Pędził jak szalony, ale wciąż nie widział ciężarówki. Pewnie wyłączyli światła.
– Penny, widzisz ich?
– Co chwila mi znikają.
– Emory, daj Penny swojego remingtona, niech spróbuje przestrzelić im opony, jak podjadę bliżej. Chcę mieć tych kretynów żywych. – Remington był dumą i radością Emory'ego, ale nie zaprotestował, bo Penny strzelała najlepiej na całym posterunku.
W tej chwili w szybę uderzyła kula. Szkło pokryło się pajęczyną pęknięć.
– Skurwysyn! – wrzasnął Emory.
– Penny, schowaj się! – zawołał Dix, zwalniając.
– Daj mi broń, Emory, pora na zemstę!
– Do cholery, Penny, bądź ostrożna.
Roześmiała się i sprawdziła, czy magazynek jest pełny. Penny była jak lwica, pomyślał Dix, niczego się nie bała i przyspieszył, żeby podjechać bliżej do napastników. W końcu zobaczył ciężarówkę, która jechała tak samo szybko, utrzymując między nimi stały dystans. Penny wystrzeliła, szybko i pewnie, wszystkie pięć nabojów prosto w padający gęsto śnieg.
Dix prawie nie widział ciężarówki, ale przez sekundę dostrzegł nisko jakiś błysk obok lewej opony.
– Chyba w coś trafiłaś – krzyknął do Penny. – Wyglądało na lewe tylne światło.
– Tak, też tak myślę – odpowiedziała, ładując do remingtona następnych pięć naboi, które podał jej Emory. – Hej, Emory, niezła zabawka. Ta lufa jest cięższa od mojej teściowej.
– Z okna pasażera wygląda jakiś facet! – krzyknął Emory.
– Uważaj, Penny! – Ale ona już się schowała. Usłyszeli sześć szybkich strzałów, dwie kule odbiły się od zderzaka. Penny znowu wychyliła się z okna i szybko opróżniła magazynek.
– Musimy podjechać bliżej, szeryfie, stąd nie dam rady trafić w oponę.
Dix jechał już ponad 120, ale przyśpieszył do 140 km. Słyszał, jak Claus krzyczał coś do Penny, a potem wystrzelił ze swojego glocka, żeby ją osłaniać albo odwrócić uwagę ściganych.
Penny znowu naładowała magazynek – powoli, żeby nie wypuścić naboi z przemarzniętych rąk – i znowu zaczęła strzelać.
Nagle rozległ się przeraźliwy huk. Światło, które widział wcześniej, rozbłysło oślepiająco jak latarnia morska, rozświetlając na niebiesko padający śnieg. Dix usłyszał krzyk Penny i zobaczył, jak Emory odskakuje do tyłu. Kula trafiła ją w tej samej chwili, w której wybuchła ciężarówka. Świat zamarł, a Dix patrzył na pomarańczowe jak strój więźniów w Louden płomienie, strzelające w górę na dwadzieścia, trzydzieści stóp, prosto w czerwonopomarańczowe niebo. Otoczył ich dym czarny jak smoła.
Kiedy ciężarówka wybuchła z ogłuszającym hukiem, Dix już naciskał na hamulec. Przejechali przez płomienie, wokół nich latały odłamki. W dach radiowozu uderzył kawał czarnej blachy, ale nie przebił auta. Mało brakowało, a wszyscy byliby już martwi.
Dix nie przestawał cisnąć hamulca, próbując jechać prosto, ale samochód wpadł w poślizg. Modlił się przenosząc stopę z hamulca na gaz i próbując wyprowadzić auto, aż w końcu udało mu się zapanować nad samochodem.
– Szeryfie! O mój Boże!
Dix myślał, że serce mu stanie. Prosto na nich w szaleńczym tempie toczyła się płonąca opona. Dix skręcił w prawo i opona uderzyła w zderzak, popchnęła ich do przodu i w lewo.
– Trzymajcie się!
Radiowóz zatrzymał się dziesięć stóp od barierki na w miarę płaskim gruncie, na szczęście daleko od grubej ściany drzew. Zatrzymała ich zaspa wysoka na dobre cztery stopy.
Penny, przytrzymywana przez Clausa, leżała bezwładnie na siedzeniu pasażera. Z rany na jej głowie płynęła krew.
Dix poczuł zawroty głowy, ale szybko się otrząsnął. Ściągnął Penny wełnianą czapkę i przycisnął ją mocno do rany.
– Zanieśmy ją na drogę. Samochód nie ruszy. Claus, dzwoń pod dziewięćset jedenaście.
