kto cię uderzył, próbował je ukryć, to miał szczęście. Cały ten śnieg doskonale zakamuflował samochód.
Kobieta odchrząknęła.
– Wygląda na to, że ktoś próbował mnie wyeliminować i po części mu się udało.
– Wszystko będzie dobrze, – powiedział spokojnie. – Ale zastanawiam się, jak dotarłaś do mojego domu.
– Może las był w pobliżu? – Kobieta nie wydawała się zmartwiona, co było dziwne u cywila. Była raczej ciekawa niż przerażona, jakby stała przed problemem, który musiała rozwiązać.
– A może udało ci się dojść do lasu o własnych siłach?
– Kto wie? – Roześmiała się, po raz pierwszy szczerze.
– I oto jestem, równie bezużyteczna jak ratownik, który nie umie pływać. Co mogłam takiego zrobić, że ktoś zadał sobie tyle trudu?
– Niemal widzę trybiki w twojej głowie. Przestań się starać. Odpocznij. Wspomnienia wracają coraz szybciej. Już niedługo wszystko sobie przypomnisz. Myślisz, że masz zwykłą beemkę?
– Nie, sportową. – Znowu zaczęła się śmiać. – Możesz w to uwierzyć?
– Doktor Crocker powiedział mi, tobie pewnie też, że fragmenty informacji będą do ciebie wracały, ale największe elementy jeszcze przez chwilę pozostaną w ukryciu. Tak, jak powiedziałem, przestań się starać. Może rozpoznasz swój samochód, kiedy go znajdziemy.
– Twoja żona musi być bardzo tolerancyjną kobietą.
– Była.
Kobieta nic nie odpowiedziała. Znowu rozbolała ją głowa.
Ku jej zaskoczeniu, zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, szeryf wręczył jej termos.
– Boli cię. Weź jeden z tych proszków przeciwbólowych, które ci dali.
Skinęła głową, wzięła dwie tabletki, popiła kawą i oparła głowę o siedzenie.
Gdy tylko otworzyła drzwi samochodu, usłyszała głośne szczekanie.
– To B rew ster. Niezły z niego pies myśliwski. Uważaj, żeby cię nie obsiusiał.
Psiak jej nie obsiusiał, ale gdy tylko zobaczył kobietę zwiniętą na sofie, przytulił się do niej i polizał po brodzie. Szeryf przykrył ją dwoma ręcznie haftowanymi kocami. Miała ochotę spędzić na tej cudownej, miękkiej sofie cały dzień.
Obudziła się, kiedy usłyszała głos szeryfa:
– Ciszej, chłopcy, mamy gościa.
– Ta pani, którą znalazłeś wczoraj w nocy, tato?
– Tak. Nic jej nie będzie, ale wciąż nie pamięta kilku rzeczy, między innymi tego, kim jest.
Dix zobaczył, że kobieta się obudziła i patrzy na całą trójkę.
Jeszcze raz przedstawił jej chłopców.
– To ja zrobiłem ci gorącą herbatę – przypomniał Rob.
– Tak, pamiętam. Dziękuję ci.
– Nie wiem, jak mam się do ciebie zwracać – powiedział Dix.
– Hm. Może Madonna?
– Nie masz przerwy między przednimi zębami – zauważył Rob.
Przesunęła językiem po zębach.
– A możecie udawać, że mam? I że jestem blondynką?
– Madonna ciągle zmienia kolor włosów, więc to żaden problem – zdecydował Rob.
– Mama lubiła Madonnę, mówiła, że ona ma taką wyobraźnię, że będzie kreowała siebie na nowo, aż skończy osiemdziesiąt lat i może wtedy kupi Florydę – dodał Rafer.
Rafer, inaczej niż jego brat, miał jasnobrązowe włosy i ciemne oczy ojca – kombinacja, która kiedyś będzie przyprawiała dziewczęta o zawrót głowy. Obaj bracia byli na razie chudzi jak szczapy, ale było widać, że wyrosną na dużych mężczyzn, jak ich tata. A mama?
– No dobrze – powiedział Dix. – W takim razie Madonna. Rob, możesz zrobić Madonnie herbaty i kilka tostów z dżemem?
Rob popatrzył na leżącą na sofie kobietę. Wyglądała naprawdę marnie.
– Pewnie, tato.
Rozległo się pukanie do drzwi. Rafer poszedł otworzyć, a Brewster szczekał wściekle u jego stóp.
To był Emory Cox, zastępca Dixa.
– Przyszedłem zrobić zdjęcie, szeryfie. Dzień dobry pani.
Dix przedstawił gościa.
– Na razie nazywaj ją Madonna, Emory.
Emory zrobił polaroidem sześć zdjęć, po czym Dix wyprowadził go z salonu tak, żeby nikt nie mógł ich usłyszeć.
Rafer stał w drzwiach i przyglądał się gościowi. Otworzył usta, po czym je zamknął.
– Wiesz coś o podwójnej spirali DNA, Madonna?
– Pewnie, Rafe, chodź tu i pogadamy o tym.
– Pokażę ci mój model!
Rozdział 6
Cmentarz Narodowy
Arlington, Wirginia
Sobota rano
Lekki śnieg przestał padać dwie godziny temu, o siódmej. Niebo było ołowianoszare, chmury ciężkie od zapowiadanego na popołudnie śniegu.
Agent Ron Latham stał obok agentki Connie Ashley, która studiowała mapę cmentarza.
– Dlaczego Moses Grace miałby przyjechać akurat tutaj?
Myślę, że Rolly ma kosztowne potrzeby, które musi zaspokoić… – Raczej pragnienie – zauważyła Connie.
– Do tego wszystkiego facet jest alkoholikiem? – Agent Jim Farland udawał, że rozmawia przez komórkę.