Ostrożnie wyjęli Penny z przedniego siedzenia i Emory zaniósł ją na autostradę tak delikatnie, jak nosił swą maleńką córeczkę.
Zobaczyli iskry strzelające z drutu wysokiego napięcia, który spadał na nich, wijąc się dziko. Drut nagle strzelił obok Clausa, niemal dotykając jego nogi. Odskoczył w ostatniej chwili. Patrzyli, jak drut zapada się w śnieg wciąż strzelając iskrami.
– Nic się wam nie stało? – spytał Dix.
– Nie, jesteśmy tylko trochę roztrzęsieni – odpowiedział Emory, pochylając się nad Penny i sprawdzając jej źrenice. – Ale głowa Penny nadal krwawi i jest nieprzytomna. Nie podoba mi się to.
Claus przekrzywił głowę.
– Słyszę syreny. Zaraz przyjedzie pomoc. – Popatrzył na płonącą ciężarówkę. – Ale dla nich już nic się nie da zrobić.
Rozdział 9
Madonna patrzyła, jak szeryf tuli do siebie chłopców. Bardzo się o niego bali, ale byli chłopcami i starali się tego nie okazać. Milczeli, ściskali jednak ojca tak mocno, że pewnie nie mógł oddychać. Wiedziała, że nic nie mówią, bo boją się, że się rozpłaczą. Ona sama czuła się bezradna, bezużyteczna jak eunuch w noc poślubną i nienawidziła tego uczucia.
Dix odezwał się cicho do synów, mówiąc im, że jest z nich dumny i podziękował im za opiekę nad Madonną, co wywołało słaby uśmiech na jej twarzy.
W końcu Rob się odsunął i popatrzył na ojca.
– Masz krew na twarzy.
– To nie moja, nie martw się.
– Przestraszyłeś nas jak cholera. – Rob uderzył ojca pięścią w ramię.
– Nie przeklinaj – powiedział Dix automatycznie i potarł z uśmiechem ramię. – Nieźle. Za kilka lat rozłożysz mnie na łopatki. Nie sprawialiście Madonnie kłopotów?
– Nie – powiedział Rafer, który jeszcze całkiem się nie pozbierał. – Zrobiła kakao, a my opowiedzieliśmy jej o domu starego Steetera, jak on kradł małe dzieci i je więził. Ona powiedziała, że nie może nam opowiedzieć żadnej historii, bo nic nie pamięta.
Dix uniósł brwi.
– Na pewno lepiej się poczuła po tej historii, pewnie żałowała, że sama nie może wam nic opowiedzieć.
– Madonna chce zobaczyć ten dom – powiedział Rob. Sprawdzić, czy nie ma tam jakichś sekretnych przejść.
– Stary pan Steter zmarł dziesięć lat temu – wyjaśnił jej Dix – i zostawił wielki wiktoriański dom bratankowi, który nigdy do niego nie przyjechał, a mnóstwo kruczków prawnych zabrania go wyremontować czy sprzedać. Dzieciaki opowiadają sobie o tym domu przedziwne historie.
– Fajnie byłoby go obejrzeć, jeśli obiecasz, że nie będą nas prześladować żadne duchy. Chcesz kakao, szeryfie?
– Z wielką chęcią. – Dix zdjął kurtkę i rękawiczki i poszedł do łazienki, żeby zmyć krew z twarzy. Po powrocie do kuchni opadł na krzesło, a Rob i Rafe nie odstępowali go ani na krok. – Opowiesz nam o tym wszystkim, tato?
– Złapałeś tych facetów, którzy strzelali do Madonny? Skąd ta krew?
– Było dosyć nieprzyjemnie, Rafe. Goniliśmy ich na autostradzie. Penny musiała trafić w ich bak z benzyną, bo ciężarówka wybuchła. Tamci mężczyźni nie przeżyli. Na twarzy miałem krew Penny. Została ranna w głowę i odpoczywa w szpitalu. Nic jej nie będzie. Straż pożarna usuwa resztki ciężarówki.
Opowiedział chłopcom dosyć, by zaspokoić ich głód wrażeń, pomyślała Madonna, ale nie tyle, żeby stało się to dla nich zbyt prawdziwe. Ale i tak te fakty były przerażające.
– Czy tamci faceci się spalili? – spytał Rafe.
– Tak, Rafe, spalili się. – Wylecieli w powietrze i rozerwało ich na strzępy, pomyślał Dix, nie mogli być już bardziej martwi. – Czy Penny miała zakładane szwy na głowie? – zaciekawił się Rob.